Strony

31.07.2017

Od Calipso do Edwarda Malligins'a (F) - ,,Przeciwieństwa się przyciągają"

Stanęłam jak zwykle na swoim miejscu, w oddali od stada zbitego w ciasną grupę. Przy każdym najlżejszym ruchu odczuwałam ból w potłuczonym ciele, ale zelżał już. Przymknęłam powieki, jednak nie mogłam zasnąć. Spojrzałam w górę, na rozgwieżdżone niebo pozbawione chmur, z bladą tarczą księżyca w centrum. Jego światło oświetlało pogrążoną w mroku Mongolię, nadając jej jeszcze bardziej tajemniczy wyraz. Mogłabym na to patrzeć godzinami. Zadrżałam od chłodu nocy, który tu, na niewielkim wzgórzu, przesiąkał mnie do szpiku kości. Wtem usłyszałam za sobą czyjeś ciche kroki, jakby nie chciały zdradzić obecności ich właściciela. Obejrzałam się powoli ze strachem. Z ulgą ledwo dostrzegłam w ciemności sylwetkę karego ogiera i błysk w jego oku. Wyciągnęłam szyję w kierunku konia, by móc się przywitać. Poczułam na sobie ciepły oddech drugiej istoty, nieznany i kontrastujący z otaczającą nas temperaturą. Edward zaczerpnął powietrza i wyglądał, jakby chciał mi coś powiedzieć.
- Ciiii... - westchnęłam. Chyba porzucił ten zamiar. Na dziś wystarczy mi tego. Mamy jeszcze tyle czasu do stracenia... - uśmiechnęłam się niezauważalnie. Podszedł bliżej, i przystanął obok, wpatrując się w gwiazdy. Mój wzrok spoczął na nim. Nie potrafiłam określić tego, co czułam, gdy na niego patrzyłam. Z jednej strony mnie odpychał, a z drugiej przyciągał. Nie przyjaźnimy się...Więc jak to? Moje myśli znów biegły swoim własnym torem. Zakochałam się? - nie zdążyłam sobie odpowiedzieć na to dziwne pytanie, bowiem sen otulił mnie kruka skrzydłami.
~*~
Rano obudziłam się z bólem w łopatce. Prychnęłam, zaciskając zęby.
- Calipso? - spytał znajomy głos niedaleko mnie. Generał przyglądał mi się z niepokojem.
- To nic takiego. - uśmiechnęłam się, i wolno rozprostowywałam zdrętwiałe kończyny, przygotowując ciało do dalszej wędrówki. Szczyt Munku-Sardyk. Tam będziemy mogli ostatecznie wypocząć. Przez chwilę stanęło mi przed oczami wczorajsze pytanie, lecz szybko odepchnęłam je na bok. Chyba sprawy klanu są jednak ważniejsze...Wzdychając, ruszyłam w dół zbocza, by zjeść śniadanie, kiedy podeszli do mnie Relikta i Wiktor.
- Chodzi o to, że ja i Relikta chcielibyśmy zostać parą. - rzekł od razu ogier. podniosłam łeb i zaskoczona wpatrywałam się w nich. Zaraz...Czy naprawdę tego chcę? Skup się i przestań o TYM myśleć! Oszalałaś już? - ofuknęłam się w myślach.
-  Oczywiście, jeśli oboje tego chcecie, to życzę wam udanego związku. - odparłam.
- Dziękujemy. - powiedzieli z wdzięcznością i oddalili się. Zaraz potem podszedł do mnie kary koń. Zaczęłam skubać trawę. Kątem oka obserwowałam jego. Zamyślony wpatrywał się w ziemię. Po posiłku ogłosiłam zwyczajowo wyruszenie w dalszą drogę. Szliśmy obok siebie w milczeniu. Miłość... - nie potrafiłam przestać o tym myśleć. Czy może to być coś jeszcze silniejszego? 
Po kilku godzinach zarządziłam postój dla zmęczonych mięśni. Ból w łopatce znowu się wzmagał. Zaschło mi w gardle; nadstawiłam uszu, ale niczego nie usłyszałam w pobliżu. Weszłam więc głębiej w las, oddalając się od stada. Dopiero tu znalazłam niewielki strumyk. Zanurzyłam pysk najgłębiej jak mogłam w płytkim nurcie i zaczęłam łapczywie pochłaniać wodę. Po kilkunastu minutach podniosłam go, i rozejrzałam się dookoła. Długie gałęzie starej wierzby, ,,oplecione" małymi listkami położyły się na mojej szyi. Loci spojrzał na nie z dołu zazdrośnie. Szemrząca struga wody biegła dalej uparcie pod głazami, między mchem i paprociami. Westchnęłam, przyklękając na kwiecistym, białym dywanie. Wtedy w prześwicie pomiędzy drzewami pojawił się Ed. Słońce rzucało na jego sierść refleksy, kiedy szedł ku mnie. Wstałam, i nasze spojrzenia spotkały się. Edward... - nie mogłam ruszyć się z miejsca. Chciałam odejść, lecz wtedy harmonia tego momentu z pewnością by upadła. W końcu ogier stanął naprzeciwko mnie; pragnęłam, jednak nie wiedziałam, co mówić...
- Calipso... - powiedział cicho, wbijając wzrok w ziemię. Zrobiłam krok w jego stronę. Próbowałam powiedzieć to jakoś inaczej. Zakochałam się. Nagle jego wargi zetknęły się z moimi. Zaskoczona, zesztywniałam. Zdziwienie po chwili ustąpiło rozkoszy. Oddałam się temu uczuciu i odwzajemniłam gest. Kocham cię.
<Edward? Co ty na to? Masz może jakieś (anty)koncepcje? XD>

30.07.2017

Od Edwarda Malligins'a do Calipso (F) - ,,Okoliczności prawdy"

Tajemniczy kwiat w pełni ujawnił swe lecznicze właściwości, gdy na horyzoncie pojawiła się mieniąca w bladych promieniach słońca tafla Eg. Jego dotychczas nieskazitelnie białe płatki ubarwiły się krwią, która niewielką strużką płynęła wzdłuż mojej nogi i zostawiała na ziemi nieliczne ślady. Szybko poczułem także, że ból w łopatce staje się słabszy, i chociaż rana wydawała mi się tak samo poważna jak w chwili jej zadania to nie odczuwałem jej w już żaden sposób. Nie mniej jednak bardziej, niż swoim zranieniem, martwiłem się teraz upadkiem Calipso. Obserwując ją co jakiś czas, doszukiwałem się oznak, które świadczyłyby o tym, że poczuła się gorzej, w końcu przeżyła paskudny upadek. Lecz klacz albo zawzięła się by jako Przywódczyni nie okazywać cierpienia, albo już jej ono nie dokuczało. To by wyjaśniało dlaczego nagle stała się taka odprężona. Szła spokojnie, lekko podniósłszy głowę i witając się z pozostałymi członkami stada, gdy dotarliśmy do domu. Krystal, Relika, Forever i Italia zostały na miejscu by strzec terenów. Idąc za przykładem większości, podszedłem do brzegu rzeki i zanurzyłem w nim pysk. Woda była orzeźwiająco zimna. Piłem łapczywie, rozkoszując się każdym łykiem oraz przy okazji nasłuchując rozmawiających w pobliżu mnie Kallena, Calipso i Italię. Musieli mówić o ziołach, które przez najbliższy czas ma stosować na swoje stłuczenia Calipso, gdyż co chwila padały jakieś skomplikowane nazwy roślin.
- Jak do tego doszło? - usłyszałem pytanie w swoim kierunku. Podniosłem wzrok, który nieomal od razu natknął się na Wiktora. Ogier patrzył na mnie z uwagą, jednak ja nie miałem ochoty o niczym opowiadać, więc tylko pokręciłem głową. W odpowiedzi uśmiechnął się lekko i odszedł w stronę cienia rzucanego przez drzewa. Nie naciskał za co byłem mu wdzięczny. Przeżywanie tego wszystkiego po raz kolejny nie było dla mnie niczym przyjemnym.
Zapadł zmierzch, gdy stado zaczęło układać się do snu. Mimo przekonywań, że tej nocy wyjątkowo wartę przejmie ktoś inny, Calipso jak miała w zwyczaju, oddaliła się na swoje miejsce. Zajęło mi trochę czasu zanim znalazłem wygodne miejsce, aczkolwiek w myślach wiedziałem, że na długo go nie zajmę. Leżałem z zamkniętymi oczyma póki rozmowy nie ucichły, a w zamian nie dobiegły mnie głośne, głębokie oddechy śpiących koni. Wtedy podniosłem się, chyba najciszej jak potrafiłem i udałem się ścieżką, którą nie tak dawno szła dereszowata klacz. Co jej mam powiedzieć kiedy ją znajdę? Że mi na niej zależy? Prawdę?

[Calipso?]

