Drżałam, wbijając zszokowane, szeroko otwarte oczy we władcę Klanu. Jak śmie...
-Nigdy! – wrzasnęłam, kładąc uszy i wierzgając najmocniej, jak potrafiłam. Strażnicy uniemożliwili mi to, na tyle ile mogli. –Nie pozwolę na to, po moim trupie! – dodałam, próbując przedostać się przez zaporę, którą utworzyli strażnicy. Shiregt spojrzał na mnie zamyślony, po czym zignorował moje słowa.
-Pozostaje jedno, kto odważy się to zrobić? – powiedział, rozglądając się. Wszyscy milczeli, a to znaczy, że pozostali zwykli poddani. Wbiłam wściekłe spojrzenie w gniadosza i odsłoniłam kły, próbując na niego ruszyć. W oczach ogiera na chwilę błysnęły iskierki niepewności, ale momentalnie opanował się i zablokował moją szarżę.
-Khairtai, kim ty teraz jesteś? – Wyszeptał, patrząc na mnie z zawodem w ciemnych oczętach. Niedługo potem mogłam wrócić do reszty stada, aczkolwiek Shiregt kazał mnie pilnować. Do jutra rana miało też się okazać, kto wykona na mnie tę całą karę! W głębi duszy bałam się, bałam się niemiłosiernie. Moja ranga w Klanie na pewno znacząco spadła... Poza tym, tak czy siak, nie zależało mi na jej podniesieniu! Może tylko dla jakiegoś niecnego planu... Tak, to jest myśl! Jeszcze się zdziwisz, Shiregt’cie… Muszę potem powiedzieć o tym Vayoli! Powolnym kłusem zbliżyłam się do soczystej i zielonej trawy. Cały czas czułam gardzące spojrzenie koni oraz czujny wzrok strażników na swoich plecach. Jeden z członków stada odważył się podejść.
-Mam nadzieję, że władca wyznaczył Ci surową karę! Najlepiej by było, gdybyś zapłaciła własną śmiercią za naszą drogą Cherry! – zarżał głosem pełnym nienawiści. Odwróciłam się gwałtownie, rżąc i unosząc kopyta.
-Zostaw mnie w spokoju! – prychnęłam. Zauważyłam, jak jeden ze strażników drgnął do przodu, ale postanowił zostać tam, gdzie stał. Koń, który wcześniej zakłócił mi spokój, spojrzał na mnie z wyższością, a potem oddalił się, już słyszałam te wszechobecne szepty na mój temat. Krążyły mi z tyłu głowy jak demony. Teraz pozostało mi czekać, co przyniesie następny dzień, a raczej kogo przyniesie.
-NASTĘPNY DZIEŃ-
Zbudziłam się wcześnie, nic nawet nie zjadłam, ponieważ ściskało mi żołądek ze stresu. Cały czas czułam dziwne spojrzenie Cardinaniego, skarogniadego ogiera należącego do Klanu. Stanęłam do niego tyłem, ale nie na długo miałam spokój. Niedługo potem dostrzegłam Shiregt’a zbliżającego się w moją stronę. Drgnęłam odruchowo, kładąc uszy, ale opanowałam się, wbijając w niego lodowate spojrzenie.
-No? Czego chcesz? -zapytałam przez zaciśnięte zęby. Władca Klanu nie odpowiedział. To była dosłownie chwila, gdy wszystko stało się ciemne.
-Przykro mi, Khairtai. Nie możesz nic zobaczyć. -odezwał się gniadosz. Szarpnęłam się, ale to nic nie dało. Nie mogłam zdjąć tego czegoś, co zasłaniało mi widok.
-To nie ujdzie Wam płazem! Zemszczę się! -krzyknęłam dalej próbując kopać wszystko naokoło. Krótko po założeniu mi tego przedmiotu na oczy, prawdopodobnie opaski, zostałam odprowadzona duży kawałek dalej. Poddałam się, dysząc. Chciałam mieć już to wszystko za sobą. Mogli dać mi każdą karę, ale musieli wybrać akurat tą. Być może teraz słono zapłacę za zamordowanie Cherry.
<Shiregt? Cardinano? Przepraszam, weny trochę zabrakło i wypadło mało kreatywnie.>
-Nigdy! – wrzasnęłam, kładąc uszy i wierzgając najmocniej, jak potrafiłam. Strażnicy uniemożliwili mi to, na tyle ile mogli. –Nie pozwolę na to, po moim trupie! – dodałam, próbując przedostać się przez zaporę, którą utworzyli strażnicy. Shiregt spojrzał na mnie zamyślony, po czym zignorował moje słowa.
