Weszłam do tego lasu, gdzie mam kryjówkę. Akurat przechodziła tu znajoma klacz. Mefira, matka Mondream. Nagle bardzo dziwnie się poczułam i miałam chęć ją zabić! Zamordować! Uśmiech zabójcy wzrastał. Pobiegłam przez las do kryjówki po nóż. Tak więc, gdy byłam w kryjówce, Mefira właśnie była pośrodku lasu idąc powolusiu do przodu. Ja w tym czasie już biegłam w jej stronę, w krzakach, z nożem w pysku. Gdy zaczęłam się zbliżać w jej stronę, byłam cichutka jak motylek. Nagle wyskoczyłam na nią z krzaków. Miałam pecha, bo słyszałam z dala jak ktoś pędzi w naszą stronę - stronę mnie i krwawiącej Mefiry. Uciekałam ile sił w kopytach w stronę kryjówki. Zauważyłam tylko sylwetkę Mondream, która zatrzymała się przy ciele popłakując. Odwróciłam się. Biegłam do kryjówki nie zważając na to, że ktoś mnie goni, nawet nie spojrzałam. To był bardzo zły pomysł. Gdy byłam na miejscu, odłożyłam nóż, po czym poszłam do moich ulubionych krzaków, by pójść do stada, aby nie wzbudzać podejrzeń w sprawach zabójstw. Dwóch zabójstw. Zabójstwa Marabell, matki Mivany i Mefiry, matki Mondream. Poczułam się trochę lepiej, lecz byłam smutna z powodu tych ,,dwóch" bardzo smutnych zabójstw. Tak więc poszłam do źrebaków, ponieważ czekały na naukę. Pouczyłam je, a po tym spytałam się Shiregta, czy nie trzeba szpiegować. Nie było to jednak potrzebne. Zaczęłam więc ,,pisać" kronikę klanu. Dużo było do roboty, bo w końcu mamy ponad 35 członków!
CDN
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!