- Nikt nie będzie mi mówił, co powinnam, a czego nie powinnam robić- odparła ostro klacz. Widocznie nie była już w stanie dłużej nad sobą panować. Ja zresztą też nie.
- Tak się składa, że, jak już wspomniałem, jestem tutaj przywódcą, a ty moim poddanym. Mam więc pełne prawo mówić ci, jak powinnaś postępować- odparłem zdenerwowany.
- A jeśli się sprzeciwię to co mi zrobisz?- zapytała z ledwo wyczuwalną kpiną Yatgaar.
- Jeśli nie zamierzasz stosować się do rozkazów władcy i zasad Klanu Mroźnej Duszy, to proszę bardzo, droga wolna- powiedziałem, po czym odwróciłem się i odszedłem w stronę reszty stada. Zachowałem się w ten sposób jak małe źrebię, bo powinienem zapanować nad sobą i mimo wszystko przekonać Yatgaar, żeby dała sobie pomóc. Nie mam jednak nieskończonych pokładów cierpliwości. Najchętniej wysłałbym do niej Tayfuna, aby sprawdził, co z nią, ale nie chcę i jego narażać na jej humory. Zamiast tego znalazłem dogodne miejsce, gdzie rosła jeszcze w miarę dobrej jakości trawa. Pogrzebałem trochę kopytem w ziemi, a następnie zabrałem się do konsumpcji. Resztę dnia spędziłem na rozmowie z różnymi członkami klanu.
~~~Wieczorem~~~
Od tej naszej małej kłótni przez cały czas aż do teraz nie widziałem Yatgaar. Kiedy wróciła, prawie nikt tego nie zauważył, ale ja tak. Rzuciło mi się w oczy to, że nadal nie wyglądała najlepiej. Postanowiłem spróbować jeszcze raz. Schowałem więc dumę do kieszeni i podszedłem do niej:
- Może w końcu dasz sobie pomóc?- zapytałem.
<Yatgaar? Wiem, nie najlepsze, ale zupełnie nie miałam pomysłu>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!