-Idę do lasu. Niedługo wrócę. – takimi słowami pożegnała się ze mną Miriada. Klacz ruszyła w las. Nie przejąłem się tym specjalnie. Leniwie rozglądałem się po Klanie, zabawa dalej trwała, ale ze względu na to, ze większość była już zmęczona, tylko garstka coś robiła. Westchnąłem i pogrzebałem kopytem w ziemi. Pojawiła się tam malutka stokrotka.
-Ah? Ale jak? Nie powinno Cię tu być.. –szepnąłem i zdziwiony przysunąłem pysk do kwiatka. Ten jak na zawołanie, zerwał się z ziemi i poleciał tam, gdzie zniknęła Miriada. Spojrzałem dalej zdziwiony, w ślad za kwiatkiem. Chciałem już ruszyć za nim, jednak powstrzymałem się, uznając to za głupi przypadek. Zobaczyłem jeszcze trzy takie stokrotki, które obrały sobie taki sam kierunek, jak ich poprzedniczka. Stałem jak wryty, a kilka koni spojrzało się na mnie dziwnie.
-Uhm.. tak. –powiedziałem sam do siebie i postarałem się o tym zapomnieć, ale cały czas miałem dziwne przeczucie i to niekoniecznie złe.
~~~
Niedługo potem zapomniałem o incydencie i wróciłem do zabawy. Inni wcześniej odpoczywający, też wrócili. Tańczyliśmy jakiś inny stary taniec. Czułem się jak małe dziecko, które znów może się bawić. Kilka kroków w prawo, w lewo, do przodu. Wczułem się w rytm i raźnie brykałem. Kilka koni zaśmiało się, tak jak podejrzewałem, ze mnie, Zarumieniłem się i odłączyłem od zabawy, wmawiając sobie, że to przez zmęczenie, i może faktycznie. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że Miriady coś długo nie ma. Próbowałem obliczyć czas jaki minął, ale nie dałem rady. Wtedy się zaniepokoiłem. A co jeżeli coś się jej stało? Ktoś ją porwał? Zabił? Niedorzeczne myśli kotłowały mi się w głowie. Postanowiłem ruszyć w ślad za klaczą, aby mieć pewność, że nic jej nie jest. Minęło trochę czasu, a mi była strasznie zimno. Drżałem, podzwaniając zębami. Co za pomysł wychodzić do lasu o takiej porze? Wyobrażając sobie czarne scenariusze, straciłem rachubę i uważność. W pewnym momencie dosłyszałem zgniatanie liści i łamane gałęzie. Zamarłem.
-Kto tam? –spytałem, bo w głębokich ciemnościach to mógł być każdy. Odpowiedziała mi cisza, a potem warczenie i wycie. Nie musiałem długo myśleć, żeby wiedzieć kto postanowił się ze mną spotkać. W panice rzuciłem się w cwał. Gałęzie mocno zacinały mnie w oczy, a ja sam potykałem się co krok. Czułem zmęczenie, ale adrenalina nie pozwalała mi zwolnić. Czułem oddech wilków na karku. Zapach zgniłego mięsa i mokrego futra. Strach rósł z każdą chwilą. Poczułem jak jeden z wilków mocno ugryzł mnie w nogę. Rżąc przeraźliwie mocno uderzyłem w drzewo. Zrobiło mi się zimno, a gdy próbowałem się dźwignąć, upadłem na ziemię. To koniec! Zjedzą mnie tu.. zostaną tylko smutne białe kości.. Czułem pot spływający mi ze zmęczonego ciała. Wilki patrzyły się na mnie złotymi oczami. Chwila. Nie patrzyły na mnie. Ich wzrok był wbity w jeden punkt. Nagle jeden z pierwszych wilków zaskomlał i podkulił ogon. Cała wataha z wystraszonymi odgłosami zaczęła się cofać i uciekła w las. Odetchnąłem i wstałem. Dysząc chciałem już wracać i to wszystko zostawić, jednak bardzo zaciekawiło mnie to, czego wystraszyły się drapieżniki. Rozejrzałem się. Ciemność. Gdy jednak się odwróciłem, zobaczyłem mocne, biało - błękitnawe światło.
-Oh..! –szepnąłem zduszonym głosem. –Cóż to takiego..?
Niepewnie wychyliłem się zza drzewa. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Stała tam Miriada, która rozmawiała z dziwnym stworzeniem, chyba ptakiem. Był cały biały i składał się z jakby błyszczącej mgiełki. Zszokowany, nieuważnie nadepnąłem na gałąź. Ptak odwrócił się w moją stronę i uciekł. Miriada spojrzała w moją stronę, a ja z paniką ukryłem się za drzewo. Uzna mnie za jakiegoś prześladowca! Co wtedy zrobię? Nie, nie.. Uspokój się! Gdy znów się wychyliłem, zobaczyłem tylko ślady klaczy, prowadzące w głąb lasu, za niesamowitym stworzeniem. Niepewnie wyszedłem z kryjówki. Tak bardzo nie chciałem iść za klaczą i stworzeniem. Jednak czułem się odpowiedzialny. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem.
~~~
Bałem się, że gdy znowu spotkam klacz, ta stwierdzi, że przerwałem jej rozmowę z ptakiem i ją śledziłem. Odrzuciłem od siebie te myśli, aż zdałem sobie sprawę, że się zgubiłem. Obkręciłem się wokół własnej osi. Ciemno. Tam nic nie ma. Gdy zwróciłem się w stronę północy, dostrzegłem malutkie błyszczące drobinki, które tworzyły ,,drogę”. Na myśl przyszedł mi ptak. Co to do cholery było? Trudno stwierdzić. Duch? Bóstwo? Może demon? Przełknąłem ślinę i ruszyłem do kłusu, podążając ścieżką. Trwało to jakiś czas, aż w końcu ślad zakończył się przy sporej skale. Musiała to być grota, gdyż wśród wiszących roślin, dostrzegłem światło i przestrzeń. Rozchyliłem głową liany i znów mnie zatkało. Tak jak myślałem, była to jaskinia, ale nie tak duża jak sobie wyobrażałem. W środku było przytulnie. Na środku groty był stolik lub jak kto woli, piedestał. Po bokach jaskini płynęła krystalicznie czysta woda. Oczywiście za ,,piedestałem”, stał dziwny ptak. Dostrzegłem, iż jest to żuraw. Bez słowa popatrzył na mnie i zachęcił, abym podszedł bliżej. Tak też zrobiłem, stawiałem ostrożne kroki i poparzyłem na to, co znajduje się na piedestale. Była to dziura w kształcie jakiegoś kamienia. Po jej bokach były kawałki jakiegoś kryształu, w jasno - różowym odcieniu. To one powodowały, że jaskinia również miała w sobie tego koloru mgiełkę. Ktoś musiał wyrwać ten ,,kryształ”.
-Eee.. kim.. jesteś? –zapytałem, dalej patrząc jak głupi na stworzenie. Żuraw uśmiechnął się, przynajmniej takie miałem wrażenie.
-Ty już dobrze wiesz, mój drogi! –odparł ptak i zmienił swoje położenie, jakby przepływając. Chciałem już mówić, że nie, nie wiem. Jednak zahamowałem się.
-Mhm.. no dob-dobrze. Czemu mnie tu sprowadziłeś..? –zapytałem już mniej oszołomiony.
-Oh! –zaśmiał się ptak. –Nie ja Cię tu zaprowadziłem, a Twoje serce! –odpowiedział rozbawiony. W tym samym momencie z gęstwiny lian, wyłoniła się głowa Miriady.
<Miriada? Wybacz, że tak długo, 920 słów>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!