-Pozostaje jedno, kto odważy się to zrobić? – powiedział, rozglądając się. Wszyscy milczeli, a to znaczy, że pozostali zwykli poddani. Wbiłam wściekłe spojrzenie w gniadosza i odsłoniłam kły, próbując na niego ruszyć. W oczach ogiera na chwilę błysnęły iskierki niepewności, ale momentalnie opanował się i zablokował moją szarżę.
-Khairtai, kim ty teraz jesteś? – Wyszeptał, patrząc na mnie z zawodem w ciemnych oczętach. Niedługo potem mogłam wrócić do reszty stada, aczkolwiek Shiregt kazał mnie pilnować. Do jutra rana miało też się okazać, kto wykona na mnie tę całą karę! W głębi duszy bałam się, bałam się niemiłosiernie. Moja ranga w Klanie na pewno znacząco spadła... Poza tym, tak czy siak, nie zależało mi na jej podniesieniu! Może tylko dla jakiegoś niecnego planu... Tak, to jest myśl! Jeszcze się zdziwisz, Shiregt’cie… Muszę potem powiedzieć o tym Vayoli! Powolnym kłusem zbliżyłam się do soczystej i zielonej trawy. Cały czas czułam gardzące spojrzenie koni oraz czujny wzrok strażników na swoich plecach. Jeden z członków stada odważył się podejść.
-Mam nadzieję, że władca wyznaczył Ci surową karę! Najlepiej by było, gdybyś zapłaciła własną śmiercią za naszą drogą Cherry! – zarżał głosem pełnym nienawiści. Odwróciłam się gwałtownie, rżąc i unosząc kopyta.
-Zostaw mnie w spokoju! – prychnęłam. Zauważyłam, jak jeden ze strażników drgnął do przodu, ale postanowił zostać tam, gdzie stał. Koń, który wcześniej zakłócił mi spokój, spojrzał na mnie z wyższością, a potem oddalił się, już słyszałam te wszechobecne szepty na mój temat. Krążyły mi z tyłu głowy jak demony. Teraz pozostało mi czekać, co przyniesie następny dzień, a raczej kogo przyniesie.
-NASTĘPNY DZIEŃ-
Zbudziłam się wcześnie, nic nawet nie zjadłam, ponieważ ściskało mi żołądek ze stresu. Cały czas czułam dziwne spojrzenie Cardinaniego, skarogniadego ogiera należącego do Klanu. Stanęłam do niego tyłem, ale nie na długo miałam spokój. Niedługo potem dostrzegłam Shiregt’a zbliżającego się w moją stronę. Drgnęłam odruchowo, kładąc uszy, ale opanowałam się, wbijając w niego lodowate spojrzenie.
-No? Czego chcesz? -zapytałam przez zaciśnięte zęby. Władca Klanu nie odpowiedział. To była dosłownie chwila, gdy wszystko stało się ciemne.
-Przykro mi, Khairtai. Nie możesz nic zobaczyć. -odezwał się gniadosz. Szarpnęłam się, ale to nic nie dało. Nie mogłam zdjąć tego czegoś, co zasłaniało mi widok.
-To nie ujdzie Wam płazem! Zemszczę się! -krzyknęłam dalej próbując kopać wszystko naokoło. Krótko po założeniu mi tego przedmiotu na oczy, prawdopodobnie opaski, zostałam odprowadzona duży kawałek dalej. Poddałam się, dysząc. Chciałam mieć już to wszystko za sobą. Mogli dać mi każdą karę, ale musieli wybrać akurat tą. Być może teraz słono zapłacę za zamordowanie Cherry.
<Shiregt? Cardinano? Przepraszam, weny trochę zabrakło i wypadło mało kreatywnie.>
Pragniesz Sławy, Bogactwa, Mocy, Bogactwa i wszystkich marzeń
OdpowiedzUsuńspełnić się w życiu w mgnieniu oka? czy masz dosyć
ucisk i chcesz opuścić obecny etap życia? Czy jesteś
nadchodzący artysta, tancerz, polityk, biznesmen, student itp.? czy chcesz
być legendą lub ikoną swoich czasów? oferuje Great Illuminati Society
jesteś życiową szansą spełnienia swoich pragnień.
Jeśli jesteś zainteresowany, skontaktuj się z nami, aby uzyskać więcej informacji
bądź w pełni wtajemniczony w iluminatów i uzyskaj wszystko, czego potrzebujesz w życiu.
E-mail: johnrishgroup@gmail.com
WhatsApp +2347041743262