- Ty także możesz chociaż tam się przejść i przynajmniej spróbować. - ogier najwyraźniej nie zamierzał się poddać. Właściwie, co mi szkodzi? Przecież nikt nie czyta tam nikomu w myślach. Mądra ja.
- No dobrze... - powiedziałam spokojnie, pozwalając mu zaprowadzić się na wzgórze. Schyliłam pysk i zerwałam pęczek. Faktycznie, trawa była tu o niebo lepsza. Ochoczo zabrałam się do jedzenia, ukrywając zakłopotanie. Pozwalałam wypłynąć na wierzch tylko sztucznej wdzięczności w postaci delikatnego uśmiechu.
Wkrótce zaczął zapadać zmierzch. Rozmowy przycichły, wszystkie konie szykowały się do snu. W umyśle próbowałam jeszcze się czegoś doszukać i obmyślić niektóre szczegóły, jednak i on, i ciało dosłownie padały z nóg, zmęczone życiowymi rozkminami i czynnościami. Jak większość koni powlekłam się w jedno miejsce na wzgórzu, jednak nieco dalej od reszty. Przywódca klanu uczynił to samo, stając kilka metrów ode mnie, zapewne również nie przepadając za tłumami. Cisza stawała się coraz głębsza. A ja czułam się mimo to coraz bardziej...bezpieczna. Wtem po ziemi przesunęły się, ledwo widoczne w szarym półmroku, bezszelestnie cztery ptasie cienie. Uniosłam automatycznie pysk, a do głowy jak na komendę wpadł mi niezły pomysł. Frakcja Krucze Cienie. Już niedługo muszą zacząć działać.
- Lubisz patrzeć na gwiazdy? - spytał znienacka Khonkh. Odwróciłam łeb w jego stronę, kompletnie nie wiedząc, co odpowiedzieć. Skąd mu się to wzięło? Zwykłe ,,tak" przecież nie wystarczy...W końcu, gdy już chyba stracił nadzieję na moją odpowiedź, rzekłam:
- Właściwie, tak. - chwila przerwy. - Nie potrafię ci powiedzieć, dlaczego. Są czymś odległym, nieuchwytnym, co niektórzy próbują ściągnąć na ziemię i objąć rozumem...Wolę pozostawić je tam i pozwolić, żeby dawały mi się odsłonić, kiedy będzie to potrzebne. - wpatrywał się we mnie zdziwiony. Byłam równie zaskoczona swoją wypowiedzią. Usunęłam się w cień i szybko zamknęłam oczy. Po długim czekaniu zdołałam jeszcze uchylić powieki i rzucić mu ostatnie spojrzenie.
~Kilka dni później~
Znów zatrzymaliśmy się na postój po dzisiejszym krótkim odcinku drogi. Jeżeli dobrze pamiętam, Byorn zaczął źle się czuć. Skubałam właśnie niezbyt smaczną trawę w cieniu rzucanym przez ogołocone z liści gałęzie pojedynczego drzewa, gdy doszły mnie dźwięki rozmowy między władcą a drugim ogierem. Ton ich głosu sugerował kłótnię. Niestety nie udało mi się podsłuchać, o co chodziło, jednak po ich rozejściu się podeszłam do siwego konia z nietęgą miną.
- Witaj.
- Witaj. Zapewne zwiesz się Akane, o piękna pani? - zniesmaczona powstrzymałam się od przewrócenia oczami, a zamiast tego dodałam do kolejnego zdania więcej miodu.
- Owszem. - spuściłam wzrok. - Jednak nie poznałam jeszcze twego imienia.
- Aron.
- Coś nie poszło między tobą a Khonkiem? - spytałam niewinnym, a zarazem zaciekawionym tonem.
- Ech...tak. Czasem się zastanawiam, jak on w ogóle doszedł do władzy...już ktoś taki jak, dajmy na to, ty, byłby w tym lepszy. - wyrzuciłam pochlebstwo do śmietnika.
- Heh...przynajmniej dzięki temu mamy zapewnione pożywienie i bezpieczeństwo. - westchnęłam.
- Ta...w grupie siła.
- W grupie Kruczych Cieni? - rzekłam szybko, zniżając głos do szeptu przy ostatnich dwóch wyrazach. Mój rozmówca zamrugał parę razy, lecz wreszcie dotarł do niego sens wypowiedzi. Poruszył się niespokojnie. Już otwierał pysk, by coś powiedzieć, lecz przerwałam mu, śmiejąc się głośno:
- Grupę ptaków czasem nazywa się kluczem. - w moim oku przyczaiła się jednak głęboka powaga.
- To zastanawiające. - zostawiłam go ze swoimi myślami, mając nadzieję na odpowiedź twierdzącą. Nasza rozmowa na szczęście chyba nie wyglądała na podejrzaną, bowiem nawet przywódca spokojnie przeżuwał posiłek. Podeszłam i zaczęłam robić to samo.
<Khonkh? *) Ja nie mogę, ta buźka jest boska!XD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!