Od Shere Khana do Wizji (S) - "Bez powrotu"

- Czy niegroźna, tego nie możemy być w 100% pewni. Bo po co mieliby kopać na pustyni? - powiedziałem.
- Tego to już się chyba nie dowiemy - odparła Wizja.
- Masz rację, ale musimy w takim razie zastosować wszelkie środki ostrożności. Trzeba mieć na nich oko. Jutro rano, zanim słońce przejdzie w swój morderczy tryb, wyślę tutaj ciebie albo Iris, żebyście sprawdziły, jak się sprawy mają. Przekonałem się już, że poradzisz sobie na zwiadzie. Na razie wracajmy do klanu - powiedziałem. Ruszyliśmy w drogę powrotną.
- Widzisz, źle zrobiłeś, wątpiąc w moje umiejętności - odezwała się Wizja.
- Teraz już to wiem - odparłem. Po powrocie do klanu pożegnaliśmy się i każde z nas rozeszło się w swoją stronę. Dzień był nadzwyczaj spokojny i cichy, dlatego też mogłem spędzić go do końca w towarzystwie mojej nowej partnerki. La Vida i ja świetnie się ze sobą bawiliśmy aż do wieczora, a potem poszliśmy spać.
~~Rano~~
Po śniadaniu musiałem przeprosić moją partnerkę i zająć się sprawami klanu. Znalazłem Wizję.
- Witaj, Wizjo. Wiec jak, pójdziesz dziś na ten zwiad? - zapytałem.
- Oczywiście. Sprawdzę, jak się sprawy mają i jak najszybciej wrócę, aby zdać ci raport - odparła klacz, po czym pognała przed siebie drogą, którą wczoraj wróciliśmy. Ja w tym czasie urządziłem sobie mały spacer po klanie z La Vidą. Wizja jeszcze nie wróciła, więc kontynuowaliśmy przechadzkę i oddaliliśmy się nieco od klanu. W czasie spaceru straciliśmy rachubę czasu. O tym, że powinniśmy wracać, przypomniał nam nieznośny upał. Zaczynała się najgorsza część dnia, więc czym prędzej wróciliśmy do klanu. Nie było nas kilka godzin, więc liczyłem, że Wizja już jest i zaraz wszystko mi opowie. Jednak ku mojej rozpaczy, nikt jej nie widział. Nasuwało to wniosek, że jeszcze nie wróciła. Zacząłem się denerwować. Bo niby dlaczego miałoby nie być jej tak długo? Ponadto nie mogłem wysłać nikogo, aby jej poszukał, bo w czasie takiego upału paradowanie na pełnym słońcu oznaczałoby pewną śmierć. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że Wizji nic się nie stało i że znalazła kryjówkę na czas południowych i popołudniowych upałów.
<Wizja?>

Od Wizji do Shere Khana (S)- "Przygoda"

Ruszyliśmy na zwiady wszystko zapowiadało się na spokojną przechadzkę. Jednak chyba to byłoby zbyt piękne gdybyśmy mogli od tak sobie wrócić do stada. Mocno zaniepokoiła nas grupa ludzi kręcąca się z dziwnymi sprzętami.
Od tych osłów nie wiele się dowiedzieliśmy więc musieliśmy wtopić się otoczenie niczym kameleony. To był beznadziejny plan kiedy ogier chciał go wcielić w życie zabrałam głos.
-Ty Zostań i obserwuj z daleka a ja się tym zajmę
-Zgłupiałaś, chcesz tak po prostu sobie iść do ludzi ?
-Zaufaj mi okey ?
-Nie będę Cie ratował.
-Nie liczę nawet na to, tylko nie pozwól, aby Ciebie zauważyli, gdyby coś było nie tak, wracasz do stada
-A Ty?
-Odciągam ich zaufaj mi
-Ohh no dobra -mruknął
Ruszyłam sobie spokojnie miedzy osłami udając,że skubie trawę powoli zbliżając się do grupy badaczy.
"Patrzcie to chyba koń"
"Serio co on tu robi "
"One żyją w stadach to jakiś samotny osobnik"
"Chyba się nie boi ludzi nie podszedł by tak gdyby nie był oswojony"
"Pewnie komuś uciekł"
Stałam i grzebałam kopytem w ziemi wzbudzając coraz większe zainteresowanie dwunogów. Jednak nie wydawali się być niebezpieczni
"Wracaj do pracy mamy tu jeszcze sporo tego do zbadania, archeolodzy nie mają łatwo, więc weź się do pracy"
Ruszyłam spokojnie dookoła w stronę Shere Khan'a, gdy poszłam do niego, popatrzył zdziwiony
-Nie wiem jesteś szalona i odważna ... skąd wiedziałaś, że Cię nie porwą?
- Nie wiem, po prostu to niegroźna grupa archeologów wiec możemy wracać do stada -stwierdziłam.
<Shere Khan?>

27.07.2017

Od Shere Khana do Wizji (S)- "Na zwiadzie"

Znaleźliśmy idealne miejsce na odpoczynek, więc zarządziłem postój. Podczas gdy wszyscy zajęli się jedzeniem i piciem, ja postanowiłem zająć się sprawdzeniem okolicy. Ku mojej ogromnej rozpaczy, ostatnio z klanu zdecydował się odejść Amigo, więc stanowisko zwiadowcy pełniła tylko Iris. Na szczęście ostatnio dołączyła do nas Wizja, która także została zwiadowczynią. Mimo to nie znałem jej możliwości, ponadto kilka dni temu otarła się o śmierć. Jednak jak na złość, Iris zapadła się pod ziemię, więc postanowiłem samemu towarzyszyć Wizji. Poszukałem jej więc.
- Dasz radę pełnić swoją funkcję?- zapytałem z troską.
- Pewnie- odparła klacz.
- Jako, że nie znam twoich możliwości razem zbadamy okolicę- powiedziałem, na co Wizja skinęła głową. Ruszyliśmy przed siebie. Byliśmy na obrzeżach pustyni, więc czekała nas przebieżka w pełnym słońcu. Wokół praktycznie nie było roślin, tylko piasek i... piasek.
- Jest naprawdę gorąco, wiem o tym. Ale musimy sprawdzić teren jak najszybciej, żeby przed południem wrócić do klanu. Jak zauważyłaś, miejsce, w którym się zatrzymaliśmy, jest o wiele przyjemniejsze od pustyni. Jest kilka drzew i źródło. A my nie możemy spędzać najgorętszej części dnia na słońcu, więc musimy na czas tam wrócić- powiedziałem do klaczy, która szła trochę za mną.
- Bo znajduje się tam woda i cień. Zrozumiano!- odparła Wizja, zrównując się ze mną. Okolica wyglądała na opustoszałą i jak najbardziej bezpieczną. Doszliśmy do kolejnego miejsce, gdzie pustynia zmieniała się w step.
- Słyszysz to?- zapytała Wizja. Wytężyłem słuch i po chwili do moich uszu dotarły jednoznaczne dźwięki. Nie rozumiałem, co one znaczą, ale wiedziałem, do kogo należą.
- To ludzie. Musimy być jak najciszej. Niewidoczni i nie do usłyszenia. Zakradniemy się jak najbliżej, żeby dowiedzieć się, co tu robią- powiedziałem do Wizji, a ta ze zrozumieniem pokiwała głową. Oczywiście w miejscu takim jak step bycie niewidocznym było naprawdę trudne. Na szczęście w pobliżu znajdowało się stado dzikich osłów.
- Zmiana planów. Wypytajmy się ich, czy coś wiedzą- powiedziałem do klaczy i ruszyliśmy w stronę zwierząt. Te jednak były bardzo nieufne i praktycznie nie dało się z nimi nawiązać kontaktu.
- Wiecie, po co są tu ludzie?- zapytałem mimo to. Przez długą chwilę wszyscy nas ignorowali i zacząłem już tracić nadzieję, że uzyskam odpowiedź.
- Coś badają- odparł w końcu jeden z osłów.
- Co takiego?- zapytała Wizja, jednak nie uzyskaliśmy już żadnej odpowiedzi.
- Chyba musimy się podkraść, wykorzystując to stado jako zasłonę- powiedziałem, choć nie był to najlepszy plan. Oboje byliśmy dużo wyżsi i doskonale widoczni wśród całej tej zgrai osłów.
<Wizja?>

Od Wizji do Shere Khana (S)- "Wrażenie"

Kiedy dowiedziałam się,że mam zaszczyt rozmawiać z przywódca nieco mnie to zdziwiło. W sumie konie o tak wysokiej hierarchii zazwyczaj są zapatrzone w siebie. Ale on wydawał się być inny, troskliwy może i jestem nieco niecierpliwa stąd te moje pytanie "Daleko jeszcze ?" Nie spodziałam się zbytnio reakcji, która mnie zdziwiła.
- Nie spokojnie, nie musisz się martwić o mnie, dam radę.
- Chwilę temu tez tak twierdziłaś a upadłaś.
- Mam siłę, spokojnie.
- Uparta jesteś ..
- Sama sobie dawałam radę do tej pory.
- Rozumiem
Szliśmy w milczeniu przez długi czas, nie chciałam zasypywać go głupkowatymi pytaniami jakie mogły mi się nasunąć. Wreszcie w oddali ukazała nam się grupka koni.
- To oni prawda ?
- Tak ..
Konie a raczej moja nowa rodzina okazała spore zainteresowanie wobec mnie. Na przeciw niemal od razu wyszła nam gniada klacz.
-Shere Khan wreszcie jesteś martwiłam się o Ciebie
-Nic mi nie jest przyprowadziłem nam nową członkinie.
-Witaj jestem La Vida miło Cie poznać
-Wizja ..
Po chwili podeszłą do nas jeszcze biała klacz i równie biały źrebak.
-To jest Nadira i Perli
-Witajcie .. myślałam,że klan jest nieco większy. -nie ukryłam swojego małego rozczarowania
-Było nas więcej ale cóż .. nie łatwo jest tutaj przetrwać -odrzekła Nadira
-Rozumiem
-Musisz być zmęczona .. widzę ze ktoś miał tutaj spotkanie z drapieżnikami jestem Medyczką mogę spojrzeć na te rany.
-Shere Khan już mi je opatrzył
-Lepiej niech Nadira na nie zerknie profesjonalistką ..-rzekł Ogier
Poszłam z klaczą na ubocze aby sprawdziła czy aby wszystko jest w porządku..
- To Co Cię spotkało ?
- Zaatakowała mnie mała wataha wilków ..
- Widać ślady po zębach ładnie się wgryzły w Ciebie
- Gdyby nie Shere Khan byłoby po mnie
- Oj dziewczyno tylko się nie zakochuj on już ma wybrankę swojego serca
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło .. niech zgadnę La Vida ?
- Tak ..
Po tym jak klacz nieco poprawiła opatrunki udałam się na spoczynek,nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie sygnał przywódcy,ze wyruszamy w poszukiwaniu jedzenia i wody. Wstałam i ruszyłam za nimi trzymałam się z tyłu obserwując czy nikt nas nie śledzi.
Po kilku godzinach trafiliśmy do "celu" nagle przywódca odszedł do mnie.
- Dasz radę pełnić swoją funkcję ?
- Pewnie ..
- Jako,że nie znam twoich możliwości razem zbadamy okolicę
Skinęłam tylko głową i ruszyłam

