- Może i nie widziałem mojej mamy, ale jesteś do niej podobna. - moje oczy zabłysły. - Jesteś bardzo piękna i dobra. - iskierki energii w moim ciele podwoiły swoją liczbę. Klacz nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła. Ten gest dał mi jeszcze więcej motywacji - już po kilunastu próbach zacząłem chodzić, biegać i brykać, co oznaczało korzystanie z pełni życia. Postawiłem uszy do góry, i kłusowałem wokół pięknej istoty. Jak mam ją nazywać?
- Mamo? - spytałem ostrożnie.
Ta nagle odwróciła się w moją stronę ze zdziwioną miną.
- Tak?... - odpowiedziała niezbyt wyraźnie.
- Jak ja mam na imię?
Na te pytanie długo nie dostałem odpowiedzi. W tym momencie wydawało mi się że ptaki przestały śpiewać, dzięcioł stukać w drzewo, i wszystko wtedy umarło. Wiał tylko wiatr, targając moją grzywkę. Puściłem się za nim galopem, próbując złapać choćby jedną jego część, lecz ciągle kłapałem zębami w powietrzu. Czułem to. Czułem wolność, nieograniczony teren i zew. On mnie wołał. Byłem zbyt młody, aby wypełnić jego misję, lecz wiedziałem, że kiedyś nadejdzie ten dzień. Wiatr. To on dawał mi siłę, i to on dał mi matkę. Dzięki niemu się narodziłem.
Nie zamierzałem zawieść.
<Mint?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!