Wędrowałam już długi czas. Byłam zmęczona,spragniona i głodna. Na mojej drodze nie było pysznej,soczystej trawy. Zobaczyłam źródełko. Podbiegłam tam i się napiłam. Obok była trawa więc ją trochę poskubałam. Położyłam się chociaż to trochę niestosowne dla konia czystej rasy andaluzyjskiej i zasnęłam. Obudziło mnie dopiero stukanie kopyt o ziemię.
- To są tu inne konie?
Powiedziałam sama do siebie. Wstałam i usztywniłam nogi żeby jakby co odskoczyć,uciec albo zacząć walkę. Zza krzaków wybiegł kary ogier. Już chciałam się wycofać gdy niespodziewanie do mnie podszedł. Widząc jaka jestem wystraszona powiedział
- Hej! Spokojnie! Nic ci nie zrobię!
- Kkim jjesteś?
- Koniem,tak jak ty. Nie widać? Co robisz na chwilowych terenach Klanu Ognistej Grzywy?
- Klanu Ognistej Grzywy? Co to jest?
- Stado koni. Może chcesz dołączyć?
- No... Okay?
- A w ogóle Donatello jestem. A ty?
- Forever.
Odpowiedziałam krótko.
<Donatello? Nie wiem jak tu się pisze opowiadania. Może być?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!