Po wykonaniu zadania wróciłem do bezgłowego konia. Tym razem nie
musiałem nawet wchodzić do jaskini. Bezgłowy koń stał właśnie na wzgórzu
niczym władca tych terenów. Powoli do niego podszedłem. Nie obawiałem
się już jego gniewu. Wiedziałem czego mogę się po nim spodziewać i
postanowiłem nie okazywać strachu. No wyglądał imponująco i strasznie,
ale nie tak jak opisywał go jakiś dziwak. Może porostu nie wykonał
zadania i to była jego kara. Mimo wszystko, nawet gdybym się poddał to
przecież mogę uciec. Panowanie bezgłowego konia nie może trwać
wiecznie. Podszedłem do pełnego gracji ogiera.
-Witam ponownie - powiedziałem śmiało z kpiącą nutką w głosie.
-Cóż sprawiło taką nagłą zmianę w twoim zachowaniu? Nie czuję w tobie
ani trochę strachu - powiedział jak zwykle napawającym strachem tonem,
bezgłowy koń.
-Coś musiało tą zmianę spowodować, - powiedziałem tajemniczo - ale nie
po to tu przychodzę. Wykonałem zadanie i oczekuję zapłaty - powiedziałem
nie zmieniając swojego głosu.
-Mogę zabić cię jednym skinieniem, a ty śmiesz prosić mnie o zapłatę?
Masz szczęście. Póki co nic ci nie zrobię, a twoja zapłata już do ciebie
poleciała - ostatnie słowo wypowiedział z przeszywającym śmiechem.
-Zrozumiałem - rzekłem beznamiętnie. - A teraz mogę prosić o zadanie?
<Bezgłowy koniu? >
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!