Nagle zabłysło światło.
Po raz pierwszy łyknąłem świeżego powietrza. Jeszcze przez moment nic nie widziałem. Leżałem na trawie, i ciekawsko rozglądałem dookoła. Docierały do mnie pierwsze zapachy, zaczęły potrzebne mi być płuca, oczy i uszy. Ptaki ćwierkały coś na pobliskim drzewie, i cała łąka tętniła życiem. Za mną powinna stać moja matka, chciałem ją ujrzeć i coś zjeść. Obróciłem łebek w jej stronę, ale... Za mną nikogo nie było. Leżałem sam.
"Ale jak to, nie mam mamy? Gdzie ona jest? Czemu mnie zostawiła?"
Nie mogłem uwolnić się od dręczących myśli. Poruszyłem nogą. Skoro moja matka uciekła, musiała to jakoś zrobić. Wstała na nogi i poszła!
Zacisnąłem zęby i spróbowałem wstać. Jedna noga, druga, i upadek. Tę serię powtarzałem dużo razy. Brakowało mi podpory. W końcu wstałem - chwiejnie i powoli, ale wstałem, i po kilku szybkich krokach znów upadłem. Niedaleko ujrzałem jakiegoś konia.
"Może to mama!"
Zacząłem głośno rżeć, aż klacz zwróciła na mnie uwagę i podbiegła.
- Czy Ty jesteś moją mamą? - zapytałem z nadzieją w głosie i miłością w oczach. Ta spojrzała się na mnie pytająco i zaczęła się rozglądać. Chyba zaczęła domyślać się całej sytuacji. Miałem nadzieję że mi pomoże znaleźć matkę albo chociaż poduczy chodzenia. W duszy błagałem o twierdzącą odpowiedź.
<Mint?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!