Moja kondycja jest coraz lepsza-pomyślałam, wracając z porannej przebieżki, tym razem będąc też o wiele mniej zmęczoną niż kiedy zaczynałam cały swój trening. Później wymyśliłam kilka ćwiczeń dla Viri i Risy, następnie pojadłam nieco trawy i udałam się na krótki spacer. Traf chciał, że wzięłam ze sobą swoją włócznię. Myślałam, że może trafi się jakaś okazja do poćwiczenia umiejętności posługiwania się nią. I, jakby nie patrzeć, trafiła się, tyle że ja nie tego się spodziewałam. Wybrałam się najpierw na jakąś łąkę, później do lasu, a na sam koniec skierowałam swoje kroki nad jezioro. I tu właśnie czekała na mnie niespodzianka! Zauważyłam najpierw jakiegoś konia i pewnie nie zwróciłabym na niego większej uwagi, gdyby nie jego dziwne ruchy. Powoli podeszłam do, jak się okazało, jednej z członkini klanu. Klacz usłyszała mnie oczywiście, gdyż nie starałam się nawet zachowywać jakoś specjalnie cicho i odwróciła się w moją stronę. Uspokoiła się, kiedy spostrzegła, że to tylko ja.
-Coś się stało?-spytałam niemal od razu.
-Ehm... Utknęłam-odparła klacz, wskazując pyskiem na swoją nogę uwięzioną między kilkoma kamieniami.-Mogłabyś mi pomóc?-dodała po chwili. Przyjrzałam się "pułapce".
-Jasne, myślę, że nie będzie z tym problemu-odparłam, po czym przystąpiłam do dzieła. Położyłam swoją włócznię obok, a sama spróbowałam jakoś odciągnąć chociaż jeden kamień. W tym czasie klacz starała się wyrwać nogę z pułapki.
-To na nic-powiedziała po kilku minutach, kiedy nasze starania faktycznie nie przynosiły efektów. Wyprostowałam się i zaczęłam zastanawiać, co jeszcze mogłabym zrobić. Wtem mój wzrok spoczął na mej włóczni. No jasne! Że też wcześniej o tym nie pomyślałam!-zganiłam samą siebie w myślach. Chwyciłam swoją broń mocno w zęby, po czym wbiłam ją w ziemię, starając się podważyć jeden z kamieni. Nie było to łatwe, bo samo podłoże także nie należało do miękkich. W końcu jednak udało mi się i z całych sił zaczęłam ciągnąć włócznię w dół. Po kilku próbach kamień w końcu poruszył się, aż w końcu udało mi się go nieco unieść. Spadł na bok, w tym samym czasie klacz zdołała zabrać swoją uwolnioną nogę, a ja usłyszałam dźwięk pękającego drewna. Zaskoczona puściłam włócznię i zrobiłam parę kroków do tyłu, aby przyjrzeć się swojej broni. Teraz jej drzewiec może i nadal stanowił całość, ale w jednym miejscu wystawało z niego kilka długich drzazg.
-O nie! Twoja broń! Tak mi przykro, to przeze mnie, przepraszam-odezwała się klacz.
-To nic takiego. Ta widocznie nie była zbyt dobrej jakości, znajdę sobie jeszcze coś lepszego-odparłam.
-Może da się to jeszcze naprawić?-zasugerowała klacz.
-Mogłoby to być możliwe, ale wolałabym tego nie robić. Nie chciałabym walczyć uszkodzoną bronią-odparłam.
-Więc co z nią zrobisz?-spytała klacz.
-Pewnie gdzieś ukryję i zostawię-powiedziałam.
-Skoro tak... W każdym razie, bardzo dziękuję za pomoc. Jestem Mirabika-powiedziała moja rozmówczyni.
-A ja Vayola-odparłam. Chwilę jeszcze pomówiłyśmy, po czym klacz odeszła w stronę klanu. Ja, tak jak zaplanowałam, poszukałam jakiegoś miejsca, aby ukryć broń i także wróciłam do stada. Pozwoliłam sobie resztę dnia nieco odpocząć i dopiero wieczorem dałam się jeszcze namówić Viri i Risie na zabawę w chowanego, bo mimo wszystko chciałam jeszcze poćwiczyć swoją umiejętność kamuflowania się, a i im się to przydało. Postanowiłam potem, że powinnam zdecydowanie częściej ćwiczyć, choć teraz już na jakiś mogłam nieco zwolnić z tymi treningami.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!