< Shere Khan>

24.07.2017

Od Shere Khana do Wizji (S)- "Dołączenie"

Nie chciałem poruszać być może bolesnych dla klacze tematów, ale musiałem się o niej czegoś dowiedzieć, zanim opowiedziałbym jej o naszym klanie.
- Nie, już wystarczy. Co z kolei ty chciałabyś wiedzieć o Klanie Mroźnej Duszy?- powiedziałem.
- Na początek, nie wiem, kto jest jego przywódcą? Czy są teraz gdzieś blisko? Czy... możliwe jest dołączenie do nich? Co w takim przypadku trzeba zrobić?- Wizja zasypała mnie pytaniami.
- Czyli mówić krócej, chcesz wiedzieć wszystko?
- Tak.
- Przywódcą jestem ja. Tak, klan jest dość niedaleko. Jeśli chcesz, możesz do nas dołączyć. Musisz jednak wybrać jakieś stanowisko.
- O tak, jeśli mogę, chciałabym zostać członkinią klanu. A jakie są stanowiska?- spytała klacz. Wymieniłem jej kilka z nich. Wizja zdecydowała, że zostanie zwiadowcą. Zacząłem ją więc prowadzić w stronę klanu. Na początku panowała cisza, która aż tak bardzo mi nie przeszkadzała. Jednak jako przywódca klanu, do którego klacz dopiero co zdecydowała się dołączyć, czułem się zobowiązany do wznowienia rozmowy.
- Więc wędrujesz już cztery lata? Na pewno byłaś w wielu ciekawych miejscach- powiedziałem.
- Jedne były ciekawsze, inne nudniejsze, a jeszcze inne niebezpieczne. Różnie bywało. Klan na pewno także widział wiele takich miejsc, bo pewnie ciągle wędrujecie?
- Tak, w gruncie rzeczy tak właśnie wygląda życie w naszym klanie. Zatrzymujemy się na jakiś czas w miejscu, odpoczywamy i potem ruszamy dalej.
- A w okolicy są jakieś inne klany?-  to pytanie sprawiło, że stałem się nieco czujniejszy. Gdy tylko klacz je zadała, zastanowiłem się, na ile to możliwe, że mogłaby być szpiegiem z Klanu Ognistej Grzywy.
- Jakiś czas temu zawarliśmy pokój z klanem, którego tereny sąsiadują z naszym- odparłem po chwili namysłu.
- A mogę wiedzieć, jak się nazywa?
- Klan Ognistej Grzywy. Słyszałaś coś o nim?- zapytałem, na co klacz pokręciła głową.
- Nic, tak samo jak wcześniej o Klanie Mroźnej Duszy- powiedziała.
- Nieco mroźną macie nazwę- dodała, uśmiechając się. Ja także z grzeczności to zrobiłem.
- Daleko jeszcze?- zapytała Wizja.
- Jeszcze trochę. A co, jesteś zmęczona? Rany cię bolą? Możesz dalej iść?- przejąłem się samopoczuciem klaczy, w końcu teraz należała do mojego klanu. A ja o swoich poddanych staram się dbać, jak tylko mogę najlepiej.
<Wizja?>

Od Wizji do Shere Khana (S)- "Historia"

Chciałam iść za ogierem jednak po chwili runęłam nieprzytomna na ziemię. Straciłam kontakt ze światem rzeczywistym i odpłynęłam gdzieś daleko.
"Stałam na łące gdzie pasło się małe stado koni, wśród nich był potężny Ogier do którego podbiegłam,nie wiem czemu wiedziałam,że był moim ojcem. Zamiast ciepło zostać przywitana dostałam kilka solidnych kopniaków a reszta stada ruszyła na mnie. Zmuszona do ucieczki biegłam ile sił w nogach w pewnej chwili zabrakło mi tchu a wszytko zniknęło "
Otworzyłam oczy i zerknęłam na Shere Khan'a chcącego podejść do mnie. Zerwałam się aby wstać a gdy tego dokonałam poczułam jak nogi mi się chwieją. Potrzebowałam dłuższej chwili zanim sobie wszystko przypomniałam. Ogier pochwalił mnie za siłę i upór po czym zaczęliśmy rozmowę na temat miejsca zamieszkania. Nie chciałam zbyt wiele zdradzać. Po chwili Shere Khan napomknął coś o klanie. Od razu mnie to zaciekawiło jednak uparcie usiłował dowiedzieć się najpierw czegoś o mnie.
-Cóż pochodzę z bardzo daleka sama nie wiem jak nazywało się to miejsce ale było to na ranczu
-Byłaś w ludzkich rękach ?
-Urodziłam się tam .. nie byli oni źli .. była tam cała moja rodzina ..którejś zimowej nocy wybuchł tam pożar a ja stałam w ostatnim boksie .. właściciel nie zdołał już do mnie dotrzeć .. spadła na mnie płonąca belka i rozwaliła drzwiczki wybiegłam na oślep potem nie wiem co się stało gdy się ocknęłam nie wiedziałam gdzie jestem dokąd iść mój dom spłonął a ja byłam gdzieś daleko.
-Ta szara sierść zgaduje ..
-Tak to są blizny ..
-Ile lat wędrujesz ?
- Ze cztery .. ogólnie mam sześć .. coś jeszcze chcesz wiedzieć o mnie ?
<Shere Khan>

22.07.2017

Powrót topielca

Aloha!
...
Hę? Straciłam rachubę czasu, bo chyba przybyłam do was przedwcześnie. Tak, wiem, to smutneXD. Po prostu udało nam się ukończyć spływ dzień wcześniej. Więc witam wszystkich serdecznie, gru! Znów czuwam czujnie, dlatego bierzmy się do roboty! Komandorze DODO, żeby nie zanudzać, zrobię tu krótkie...
SPRAWOZDANIE
Przepłyniętych: 143 km. Środek transportu: Kajak. Czas: 5 dni. Trasa: Rzeka Wda, Lipusz - Tleń. Ekipa: Ja, tata i brat.

Parę ciekawostek: Nocowaliśmy ze 3 razy pod namiotem, raz w pensjonacie, a ostatni dzień w domu. 
Płyniemy sobie. Wiosłuję ja i tata, przed nami most. I zgadnijcie, co było napisane?
Kryj ryj.
A w środku...
Jak ryj?
Padliśmy trupem ze śmiechuXDD.
Znacie może bajkę o warszawskiej królewnie zamienionej w złotą kaczkę? My ją po drodze spotkaliśmy. Podobno znudziło jej się w lochach zamku i pojechała na wakacje. Mała, żółta, pikna:)

No i macie swoje fotki:








 Don't copyright ©

Członków którzy nie mają nic do roboty i się zwyczajnie nudzą, zapraszam do odpisania Peril i Italii. Przy okazji, uprzedzam, że zmienia się regulamin. Dlatego proszę o jego ponowne przejrzenie. Zbliża się termin quizu i zakończenia eventów, wysyłajcie swe cuda! Do zobaczenia.
~Przywódczyni Klanu Ognistej Grzywy Calipso

Żegnamy Amigo!

Amigo odchodzi z powodu takowej decyzji właściciela. Mamy nadzieję, że kiedyś zdecyduje się wrócić w nasze progi!
 Amigo|7 lat|Ogier|Zwiadowca|Brak|4167asia

Od Italii (F) - ,,Wędrówka"

Wędrowaliśmy długo, nie zatrzymywaliśmy się, po prostu ciągle kłusowaliśmy w kierunku szczytu Munku - Sardyk. Zaczynało brakować nam sił, bo w końcu taka długa wędrówka przez wyżynne tereny nie należy do najłatwiejszych. Nasz przywódca - Calipso zadecydował abyśmy odpoczęli. Pobiegłam prędko ścieżką, gdzie znalazłam mały zbiornik wodny oraz kępki trawy - cóż lepsze to niż nic. Wróciłam z powrotem do stada i poszliśmy dalej. Nagle zaczęłam zauważać, że kogoś brakuje. Postanowiłam szybko zawrócić w miejsce gdzie zrobiliśmy postój. Jakaś klacz wołała o pomoc, bowiem jej kopyto ugrzęzło w kolczastych krzakach. Czym prędzej zaczęłam przegryzać krzaki, przy czym nieźle się pokaleczyłam. Nie znałam zbytnio tej klaczy, pomimo to, że klan nie należy do największych.
- Dziękuję za uwolnienie! Ale... jesteś ranna... - powiedziała troskliwie
- Dzięki za troskę, ale nic mi nie będzie, ważne, że jesteś cała! Właściwie nie kojarzę cię...Jak się nazywasz?
<Ktoś? Jakaś klacz ale to chyba logiczne cnie XD>

18.07.2017

Od Shere Khana do Nadiry (S) - "Przewodniczka"

