- Hej, uważaj trochę!- usłyszałem. Po głosie rozpoznałem, że trafiłem w Yatgaar. Ledwo się odwróciłem, a na moim pysku wylądowała warstwa śniegu. Nie zastanawiając się długo, także obrzuciłem klacz białym puchem. Yatgaar ponownie mi oddała, ale tym razem zrobiłem unik i śnieżny pocisk trafił kogoś innego.
- Hej!- usłyszałem tylko, a po chwili w moją stronę ponownie pędził rzucony śnieg. Uniknąłem uderzenia i trafiło ono w Yatgaar. Nie trzeba było długo czekać, aż do zabawy włączyli się wszyscy. Śnieg latał w tę i z powrotem, tak że nikt nie był w stanie stale go unikać. W końcu po jakiejś godzinie zabawy wojna dobiegła końca. Zmęczeni pozbieraliśmy to, co nadawało się jeszcze do zrobienia ozdób i zawróciliśmy w stronę jeziora.
- Zadowolony? Wywołałeś śnieżną bitwę- powiedziała Yatgaar, zrównując się ze mną.
- Tak, ale ja niechcący trafiłem w ciebie tym śniegiem no i to ty pierwsza rzuciłaś w kogoś innego, więc właściwie to Twoja sprawka- odpowiedziałem.
- Ale gdybyś nie oddał mi, albo nie zrobił uniku, nie byłoby tej walki- odparła klacz.
- Tak, co nie zmienia faktu, że ty mnie za pierwszym razem trafiłaś specjalnie- powiedziałem.
- A ty w kółko o tym samym- skomentowała Yatgaar. Przez całą drogę nad jezioro tak się przekomarzaliśmy. Po dotarciu na miejsce, Linda wraz ze swoimi pomocnicami, którymi miały zaszczyt zostać Marabell i Cherry, wytłumaczyła kilka technik robienia ozdóbek. Mieliśmy do dyspozycji kamyczki, gałązki, szyszki, odłamki kory, kawałki lodu, sznurki. Przystąpiliśmy więc do tworzenia naszych małych arcydzieł. Linda, Cherry i Marabell chodziły między nami i w razie czego służyły pomocą. Udało mi się zrobić ozdobę w postaci gałązki świerku przyozdobionej kawałkami lodu i drobnymi kamyczkami. Byłem bardzo dumny z tego dzieła, póki nie ujrzałem wyroby Marabell. Przełożyła sznurek przez kawałek kory. Po jednej stronie do zwisającego sznurka doczepiła drugi fragment drzewa, którym kształtem przypominał gwiazdę. Wokół na innych sznurkach zaczepione były skrzące się w słońcu kawałki lodu. Z drugiej strony klacz zrobiła uchwyt, za który ozdobę można było łatwo powiesić. W końcu skończyliśmy robić ozdoby i przyozdobiliśmy nimi okolicę. Potem nie było już za wiele do robienia, więc udałem się prosić o prywatne lekcje wyrobu ozdób u Marabell. Z jej pomocą udało mi się stworzyć coś lepszego. Były to związane w kształt koła gałązki, ozdobione kawałkami lodu, kamyczkami i korą. Wyglądało to nieco lepiej, dlatego postanowiłem, iż będzie to świąteczny prezent dla wybranej przeze mnie osoby. Jeśli zaś idzie o podarunki, konie od dłuższego czasu zachodziły w głowę, co komu podarować. Nie był to łatwy wybór. Ja sam miałem jeszcze mnóstwo rzeczy do zaplanowanie i przemyślenia. Wieczorem, kiedy wszyscy już zebrali się ponownie w tym samym miejscu, ktoś zanucił znaną, świąteczną piosenkę. Wszyscy od razy to podchwycili i zaczęli śpiewać. Śpiew szybko rozniósł się na pustej przestrzeni i wypełnił swą obecnością ciszę.
Zima u nas zagościła
Pierwsza gwiazda zaświeciła
Śnieg wkoło prószy
Mikołaj sanie swe przegląda
Zanim w podróż ruszy
Wszyscy razem się zbierają
I tak razem śpiewają:
Zimo, ach zimo, cóż przyniosłaś nam?
Mróz i śnieg
Śnieg i mróz
Oto jest Twój dar!
Już nadszedł na to czas
By prezenty dać
Każdego z nas Mikołaj odszuka
Piękny podarek mu wyszuka
Miłość połączy nas
Radość połączy nas
Już nadszedł na to czas!
Zimo, ach zimo, cóż przyniosłaś nam?
Świąteczny blask
Świąteczny smak
Oto jest Twój dar!
Stopniowo piosenkę śpiewało coraz mniej koni. Śpiew zaczął ponownie ustępować miejsca ciszy. W końcu nie było już słychać nic poza równomiernymi oddechami członków klanu. Sam wreszcie także poszedłem spać, prawdopodobnie jak ostatni, zdając sobie sprawę z tego, że jutro czeka nas wszystkich kolejna dawka świątecznych przygotowań.
<Piosenka wymyślona w ciągu kilku minut, więc proszę w razie czego o łaskawą krytykę XD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!