-... zaraz z tobą skończę- jednoznacznie wskazywało to, że klacz jest w niebezpieczeństwie. Odciągnąłem Tayfuna na bok.
- Biegnij do stada i sprowadź pomoc- powiedziałem.
- A ty?- spytał zaniepokojony ogier.
- A ja zostanę tutaj i pomogę Lindzie- odparłem.
- Nie mogę cię samego zostawić- odpowiedział Tayfun.
- Spokojnie, jestem obrońcą, poradzę sobie. Biegnij- powiedziałem, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Ogier jeszcze chwilę patrzył na mnie niepewnie, po czym rzucił się w stronę klanu. Kiedy tylko oddalił się, wziąłem głęboki wdech. Miałem już plan. Żałowałem jednak, że nie mam przy sobie żadnej broni. Wybiegłem na polanę niczym strzała, podbiegłem od tyłu do konia i, nim ten się zorientował, zadałem mi silny cios samymi kopytami.
- Co tu się dzieje?- spytałem, zanim mój przeciwnik zdążył zrozumieć, co się właściwie stało.
- O, proszę, mamy kolejnego nieproszonego gościa- powiedział koń.
- Wybacz, ale nie rozumiem, o co chodzi- odparłem.
- O to chodzi, że bez pozwolenia wtargnęliście na mój teren!- zawołał ogier.
- Wybacz, ale jesteś w błędzie. Te tereny należą do Klanu Mroźnej Duszy- powiedziałem, licząc na to, że da się załagodzić sytuację.
- Te tereny NALEŻAŁY do Klanu Mroźnej Duszy. Oni już nie żyją.
- Tak, ale czyżbyś nie słyszał o nowym stadzie o tejże nazwie, które zajęło ziemie należące do morderczego tria?- zapytałem z niedowierzaniem.
- Słyszałem, oczywiście, że słyszałem. Kto by nie słyszał. Ale oni roszczą sobie prawa do tych ziem zupełnie bezpodstawnie!- zawołał ogier. Chciałem jeszcze uświadomić mu, że to właśnie nasz władca pozbył się tych trzech morderców, więc, siłą rzeczy, ich tereny należą do niego. Jednak spostrzegłem, że ogier szykuję się do ataku, co więcej, ma przy sobie nóż myśliwski. Zrobiłem szybki unik, a Lindzie kazałem uciekać. Udało mi się szybko odwrócić i po raz kolejny kopnąć mojego napastnika. Tym razem nie udało mi się jednak użyć całej mojej siły. Po chwili czarny ogier ponownie zaatakował, a ja znów uniknąłem ciosu. Byłem o dużo zwinniejszy i szybszy niż on. Nie mogłem jednak wiecznie się bronić, musiałem przejść do ataku. Trzeci cios ze strony mojego przeciwnika był o wiele bardziej przemyślany. Zupełnie się go nie spodziewałem, przez co nóż omal nie dosięgnął mojej szyi. Udało mu się zrobić unik, jednocześnie znalazłem się w bardzo dogodnej dla ataku pozycji. Zadałem szybki cios, który sprawił, że ogier wypuścił swój miecz. Czym prędzej go złapałem i ponownie zaatakowałem. Udało mi się zranić konia w bok. Szamotaliśmy się tak jeszcze przez jakiś czas. Ogier zdołał zadać mi kilka ciosów, ale żaden z nich nie był zbyt poważny. Ja natomiast zraniłem go dość mocno parę razy. Nagle do naszych uszu dotarły odgłosy sugerujące, że ktoś się zbliża. Spodziewałem się, że do wsparcie ze stada. Słysząc moich towarzyszy, ogier odwrócił się i zaczął uciekać. Nie czekając długo, rzuciłem się za nim w pogoń. Czarny koń wybrał jak najbardziej wyboistą drogę. Pełno było na niej kamienie i powalonych drzew. Po chwili znalazły się przy mnie Hasmina i Grey. Razem ścigaliśmy ogiera, jednak klacze nie były w stanie dorównać mi kroku i zostały w tyle. Ja nie poddałem się tak łatwo. Przeskakiwanie przeszkód nie było dla mnie żadną przeszkodą, w przeciwieństwie do uciekiniera. W końcu odległość między nami zaczęła się zmniejszać. W pewnym momencie, kiedy już niemal doścignąłem ogiera, ten nagle zatrzymał się i odwrócił. Zupełnie się tego nie spodziewałem, przez co prawie na niego wpadłem.
- Zakończmy to tu i teraz- powiedział, ciężko dysząc.
- Nie jesteś w stanie walczyć- zauważyłem.
- Wiem to. Więc musisz mnie zabić- powiedział, po czym zapanowała głucha cisza.- No dalej, od początku wiedzieliśmy, że jeden z nas przegra i zginie. Przestań delektować się swoją chwilą siły i mnie zabij!- zawołał. Zupełnie źle mnie zrozumiał. Wcale nie myślałem wtedy, jaki to ja jestem super, bo wygrałem. Z przerażeniem zdawałem sobie sprawę, że on miał rację. Obejmując stanowisko obrońcy myślałem, że będę co najwyżej pilnował porządku w klanie. Bronił członków... Ale zupełnie nie myślałem nad tym, że wiąże się to z zabijaniem także innych koni. Wiem jedno, nie potrafiłbym tego zrobić- pomyślałem.
- Idź- powiedziałem cicho.
- Co? Co tam mamroczesz pod nosem?- zapytał ogier.
- Powiedziałem, że pozwalam ci odejść, jeśli obiecasz, że opuścisz tereny Klanu Mroźnej Duszy.
- Żartujesz?- zdziwił się ogier.
- A wyglądam, jakbym żartował?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Koń zmierzył mnie nieufnym spojrzeniem.
- W takim razie obiecuję ci to- powiedział szybko, po czym odwrócił się i czym prędzej oddalił. Westchnąłem ciężko. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że koń mógł mnie oszukać i prawdopodobnie właśnie tak zrobił. Mimo to i tak nie rzuciłem się za nim w kolejny pościg, choć mogłem. Po co jednak miałbym to robić, skoro nie byłbym w stanie go zabić? Zamiast tego postanowiłem wrócić do klanu i powiedzieć, że ogier po prostu zdołał mi uciec. Dzięki temu może wszyscy będą na siebie uważać i może nawet komuś innemu uda się go wytropić i przemówić mu do rozsądku. Ja miałem obecnie do rozwiązania swój własny problem. Spojrzałem na trzymany przeze mnie nóż. Po chwili schowałem go i zawróciłem w stronę klanu.
<Opowiadanie dotyczące rangi>
KONIEC
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!