Po dogłębnych przemyśleniach uznałem, że wyruszymy wieczorem. Tak też zrobiliśmy. Szedłem przodem, a obok mnie La Vida. Klan otrząsnął się już po śmierci Nicoleta i było jak zwykle. Niektórzy rozmawiali, inni milczeli. Ja i moja partnerka także prowadziliśmy rozmowę. Wieczór był najlepszą porą na podróżowanie po pustyni, temperatura była wtedy idealne. Jednak trzeba było mieć się na baczności, gdyż na noc temperatura spada w zastraszająco szybkim tempie. Kiedy zaczęło się już robić naprawdę zimno, zarządziłem postój. Na szczęście znaleźliśmy miejsce nadające się do spędzenia tam nocy. Było to o tyle łatwiejsze, że nie szliśmy przez sam środek pustyni tylko jej obrzeżami. W czasie tego postoju nieco oddaliłem się od grupy i ujrzałem Nadirę z pałętającą się pomiędzy jej nogami Peril. Wtedy też przypomniałem sobie, że klacz miała mi pomóc przeprowadzić klan przez pustynię. Zupełnie o tym zapomniałem, Nadira pewnie też, bo mi o tym nie przypomniała. Podszedłem więc do niej.
- Witaj- powiedziałem. Klacz uniosła łeb lekko przestraszona.
- Witaj, Shere. Peril, przywitaj się ładnie- odparła Nadira. Po przywitaniu się przeszedłem od razu do rzeczy.
- Zupełnie zapomniałem o naszej umowie. Nie wiem, czy ty też, czy może zmieniłaś zdanie. Czy nadal chcesz pomóc mi przeprowadzić klan?- zapytałem.
- Oczywiście. Po prostu nie chciałam się narzucać. Nie byłam pewna, czy nadal potrzebujesz mojej pomocy.
- Oczywiście, że chętnie z niej skorzystam. Pod tym względem nic się nie zmieniło- odparłem.
- Zatem bądź gotowa, wyruszamy jutro przed świtem. Wtedy będzie najlepiej- powiedziałem. Klacz pokiwała głową na znak, że rozumie.
- A tak w ogóle, jak się masz? Mam nadzieję, że dobrze ci w klanie po powrocie. Tobie i Peril- dodałem.
- Ależ oczywiście, wszyscy członkowie są jak zwykle mili i pomocni- odpowiedziała Nadira. Minęła chwila ciszy.
- A, właśnie. Nie pogratulowałam ci jeszcze z powodu zawarcia przez ciebie partnerstwa. Gratuluję więc i życzę szczęścia tobie i La Vidzie- powiedziała klacz.
- Dziękuję- odparłem, po czym pożegnałem się i odszedłem.
~~~~~~~~
O wyznaczonej godzinie zjawiły się u mnie Nadira i Peril. Niestety, klacz nie mogła towarzyszyć nam na przodzie klanu, gdyż Peril nie nadążyłaby iść, a nie miała jej z kim zostawić gdzieś dalej. Zajęliśmy się więc jedynie ustaleniem trasy. Potem ja i La Vida mieliśmy poprowadzić klan jak poprzednio, a Nadira miała iść gdzieś w środku formacji, czyli w miejscu przeznaczonym dla klacz z młodymi.
<Nadira?>

17.07.2017

Od Nadiry do Shere Khana (S) - "Wątpliwości"

- Zdecydowałem, że, jeśli nadal uważasz, iż obie z Peril dacie radę, pójdziemy przez pustynię. Czy wtakim razi zgodzisz się pomóc mi przeprowadzić klan?
- Oczywiście - skinęłam delikatnie łbem. Wciąż czułam się z tym nieco niezręcznie, ale wiedziałam, że dla dobra klanu powinnam przełknąć moją wrodzoną nieśmiałość. Kiedy mówi się "A", trzeba powiedzieć "B", a w końcu to ja, całkiem niedawno zaproponowałam mu swoją pomoc. On był gotów ją przyjąć, nie było się nad czym zastanawiać.
Wieczór był przyjemnie chłodny, w porównaniu do upalnego dnia. Miałam świadomość, że to tylko przedsmak tego, co czeka nas na pustyni, jednak wiedziałam, że zarówno ja, jak i Peril, damy radę przez nią przebrnąć. Mała zapewne zacznie narzekać, ale czego innego spodziewać się po dziecku? Podobnie narzekałaby, gdybyśmy szli naokoło. Podróż trwałaby dłużej i cierpiałaby z powodu bolących nóg.
Ogier uśmiechnął się do mnie, po czym odszedł, żebyśmy mogły odpocząć.
Następne dni przyniosły wiele nieoczekiwanego. Partnerstwo Shere Khana i La Vidy, śmierć Nicoleta. Muszę przyznać, że nie znałam go dobrze, jednak podobnie jak wszyscy, czułam przygnębienie. Zdążyłam zorientować się, że kasztan był naprawdę mądrym i dobrym koniem. Taka strata zawsze boli.
Cieszyłam się też, że Peril była grzeczna i na uroczystości pogrzebu udało jej się zachować ciszę. Byłam z niej naprawdę dumna. Nadarzyła się też pierwsza okazja, by porozmawiać z nią o śmierci. Nie wiedziałam, jak jej to wyjaśnić, jednak ostatecznie udało mi się wyjść z opresji, tłumacząc, że to podróż w odległe miejsce. Miejsce, z którego już się nie wraca i gdzie wszyscy są szczęśliwi. Podróż do nieba, do gwiazd. Zapytała, czy jej tata też tam jest. Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Bez wahania odpowiedziałam, że tak. Przez chwilę nie mówiła nic, po czym spojrzała na mnie błękitnymi ślepkami.
- Ale Ty, mamusiu, nie idziesz w to miejsce, prawda? Nie idziesz do nieba?
- Nie, Peril. Jeszcze nie.
- To dobrze, nie chcę zostać sama.
- Nigdy nie będziesz sama, kochanie - odparłam ciepło, pieszczotliwie skubiąc wargami jej grzywkę - Zawsze będę przy Tobie, nawet kiedy pójdę do nieba. Będę patrzeć na Ciebie z góry i pomagać Ci w trudnych chwilach.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.

Kiedy źróbka zasnęła, jeszcze długo leżałam u jej boku, rozmyślając. Ruszaliśmy już jutro. Kiedy La Vida została partnerką Shere Khana, nie wiedziałam, czy nasza umowa wciąż jest aktualna. Teraz to ona powinna pomóc mu przeprowadzić stado, nie ja. Wszystko okaże się, kiedy zaczniemy wędrować. Na wszelki wypadek nie będę wychodzić w przód. Poczekam aż Shere zdecyduje. Nie chciałam mu się narzucać. Westchnęłam, po czym zamknęłam oczy, oddając się objęciom snu.

Ruszyliśmy wieczorem, by uniknąć upałów. Zgodnie z zamierzeniem, ruszyłam za prowadzącymi. Nie wychodziłam naprzód, jednak trzymałam się w miarę blisko, by być w pogotowiu. Chyba pierwszy raz nie szłam na samym końcu, głównie ze względu na Peril. Wolałam, żeby była otoczona innymi końmi. Tak było bezpieczniej.

<Shere Khan?>

15.07.2017

Zaznaczanie kalendarza

Witam koniowatych! I bez zbędnych wstępów, przechodzę do najważniejszej rzeczy:

Mianowicie ostatnio, już nie tak wcześnie zresztą, pojawił się post o eventach. Do tej pory nikt nic nie zrobił, co mnie zbytnio nie cieszy, ale jest jeszcze czas. Natomiast została już ustalona data i przebieg tego drugiego - quizu.

Data
Trochę się nad tym głowiłam, i zrobiłam to według podanych mi nieobecności. Jeszcze raz, żeby dotarło: Jam nie Maciej wróżbita. Tak więc, wszystko odbędzie się 30 lipca 2017 roku. Tylko w tym dniu można mi wysłać uzupełnione formularze quizu. Później będą one ignorowane, ze względu na możliwość ściągania.

Przebieg
Wszyscy członkowie z obu klanów bez wyjątku dostaną arkusze quizu, mam nadzieję, że w godzinach przed południem. Będą pytania zamknięte i otwarte, nic więcej, ok. 15-20. Niech was liczba nie przeraża, większość idzie jak z płatka! Można je odesłać tylko w powyższym dniu, w którym je również dostaniecie. Blog przez ten czas będzie niedostępny do oglądania (nie ma ściągawek:p), dlatego nie chcę mieć wyrzutów sumienia, że ktoś zawału dostał, bo usunęłam czy cośXD Wyniki pojawią się pewnie 1 sierpnia. Powodzenia!

A teraz z innej beczki. Znowu zajęłam się atlasowaniem i przeglądaniem mapek, dlatego możecie liczyć na to, że w najbliższym czasie pojawią się nowe tereny u obu klanów:) Myśleliśmy też razem z DODĄ nad stworzeniem grupy fabularnej. Cóż to znowu za pomysł co to nóg i rąk nie ma? Otóż będzie można do niej zapisać swoją postać. W zależności od charakteru itp. będzie dostawała różne opowiadania do napisania z ustalonym przebiegiem. To przyspieszy bieg fabuły, a przy okazji za dobrze napisane opko przewidujemy miesięczne zapasy pszenicy:D Dajcie znać, co o tym sądzicie, i zachęcamy do pisania opowiadań. Tak w skrócie, od pojutra mnie nie ma, a kierownicę przejmuje Shere Khan do 25 lipca (tym razem do niego kierować wszystkie formularze, opka etc.) więc czeja!

~Przywódczyni Klanu Ognistej Grzywy Calipso która zostanie topielcem

14.07.2017

Od Shere Khana do Wizji (S) - ,,Zapoznanie"

Usłyszałem głuchy łomot za sobą, odwróciłem się i ujrzałem leżącą na ziemi Wizję. No tak, krew wręcz tryskała z jej ran, wiec jak mogłem pomyśleć, że dojdzie do klanu o własnych siłach- pomyślałem szybko, zawracając. Na szczęście trochę znam się na robieniu opatrunków, więc jak najszybciej opatrzyłem rany klaczy. Prowizoryczne opatrunki szybko jednak przesiąkły krwią i znów zaczęło się robić nieciekawie. Musiałem je ponownie zmienić. Robiąc to, z ulgą zauważyłem, że krew prawie już przestała lecieć z ran Wizji. Na moje oko straciła tego dużo, ale nie zagrażało to jej życiu. Postanowiłem poczekać, aż się ocknie. W końcu wilki mogły w każdej chwili powrócić. Co więcej, zdawałem sobie sprawę, że nie mogła to być cała wataha. Choć było ich dużo, nadal zbyt mało jak na przeciętne wilcze stado. Co by oznaczało, że mogą wrócić w większej liczbie. Po chwili usłyszałem kilka cichych westchnień i jęków, następnie zobaczyłem jak Wizja otwiera oczy i próbuje wstać. Zanim do niej podszedłem, stała już na własnych nogach. Co prawda lekko się chwiała, ale i tak ją podziwiałem.
