- Jak się trzymasz? - dodał z troską w głosie ogier. To pytanie sprawiło, że rozmowa nie mogła zakończyć się tylko na krótkim wspomnieniu. Pierwsza całonocna wędrówka nie była może najłatwiejszą rzeczą. Byłam senna i trochę zmęczona, ale z pewnością nic mi nie dolegało. Z jakiego powodu tak się o to martwi?
- Dobrze. - nie miałam sił ani motywów do zgryźliwej odpowiedzi. - A ty?
- Też. - zapadła chwila milczenia. Przed nami rozciągały się bezkresne, płaskie przestrzenie, pokryte warstwą puchu, jednak nie tak grubą, jak nad jeziorem Uws. W oddali zaczynały się nagle góry o postrzępionych biało-czarnych szczytach. Cień od nich padał na część krainy, pogrążając ją w pozornym mroku. Tylko wiatr świszczał w uszach, hulając po tej przestrzeni, zadowolony ze swojej swobody. Typowe, surowe piękno Mongolii w pradawnej odsłonie...
- Powinniśmy przedostać się przez tamten łańcuch dość szybko, prawda? - spytał Khonkh, wpatrując się intensywnie w tamtą stronę.
- Myślę, że powinniśmy go minąć na prawo. - zasugerowałam.
- Znowu będę musiał wysłuchiwać wywodów na temat zagrożeń? - parsknął śmiechem.
- Nie. Za nimi jest spore jezioro, które również musimy obejść, inaczej znajdziemy się w nieodpowiednim miejscu. - wyjaśniłam spokojnie. Jedyne, czego teraz chciałam, to nierobienie niczego, co zburzyłoby ten idealny stan.
- Rozumiem. Za nim po pewnym czasie pojawiają się kolejne góry, a potem jest już z górki. - stwierdził, i znów zamilkł. Czas mijał, a nie działo się nic oprócz zwyczajnego postępowania stepu, niekończącego się cyklu życia i śmierci, przeróżnych wahań. Zbliżała się pora warty Fenrira i Hasminy.
<Khonkh? Nie miałam pomysłu na nic...ckliwegoXD Pozostawiam dalszy ciąg tobie...>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!