Przez chwilę ucichłam. Propozycja była bardzo kusząca.
-Jakiej frakcji? –spytałam równie cicho, pochylając się lekko.
-Pragnę odbudować Stado Hańby, a gdy kiedyś będzie już na tyle silne, zemścić się na nich wszystkich. –odparła Vayola. Spojrzałam na nią z oczami pełnymi zapału. Tak.. to jest właśnie to. W ten sposób sama też będę się mogła zemścić. Bez zastanowienia, już z początku znałam swoją odpowiedź.
-Oczywiście, że tak. –powiedziałam uśmiechając się morderczo.
-W takim razie, witaj jako członkini, pierwsza członkini. –Vayola odwzajemniła mój uśmiech a potem spojrzała przez chwilę na źrebięta.
-Będziesz planowała szukać tu więcej sojuszników? –zapytałam siostry.
-Tak, zza Klanu raczej nikogo nie znajdę, ale pewności nie mam. –mruknęła Vayola a potem spojrzała mi w oczy. –Musisz tylko przysiąc, że nikomu nie zdradzisz, że ta frakcja istnieje.
-Nigdy. –zarżałam i podniosłam głowę.
-Cieszę się, że mogę Cię mieć w mojej frakcji. –uśmiechnęła się dosłownie maleńko moja siostra.
-Ja cieszę się, że mogę do niej należeć.
Po tej wymianie zdań wróciłyśmy do obozu Klanu i nikt na szczęście nie pytał się o powód naszej nieobecności. W końcu nadarzyła się ta okazja, kiedyś pożałują. Dodatkowo siostra wyjawiła mi drugą straszliwą tajemnicę, zabili jej prawdziwą rodzinę. Jak można być tak bezdusznym i beznadziejnym. Przechodząc obok Yatgaar posłałam jej ledwo widoczne mordercze i kpiące spojrzenie. Klacz również na mnie spojrzała, ale bardziej zdziwiona i zniechęcona. W mojej głowie uknuł się plan, aby pewnego dnia roznieść jakąś niekorzystną plotkę na temat któregoś konia z monarchii, ale pomysł zachowałam dla siebie. Mogę wrobić kogoś w zabójstwo.. Na mój zazwyczaj mało wyrażający pysk wstąpił następny uśmiech. Tego dnia zajęłam się sobą a potem ułożyłam się spać z dala od reszty, co jakiś przed snem spoglądałam na Yatgaar, To wszystko to z pewnością jej wina. Z tymi słowami w głowie zasnęłam.
~Następnego dnia~
Zbudziłam się i wstałam szybko i żwawo bo jeszcze miałam kilka pytań do siostry, ale przedtem poszukałam trochę pożywienia. Wygrzebałam jakieś korzonki i skrawki trawy. Zjadłam je, ale nie zaspokoiło to mojego głodu. Zrezygnowana zaczekałam do końca dnia. Gdy wszyscy zajęli się sobą, odciągnęłam Vayolę trochę w cień drzew.
-Mam jeszcze kilka pytań. –mruknęłam. Klacz kiwnęła głową i wzięła ze sobą jej źrebaki. Weszłyśmy w gąszcz drzew.
-A więc? –zapytała lekko zniecierpliwiona.
-Zamierzasz wprowadzać jakieś działania przed ostatecznym powstaniem? –spytałam zaciekawiona.
<Vayola?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!