- No, no, co za siła i upór- powiedziałem. Klacz spojrzała na mnie, jakby nie wiedziała kim jestem ani nie rozumiała moich słów. Nie zdziwiło mnie to, przecież straciła dużo krwi i zemdlała. Po chwili jednak wszystko stało się dla niej na powrót jasne i zrozumiałe.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc i ratunek. To ty opatrzyłeś mi rany?- odezwała się w końcu.
- Tak- odparłem krótko.
- Więc mówisz, że nazywasz się Wizja. Mogę wiedzieć, skąd pochodzisz?
- Ja... a właściwie czemu cię to interesuje?- zapytała nagle.
- Muszę dokładnie wiedzieć, kto przebywa na terytorium mojego klanu i czy nie stanowi dla niego zagrożenia- odparłem możliwie spokojnym głosem.
- Jakiego klanu?- zdziwiła się Wizja. Westchnąłem lekko z bezsilności. To prawda, skąd ktoś ma wiedzieć, że jest na terytorium jakiegoś stada? Przecież nie jest ono w żaden sposób ogrodzone czy oznakowane, nie da się zaś pilnować wszystkich terenów jednocześnie i mówić o tym każdemu koniowi, który się na nie zapuszcza. Jednak ile razy można odpowiadać na to samo pytanie?
- Klanu Mroźnej Duszy- odparłem.
<Wizja? Mam nadzieję, że może być:)>

Od Shere Khana do La Vidy (S) - ,,Wyruszamy"

Po pogrzebie Nicoleta jeszcze przez kilka chwil wszyscy stali w pobliżu grobu. Następnie niektóre konie odeszły, inne zaś nadal zostały. W czasie ceremonii pogrzebowej La Vida cały czas, jak przystało na partnerkę władcy, stała u mego boku. Teraz podeszła jeszcze bliżej. Uśmiechnąłem się do niej smutno. Chciałem jednocześnie pokazać, że śmierć Nicoleta była także i dla mnie wielkim ciosem, ale też iż ogólnie wszystko gra. Klacz odpowiedziała mi tym samym. Odwróciliśmy się i powoli przeszliśmy kilka metrów. Przystanęliśmy w pobliżu kępy wysokiej trawy. Przez chwilę staliśmy tak razem w ciszy. Następnie jak większość udaliśmy się do jedynego w okolicy źródła wody. Musieliśmy uzupełnić swoje zapasy przed wyruszeniem na pustynię. Tak jak zaplanowałem, po godzinie od pogrzebu Nicoleta wyruszyliśmy w drogę. Normalnie wędrówce klanu towarzyszą różne hałasy, rozmowy, śmiechy, ale tym razem panowała martwa cisza. Wszyscy byli w żałobie. Ja także, choć w głębi duszy odczuwałem coś na kształt niezadowolenia czy poczucia krzywdy. W końcu klan powinien cieszyć się naszym szczęściem, moim i La Vidy, podczas gdy nawet my nie możemy być teraz szczęśliwi, nieważne jak bardzo byśmy chcieli. Wiem jednak, że nie mam kogo za to winić? Bo co, mam mieć pretensje do Nicoleta, który już nie żyje, że zmarł akurat teraz? To byłoby bez sensu- skupiłem się na swoich myślach. Szedłem jak zawsze na przodzie klanu, a obok mnie moja partnerka. W końcu jednak i mi zaczęła przeszkadzać ta przedłużająca się cisza.
- O czym myślisz?- zagadnąłem więc do La Vidy.
- O niczym konkretnym, a ty?
- Też- odparłem. Na moment znów zapadła cisza.
- Wiesz, wydaje mi się, że mimo żałoby i tak powinniśmy cieszyć się naszym szczęściem- powiedziałem wreszcie.
- Co przez to rozumiesz?
- Cóż, Nicolet odszedł, stało się, nic już tego nie zmieni. Na pewno nie chciałby, żebyśmy się z tego powodu za bardzo smucili- La Vida pokiwała głową, co miało znaczyć, że przyznaje mi rację.
- Gryzie mnie jeszcze jedna rzecz. W końcu on zmarł mniej więcej wtedy, kiedy my zostaliśmy parą. Czuję się z tym tak trochę... niezręcznie? Dziwnie? Sama nie wiem, co o tym myśleć- dodała smutno klacz.
- Nie dręcz się tym za bardzo. Przypadek i tyle. Nie rozpamiętujmy przeszłości, tylko skupmy się na naszej wspólnej, świetlanej przyszłości- powiedziałem i tym razem uśmiechnąłem się jak najweselej, aby podnieść La Vidę na duchu.
<La Vida? Nie martw się, Nicolet może spoczywać w spokoju XD>

Od Wizji do Shere Khana (S) - ,,Poszukiwanie azylu"

Mój dzień zaczął się jak zawsze, ruszyłam o świcie w poszukiwaniu swojego azylu na ziemi. Przemierzałam każdego dnia ponad sześćdziesiąt kilometrów po nieznanych mi terenach poszukując wody i odrobiny pożywienia. Około południa temperatura stawała się niemal nie do zniesienia, a moje ciemne umaszczenie ani trochę mi nie pomagało. Pod koniec dnia byłam zmęczona i szukałam jakiegoś miejsca aby odpocząć. Wreszcie znalazłam pojedyncze drzewo i położyłam się pod nim. Ledwo co zamknęłam oczy, a do moich uszu dobiegł dziwny szelest. Zerwałam się na równe nogi i dostrzegłam w oddali świecące oczy.
Po chwili ktoś skoczył mi na zad, od razu wyrwał kopa. Już po chwili zleciała się resztą. Dwa osobniki ruszyły w pogoń za mną, biegłam ile sił, po chwili kolejne dwa pojawiły się obok mnie. Skoczyły prosto na mnie, usiłując złapać mnie za krtań, ostro wierzgnęłam, po chwili poczułam jak ktoś skoczył mi na głowę i wbił swoje kły prosto w moją szyję. Odskoczyłam w bok, po czym ponownie poczułam jak kolejne osobniki ranią mnie w szyję, usiłując mnie przewrócić i udusić. W pewnej chwili usłyszałam tupot kopyt i pisk. Nie wiem, ile to trwało, ale po chwili nie było na moim ciele ani jednego drapieżnika.
- Żyjesz ? - spytał nieznajomy
-Tak..
- Jesteś ranna.
- To tylko zadrapania ..
- Leje się krew niczym ze strumienia ..
- Dam radę .. dzięki za ratunek mogę poznać imię mojego wydawcy
- Shere Khan
- Wizja ..
- Chodź za mną.
Przytaknęłam i ruszyłam powoli, dopiero po chwili dotarło do mnie jak słaba zaczynam się robić. W pewnej chwili osunęłam się na ziemię tracąc przytomność.

<Shere Khan?>

13.07.2017

Od La Vidy do Shere Khana (S) - "Pogrzeb"

Kiedy wróciliśmy, od razu do Shere Khana przybiegła Vika i odepchnęła mnie na bok. Chciałam burknąć coś, ale zauważyłam, że jest cała zalana łzami. Zaczęła mówić, że umarł jeden z członków stada - Nicolet. Po krótkiej rozmowie zapłakana klacz odeszła.
- Wybacz, przez chwilę spadłaś na dalszy plan. Zaraz wszystkich zwołam i ogłoszę nasze partnerstwo. Potem zajmę się pogrzebem Nicoleta- powiedział Shere Khan, ale ja od razu pokręciłam głową.
- Nie, może lepiej trochę poczekajmy? Teraz to chyba nie najlepszy moment- odparłam.
- Nie ma na co czekać, bo potem nigdy nie nadejdzie dobry moment- odrzekł Shere Khan.
-Nie wydaje mi się dobrym pomysłem ogłoszenie takiej nowiny podczas, żałoby - nadal stawiałam na swoim.
-Oficjalnie żałoba zacznie się po pogrzebie. Ale kiedy już się zacznie, to minie pewnie sporo czasu, nim się zakończy. Lepiej ogłosić to teraz niż za kilka tygodni - ogier również nie dawał za wygraną.
-No dobrze. Ale nie oczekuj, że inni będą jakoś wielce okazywać swą radość. Większość członków jest pewnie bardzo poruszona śmiercią Nicoleta - uległam wreszcie.
Nie daleko przechadzał się Bernard. Shere Khan powiedział mu, żeby zwołał wszystkich członków. Po kilku minutach cały klan zgromadził się w jednym miejscu. Niektórzy, tak jak Vika, byli zalani łzami, a inni, w tym Corakle, byli jedynie ponurzy. Shere Khan ogłosił, trzy rzeczy. Po pierwsze to, że stałam się jego partnerką. Tak jak się spodziewałam, wszyscy byli poruszeni śmiercią Nicoleta i jedynie uśmiechnęli się na tą wiadomość. Po chwili przeszedł do drugiej informacji.
-Jak już z pewnością wiecie wczorajszego dnia pożegnaliśmy Nicoleta. Był on wspaniałym koniem. Jutrzejszego dnia, w południe odbędzie się jego pogrzeb. Raphaela, Bernarda i Amigo prosiłbym o przyjście do mnie, kiedy wszyscy się rozejdą. Konie, które będą chętne, proszę o przygotowanie kwiatów.
Poczekał chwilę, aż wszyscy zapamiętają.
-Godzinę po pogrzebie Nicoleta wyruszamy w dalszą wędrówkę.
Wszyscy rozeszli się. Zostali tylko Raphael, Bernard i Amigo. Ja odeszłam na bok, aby zjeść trochę trawy. Po chwili poszłam do znajdującego się niedaleko strumienia. Napiłam się. Zauważyłam, że po przeciwnej stronie rośnie trochę kwiatów Orlika. Zerwałam ich trochę i związałam kilkoma źdźbłami dłuższych traw. Z bukiecikiem wróciłam do reszty stada. Gdyby nie to, że miałam kwiaty pod nosem, nie pofatygowałabym się o poszukiwaniu kwiatów, na pogrzeb.
~~~
Kolejnego ranka obudziłam się, jako ostatnia. Słońce prażyło już mocno. Poszłam przejść się po okolicy. Zauważyłam Bernarda, Raphaela i Amigo grzebiących kopytami w ziemi, najwyraźniej kopiących grób. Obok nich zauważyłam całkiem sporawą kupkę ziemi. Widocznie Shere Khan zlecił im to zadanie.
~~~
W południe wokół grobu zgromadzili się wszyscy członkowie stada. Na początku ceremonii Shere Khan rozpoczął przemowę.
