Wiedziałem, że najmniejszy ruch spowoduje, że ostrze rozerwie moją szyję. Wyczuwałem trzy nieznajome.. konie. Czemu chciały mi coś zrobić? Nie miałem możliwości krzyczeć, musiałem zdać się w pełni na siebie. Przełknąłem ślinę.
-Kim jesteście? Czego chcecie? –spytałem drżącym głosem. Odpowiedziała mi okropna cisza. Jeśli nic nie zrobię.. Zabiją mnie! Myśl tym pustym łbem, Etsiin! Przemknęło mi przez umysł, z całej siły złapałem miecz zębami i odepchnąłem go w bok, niewiele myśląc zacząłem uciekać w stronę Klanu. Dopiero gdy zorientowałem się, że całą trójka podąża za mną, zrozumiałem, że zagroziłem całemu Klanowi. Zacząłem wrzeszczeć, żeby obudzić Klan. Dostrzegłem Miriadę i mocno popchnąłem ją do przodu. Klacz zszokowana uciekła w stronę przeciwną od napastników. Kilka koni rzuciło się z bronią na trójkę. Władca pozbawił życia jednego, ktoś inny drugiego. Jednak ten, co chciał mnie zabić, zbiegł w las. Nikt nie chciał się trudzić szukaniem go. Westchnąłem.
-Chciałem bardzo przeprosić, z mojej winy to wszystko mogło się bardzo źle skończyć. –zwróciłem, się do władcy. Koń spojrzał na mnie i odparł.
-Następnym razem postaraj się znów nie zrobić czegoś takiego. –mruknął i odszedł. Podkłusowałem do Miriady.
-Nic Ci nie jest? –zapytałem, bojąc się, że któryś z koni mógł ją skrzywdzić.
-Nie, wszystko okej. –odparła klacz i odeszła w swoją stroną. Wciąż przed oczami widziałem czaszkę, jednak spróbowałem jakoś zasnąć, kątem oka popatrzyłem na Miriadę, a chwilę potem zmroczył mnie sen.
<Miriada? Takie coś, mam brak weny ;_; Wybacz>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!