-Zgromadziliśmy się tu dziś ze znanego wszystkim powodu. Dwa dni temu z naszego stada odszedł Nicolet. Był on w klanie najdłużej z nas wszystkich. Podczas całej swojej przynależności do stada zdobył sobie wielki szacunek. Był on silnym koniem, ale został pokonany przez siłę, której nikt nie może się przeciwstawić - śmierć. Powinien być on wzorem dla nas wszystkich. Śmierć Nicoleta była dla nas wszystkich ogromnym ciosem. Niech na zawsze pozostanie w naszej pamięci.
Następnie przyszli Amigo i Raphael niosący związanych ze sobą kilka pni, na których leżało ciało Nicoleta i kwiaty. Konstrukcja miała symulować trumnę. Bo z czego zrobić prawdziwą trumnę na środku stepu? Następnie konie włożyły wszy do wykopanego grobu. Następnie Amigo, Raphael i Bernard zakopali grób, tak aby powstała mała górka. Potem z kamieni został ułożony napis Ś.P. NICOLET.
<Shere Khan? Mam nadzieję, że pogrzeb zrobiłam dobry XD>

Od Forever do Donatella (F) - ,,Dołączenie"

Wędrowałam już długi czas. Byłam zmęczona,spragniona i głodna. Na mojej drodze nie było pysznej,soczystej trawy. Zobaczyłam źródełko. Podbiegłam tam i się napiłam. Obok była trawa więc ją trochę poskubałam. Położyłam się chociaż to trochę niestosowne dla konia czystej rasy andaluzyjskiej i zasnęłam. Obudziło mnie dopiero stukanie kopyt o ziemię.
- To są tu inne konie?
Powiedziałam sama do siebie. Wstałam i usztywniłam nogi żeby jakby co odskoczyć,uciec albo zacząć walkę. Zza krzaków wybiegł kary ogier. Już chciałam się wycofać gdy niespodziewanie do mnie podszedł. Widząc jaka jestem wystraszona powiedział
- Hej! Spokojnie! Nic ci nie zrobię!
- Kkim jjesteś?
- Koniem,tak jak ty. Nie widać? Co robisz na chwilowych terenach Klanu Ognistej Grzywy?
- Klanu Ognistej Grzywy? Co to jest?
- Stado koni. Może chcesz dołączyć?
- No... Okay?
- A w ogóle Donatello jestem. A ty?
- Forever.
Odpowiedziałam krótko.
<Donatello? Nie wiem jak tu się pisze opowiadania. Może być?>

Nowa wojowniczka - Forever!


Źródło: Zdjęcie główne
Motto: ,,Wytrwale szukaj a znajdziesz"(własnego autorstwa)
Imię: Forever
Wiek: 11 lat
Płeć: Klacz
Przynależność: Klan Ognistej Grzywy
Ranga/i: Wojowniczka
Głos: Monika Lewczuk
Rodzina: Matka Frister. Reszty nie zna
Osobowość: Ta klacz nie buja w obłokach. Jest stanowcza. Jak będzie chciała coś zrobić to i tak w końcu to zrobi. Jest realistką. Nie łatwo jest zdobyć jej serce. Ale może tobie się akurat uda?
Partner/Partnerka: Hadvegar.
Potomkowie: Sirocco.
Aparycja:
Rasa: Koń andaluzyjski
Wygląd: Forever to klacz maści siwo - jabłkowitej. Ma ciemną grzywę i jasny pysk.
Znaki charakterystyczne: Nie ma nic szczególnego.
Wzrost: 159 cm WK
Waga: 412 kg
Umiejętności: For bardzo dobrze skacze i szybko biega. Jest mistrzynią maskowania.
Historia: Klacz o imieniu Frister została zapłodniona przez ogiera którego imienia nie poznała. Tak, to prawda. Matka Forever żyła u ludzi. Pewnej nocy. Kilka dni przed oźrebieniem uciekła. Urodziła na łące małą klaczkę którą nazwała Forever. For rosła i rosła. Pewnego dnia poszła na niedozwolony spacerek jak to źrebaki mają w zwyczaju. Wróciła wieczorem i zobaczyła obraz który do końca życia pozostanie w jej głowie. Kłusownicy zaciągnęli jej nieżywą już matkę do....sama nie wiedziała co to było. Uciekła z stamtąd jak najszybciej. Forever miała już rok. Wędrowała dalej przez rok. W końcu ujrzała zamieszkane przez konie miejsce. Postanowiła tam dołączyć.
Inne: Brak.
Kontakt: howrse - wolfik, doggi - Wolfik27

Od Shere Khana do La Vidy (S) - "Rysa na diamencie szczęścia"

- Tak- odparła La Vida. W tej jednej sekundzie świat zatrzymał się dla mnie, a zaraz potem zaczął się znów kręcić, tyle że z zawrotną prędkością. Chciało mi się jednocześnie śmiać, płakać, rżeć ze szczęścia. I chociaż to uczucie było dla mnie zupełnie obce, podobało mi się.
-Ja... Ja nie wiem co powiedzieć- dodała klacz, po czym podeszła do mnie i przytuliła się. Odwzajemniłem to, przechylając głowę w jej stronę. Staliśmy tak przez chwilę, upajając się chwilą. Dla mnie moglibyśmy tak stać i stać całą wieczność, niestety nie ma tak dobrze.
- Co teraz?- pytanie La Vidy przerwało tę harmonijną ciszę. Nie do końca rozumiałem, co rozumie przez "teraz". Mimo to postarałem się jak najdokładniej odpowiedzieć mojej ukochanej.
- Jak to "co"? Pada, więc albo czym prędzej wrócimy do stada, albo zostaniemy tutaj i spróbujemy jednak poszukać jakiegoś schronienia. A jak już powrócimy do klanu to oficjalnie zawrzemy związek, może zostaniemy tu jeszcze na trochę, a potem wyruszymy w dalszą wędrówkę.
- Czyli tak poniekąd wszystko będzie tak jak dawniej, choć nie do końca- odparła klacz.
- Masz rację. Tak jak dawniej, ale nie do końca. Bo począwszy od teraz, nic już nie będzie takie samo. Bo od teraz będę się codziennie budzić jako najszczęśliwszy ogier na świeci u boku mojej ukochanej.
- Ja mogłabym powiedzieć dokładnie tak samo. Jestem najszczęśliwszą klaczą na świecie- odparła La Vida i uśmiechnęła się do mnie, na co ja odpowiedziałem swoim uśmiechem. Deszcz w międzyczasie przestał padać i już tylko lekko kropił. Postanowiliśmy więc nacieszyć się sobą na osobności jak najdłużej i wrócić do stada dopiero jutro. Zawróciliśmy i szliśmy razem, bok w bok. Cieszyliśmy się tym, że jesteśmy razem. Jedynie patrzyliśmy się na siebie nawzajem z miłością i uśmiechaliśmy się. Słowa nie były nam potrzebne. Minęliśmy miejsce, do którego doszliśmy poprzednio. Gdy zaś zaczęło zmierzchać, poszukaliśmy miejsca. Stanęliśmy tak blisko siebie, że stykaliśmy się bokami, a także głowami, gdyż oboje zwiesiliśmy je z tej samej strony.
- Dobranoc, kochana La Vido- wyszeptałem.
- Dobranoc, ukochany Shere Khanie- odparła klacz.
~~~~~~~~
Obudziłem się trochę wcześniej niż La Vida, jednak już po kilku minutach ona także nie spała. Zjedliśmy razem śniadanie i, chcąc nie chcąc, udaliśmy się w drogę powrotną.
- Wiesz, trochę się stresuję- powiedziała klacz.
- Czym?
- Bo teraz nie będę już zwykłą klaczą, tylko partnerką władcy. Nie wiem, czy poradzę sobie w tej roli. Co właściwie będzie należało do moich obowiązków?
- Po pierwsze, ty zawsze byłaś niezwykłą klaczą, inaczej nie zakochałbym się w tobie, prawda? Po drugie, nie przejmuj się, na pewno sobie poradzisz. Będziesz teraz miała większe przywileje, ale właściwie żadnych trudnych czy poważnych obowiązków, więc nie martw się- odparłem.
- Aha- powiedziała tylko La Vida. Znów zapadła między nami cisza, ale wiedziałem, że moja partnerka mocno nad czymś rozmyśla.
- Nad czym tak dumasz?- zapytałem w końcu.
- Trochę się jeszcze martwię, jak wszyscy zareagują.
- A jak mają zareagować? Na pewno ucieszy ich wiadomość o tym, że znalazłem sobie tak wspaniałą partnerkę.
- Ty tak myślisz, ale niekoniecznie musi tak być- odparła La Vida. Przez resztę drogi się tak przekomarzaliśmy.
- No cóż, pierwsza "kłótnia" zaliczona, więc się już tak nie przejmuj- powiedziałem do klaczy, gdy byliśmy już w pobliży klanu. Kiedy dotarliśmy na miejsce, zamierzałem od razu zwrócić uwagę wszystkich i zawiadomić oficjalnie o moim partnerstwie, ale nie było mi to dane. Od razu bowiem podbiegł do mnie Vika i nim zdążyłem zaprotestować, odepchnęła La Vidę nieco na bok.
- Shere Khan, dlaczego tak długo cię nie było?!
- Co jest, co się stało?- zapytałem od razu, gdyż w jej głosie słychać było duże napięcie, ale i smutek.
- Zeszłej nocy, kiedy cię nie było...- Vika ściszyła głos. Cała złość w jednej chwili z niej uleciała. Zaczęła się trząść i zwiesiła smutno głowę. Podszedł do niej Raphael i przytulił ją.
- Już, już. Już dobrze, nie płacz- powiedział.
- Co się tu właściwie stało?- zapytałem, dyskretnie zerkając na La Vidę. Klacz na razie przyglądała się tej scenie.
- Zeszłej nocy zmarł Nicolet- powiedział Raphael.
- Co? Jak to? Co mu się stało?
- Nic... po prostu zmarł. Od rana jesteś szukany, żeby cię o tym zawiadomić. Trzeba zająć się pogrzebem- odparł ogier. Nie musiał mi tego mówić, zdawałem sobie z tego sprawę. Na chwilę się załamałem. Zmarł bardzo dobry, mądry, oddany mi członek klanu w dodatku należący do Rady Starszych, w dodatku zbiegło się to w czasie z tak ważnym dla mnie wydarzeniem.
- Dobrze, zaraz się wszystkim zajmę. Na razie chciałbym, żebyś uspokoił Vikę.
- Dobrze- Raphael pokiwał głową i odszedł z zanoszącą się płaczem klaczą u boku. Podszedłem do La Vidy.
- Wybacz, przez chwilę spadłaś na dalszy plan. Zaraz wszystkich zwołam i ogłoszę nasze partnerstwo. Potem zajmę się pogrzebem Nicoleta- powiedziałem. Klacz pokręciła prawie niezauważalnie głową.
- Nie, może lepiej trochę poczekajmy? Teraz to chyba nie najlepszy moment- odparła La Vida.
- Nie ma na co czekać, bo potem nigdy nie nadejdzie dobry moment- odpowiedziałem.
<La Vida? Spoko, mi też wychodzi raz lepiej, a raz gorzej XD>

12.07.2017

Shere Khan i La Vida zawierają partnerstwo!

Tak oto wyczekiwana miłość połączyła tych dwoje więzem partnerstwa, władcę Klanu Mroźniej Duszy, chłodnego Shere Khana i upartą kronikarkę La Vidę, i pozwoliła wreszcie wypłynąć uczuciom na wierzch (oj, się naczekałamXD)! Gratulujemy i życzymy szczęśliwego małżeństwa!
PS Tym samym La Vida zostaje pierwszą partnerką władcy i dostaje się do monarchii:)

Od La Vidy do Shere Khana (S) - ,,Decyzja"

Kilka dni z rzędu klan nie wędrował. Shere Khan tłumaczył mi, że wszyscy, którzy ucierpieli podczas ataku ludzi muszą dojść do zdrowia. Ja jednak nie do końca mu wierzyłam. W końcu to JA zostałam najbardziej ranna, JA zdrowiałam najdłużej i to JA opóźniałam wyruszenie w dalszą drogę. Nie odzywałam się jednak, by jeszcze bardziej się nie podburzać. Codziennie wybierałam się z Shere Khanem na spacery. Stopniowo były one coraz dłuższe. Po kilku dniach pokonaliśmy już całkiem spory dystans.
- Chyba zanosi się na ulewę- powiedział Shere Khan.
Spojrzałam na niebo. Rzeczywiście. Na niebie przed nami widać było ciemne chmury zbliżające się w stronę stada.
- Na to wygląda. W takim razie nie ma na co czekać, wracajmy- odparłam.
Zawróciliśmy, więc i szybkim stępem ruszyliśmy w stronę klanu. Niestety, nim dotarliśmy do reszty stada, zaczęło padać. Z początku lekko, ale po chwili wszędzie zrobiło się biało od kropelek wody. Padało z taką siłą, że wydawało się, że to nie deszcz uderza o nasze grzbiety, lecz ktoś sypie w nas żwirem z całych sił. Niedaleko dostrzegliśmy kilka drzew i udaliśmy się w tamtą stronę. Nie staliśmy tam długo, a już przemokliśmy do suchej nitki. Zwróciłam się zadem do wiatru i pochyliłam głowę. Dawało to minimalną ochronę przed kroplami deszczu. Przed chwilą było gorąco, a teraz leje jak z cebra.
- Mongolia jest taka zaskakująca pod względem pogody- westchnęłam cicho.
- Co racja, to racja- odparł ogier.
Staliśmy pod drzewami jeszcze przez jakiś czas, ciesząc się minimalną ochroną dawaną przez drzewa. W końcu ulewa zelżała. Przeczekaliśmy chwilę, ale deszcz nie wzbierał na sile. Postanowiliśmy wrócić do stada. Szliśmy w ciszy. Słyszałam jedynie odgłos kropel uderzających o moje ciało.
- Wiesz, La Vido, jutro wyruszamy z powrotem na wędrówkę. I jeszcze za nim wyruszymy, chciałbym ci się o coś zapytać.
- Tak?- odwróciłam głowę, aby objąć Shere Khana wzrokiem.
- Chciałabyś może... zostać moją partnerką?
Cały świat się zatrzymał. Owady przestały brzęczeć, drzewa przestały szumieć deszcz przestał kapać, nawet wiatr przestał wiać. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Miałam nadzieję, że wkrótce Shere Khan zada to pytanie, ale i tak byłam kompletnie zaskoczona. Myślałam, że musi minąć jeszcze trochę czasu. W tym momencie ludzie zaczęliby się całować,  a przynajmniej złapali by się za ręce. My, ze względów oczywistych, nie mogliśmy tego zrobić.
-Tak - odparłam.
Starałam się, aby mój głos był spokojny i opanowany.
-Ja... Ja nie wiem co powiedzieć - ledwo udało mi się wydusić z zaciśniętego gardła te kilka słów.
I naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić. Po prostu zbliżyłam się do Shere Khana i przytuliłam się do niego.
<Shere Khan? Nie jestem dobra w pisaniu takich rzeczy XD>

11.07.2017

Nowy zwiadowca - Wizja!

Friesian
1, 2
Źródło: Zdjęcie główne 1 2
Motto: ,,Nawet jeśli ty straciłaś wiarę w marzenia, one wciąż wierzą w ciebie."
Imię: Wizja
Tytuł: Brak
Wiek: 8 lat
Płeć: Klacz
Przynależność: Klan Mroźnej Duszy
Ranga/i: Zwiadowca 
Rodzina: 
Mama: Worynia 
Ojciec: Wangar
Osobowość: Wizja to klacz o ogromnej odwadze. Można uznać iż igra ona z własnym życiem. Nie ma zadania którego by się nie podjęła. Nie istnieje przeciwnik którego mogła by się przestraszyć. Kocha ryzyko i adrenalinę uwielbia działanie pod presją. Jest sumienna i wytrwała nigdy się nie poddaje. Wiele razy słyszała słowa "Ty nie wiesz kiedy sobie odpuścić" Ma ogromną wiarę w marzenia często wydaje się być obecna tylko ciałem bo myślami zapewne jest gdzieś indziej. To bardzo inteligentna bystra a zarazem pomysłowa klacz. Przez społeczeństwo jest postrzena jako cicha i tajemnicza. Jednocześnie jednak wzbudza zaufanie innych sama nie wie dlaczego. Nie potrafi jednak działać zespołowo,wszystko by robiła sama. Jest przekonana,że nie wolno pokazywać innym swoich słabości i uczuć więc zawsze się uśmiecha nawet wtedy gdy w głębi jest jej smutno i ciężko. Zawsze każdemu pomoże i nie chce nic w zamian. Twierdzi,że dobro samo powraca. Wystrzega się miłości i boi przywiązania więc nigdy nie wychodzi z kimś w głębsze relacje. Aby ja poznać trzeba z nią spędzić dużo czasu.
Partner/Partnerka: Jej serce jest nieposkromione i dzikie więc nie wiadomo czego można się spodziewać po niej.
Potomkowie: -
Aparycja:

  • Rasa: Koń Fryzyjski
  • Wygląd: Głowa – odpowiednio długa; oczy duże, błyszczące i inteligentne,uszy stosunkowo małe, z nachylonymi ku sobie końcami, profil lekko szczupaczy, całość sprawia wrażenie szlachetności. Szyja – wyniosła, o lekko łabędzim profilu, odpowiednio długa i dobrze umięśniona, wysoko osadzona. Kłoda – dobrze umięśniona, dość długa ale nie za długa, miękki grzbiet, kłoda głęboko związana z piersią, łopatka lekko skośna. Kończyny przednie – proste, pęcina nachylona do podłoża pod kątem 45 stopni, rozstawione o szerokość kopyta; Kończyny tylne – długie udo, staw skokowy o kącie 150 stopni, pęcina nachylona do podłoża pod kątem 55 stopni.
  • Znaki charakterystyczne: Na jej grzbiecie widać białe smugi sierści,są to blizny spowodowane pożarem który wybuchł w stajni. 
  • Wzrost: 170cm
  • Waga: 670kg
Umiejętności: Wizja świetnie skacze, jest szybka i wytrzymała, a jej zmysły słuchu i wzroku są bardzo wyostrzone. 
Historia: Wizja urodziła się w niewoli. Jej mama była przywódcą małego stada tamtejszych koni. Żyła spokojnie do momentu kiedy pewnej zimowej nocy nie wybuchł pożar. Większość koni została uratowana niestety dla niej nie było szansy na ucieczkę. Poczuła ogromny ból gdy na nią spadła płynąca belka. Szczęście w nieszczęście gdyż belka zniszczyła drzwi boksu i udało się jej uciec z płonącego budynku. Biegła na oślep do momentu w którym nie straciła przytomności. Gdy się ogarnęła nie wiedziała gdzie jest ani dokąd ma iść. Wędrowała tam gdzie ją nogi poniosą. Miały dni,miesiące,lata rany zagoiły się. Sierść na grzbiecie odrosła jednak już nie czarna a lekko szara. Przez ten czas Wizja zdziczała i porzuciła pragnienie powrotu do domu. Któregoś dnia natkneła się na stado koni i postanowiła zostać na jakiś czas.
Inne: -
Kontakt: Syßir

5.07.2017

Podsumowanie zbiorów pszenicy

Oto minęły nam (dawno trochę, ale co tam:p) pierwsze dwa tygodnie od wprowadzenia systemu banku CPA. Wobec tego czuję się w obowiązku zrobić tego pierwsze podsumowanie. Poniżej statystyki - kto, jak i za co:

Calipso: 500 pszenic. Bez zmian.
Shere Khan: 500 pszenic. Bez zmian.
Edward Malligins Aenertair: 40 pszenic + 5 pszenic za avatar + 5 pszenic za 2 opowiadania. Dostępna pierwsza nagroda!
Michelle: 40 pszenic - 5 pszenic. Brak opowiadań.
Italia: 40 pszenic - 5 pszenic. Brak opowiadań.
Amigo: 40 pszenic + 5 pszenic za 2 opowiadania.
La Vida: 40 pszenic. Brak zmian.
Nadira: 40 pszenic - 5 pszenic. Brak opowiadań.
Peril: 40 pszenic. Brak zmian.
Krystal: 10 pszenic. Brak zmian.

Uprzedzam, że wyniki mogą być trochę...kontrowersyjne, bo ktoś napisał opko dzień przed naliczaniem, i już stracił 5 pszenic; ale taki jest system i nie będziemy się z nim wykłócać, a przed nami przecież kolejne dwa tygodnie szansy na poprawę. Dlatego nie zrażajcie się, tylko do roboty! Bo przyjdzie Harry Kotter i poobgryza paluszki!XDD Dajcie też znać, czy chcecie, aby takie podsumowania pojawiały się już zawsze. Bayo!

~Przywódczyni Klanu Ognistej Grzywy Calipso


NPC jako postać zastępcza

Od dziś postanowione - NPC zyskuje nowe znaczenie. Niby są to tylko postacie pojawiające się w naszych opowiadaniach, zwykle nie mające większego znaczenia, i nikt nimi bezpośrednio nie kieruje. A przynajmniej nikt nimi bezpośrednio nie kierował, albowiem została wprowadzona możliwość pisania NPC opowiadań. To alternatywa dla tych, którzy nie są jeszcze do końca przekonani i chcą wczuć się w klimat, aby nie zepsuć wejścia i bez mordęgi przy formularzuXD W tej sprawie zgłaszają się na chat bądź do któregoś z administratorów, i wybierają, kim będą kierować, oczywiście zgodnie z obecną fabułą. Limit to 5 opowiadań. Po tym czasie musimy zdecydować, czy chcemy dołączyć do społeczności i stworzyć własną historię, czy odejść. Mam nadzieję, że ta funkcja okaże się przydatna. Dziękuję za uwagę!
~Przywódczyni Klanu Ognistej Grzywy Calipso

Znalezione obrazy dla zapytania czarna hańcza
Czarna Hańcza...
Czyli czyściutka woda, sklep z pamiątkami na każdym brzegu (właściciel: komary), raj dla czapli, pnie w poprzek rzeki na które kajak sam się pcha i niesamowite wrażenia. Polecam B)

4.07.2017

Od Calipso do Krystal (F) - ,,Nagonka"

- I jak było? - spytałam pogodnym głosem, gdy zauważyłam siwą klacz szykującą się do snu. Podniosła głowę i odparła radośnie:
- Świetnie. - uśmiechnęłam się lekko i odeszłam parę kroków w pobliże karego ogiera. Powoli zamknęłam oczy, żegnając kolejny dzień.
~Rano~
Tuż po obudzeniu się zaburczało mi w brzuchu. Od razu schyliłam głowę i zaczęłam skubać trawę. Wczoraj nawet nie zauważyłam, jak mało zjadłam. Gdy skończyłam śniadanie, inni byli dopiero w połowie posiłku, dlatego zyskałam na czasie. Siedzimy nad Eg stanowczo za długo. Powinniśmy być już w drodze... - pomyślałam, rozglądając się z niepokojem. Mimo to nie miałam pojęcia, jaki powinniśmy obrać kierunek. Lato oznaczało częste ulewy, a przy tym upały. Westchnęłam cicho. Wtem nadstawiłam uszu. Czyjeś kroki, zbliżające się w naszą stronę. Inni również zaniepokoili się. Kolejny szelest.
Zarżałam głośno, dając sygnał do odwrotu, i zagalopowałam na czele. Z ziemi uniosły się kłęby pyłu. Gnaliśmy na złamanie karku wzdłuż biegu rzeki, a on dalej za nami podążał, choć znacznie wolniej. Z przerażeniem biegłam przed siebie, bez wybranego kierunku, byle dalej. Zdołałam się tylko na moment obejrzeć i kątem oka dostrzec napastników. Pięciu ludzi; czterech siedziało gdzieś w głębi panoramy, a jeden z wycelowanym w nas dziwnym urządzeniem biegł, cały czerwony z wysiłku, bliski kresu polowania. Za mną oglądał się także generał. Galopowaliśmy jeszcze długo, aż nie było szans, by nas dogonili. Zwolniłam do kłusa i zatrzymałam się, dysząc. Chyba oddaliśmy się bardziej na zachód. Klan odpoczywał po nagonce. Skierowałam wzrok na północ. Zdecydowałam już, dokąd pójdziemy.
- Zaraz ruszamy na Munku-sardyk, przygotujcie się.
<Krystal? Zakładka terytoria się przyda;)>

Od Calipso do Edwarda Malligins'a (F) - ,,Ucieczka"

Otworzyłam oczy. Zobaczyłam nad sobą siwy łeb Kallena, który wpatrywał się we mnie z mieszanką niepokoju i ulgi. Wpierw odwzajemniłam zdziwiona spojrzenie, ale natychmiast się zreflektowałam i spróbowałam jakoś dźwignąć na nogi, wyciągając przed siebie przednie kończyny, jednak zaraz dołączył się do tego okropny ból w boku i łopatce, dlatego w takiej pozycji odezwałam się, starając się tego nie okazywać:
- Dziękujemy, że nas znaleźliście. - moje kąciki ust nie chciały się podnieść, jak zazwyczaj.
- Po dwóch dniach postanowiliśmy was poszukać. Nagle Opium usłyszała jakieś krzyki, i tak tu dotarliśmy. - wyjaśnił podenerwowany ogier. Pokiwałam z zadowoleniem głową, więc odszedł na bok, by porozmawiać z Reliktą. Przypomniałam sobie o Edwardzie; natychmiast się obejrzałam, a w umyśle kłębiły mi się najgorsze wizje. Jednak na szczęście stał pewnie, tyle że na ziemi zbierała się niewielka kałuża ze ściekającej krwi. Popatrzyłam w dół, na moje kopyta oparte o ziemię. Zacisnęłam mocno powieki, i przesunęłam nagle ciężar ciała do przodu, tym samym prostując tylne nogi. Moje ciało przeszył ból, z płuc uszło powietrze, ale udało mi się utrzymać na chwiejnych kończynach, kiedy ktoś mnie podparł. Generał spytał poważnie:
- Nic sobie nie złamałaś? - wątpiłam w to, raczej kilka mocnych siniaków.
- Nie. Teraz rachunki mamy wyrównane. - uśmiechnęłam się lekko, odwzajemnił gest. Wzięłam głęboki oddech i rzekłam do klanu:
- Dziękuję wszystkim. Wracamy do rzeki. Gdzieś musi być stąd wyjście. - zakończyłam z nutką nadziei. Przez chwilę wszyscy milczeli, po czym odezwała się Opium:
- Biegliśmy wzdłuż tego parowu. Schodzi łagodnie w dół, Eg jest niedaleko stąd.
- To dobrze. - powiedziałam z radością, i ruszyłam z miejsca w stronę końca wąwozu. Niedługo potem widać już było na horyzoncie koniec udręki i drzewa nad brzegiem rowu. Wdrapaliśmy się tam z trudem, lecz zmęczenie przestało mieć znaczenie. Wlokłam się noga za nogą, a Edward obok mnie. Na szczycie czekaliśmy jeszcze na ostatnich maruderów. Porozglądałam się trochę, i zerwałam kilka roślin o białych, drobnych kwiatkach i wysokiej łodydze. Podeszłam do ogiera i przyłożyłam do rany. Na początku cofnął się zaskoczony, ale spokojnie dał mi zrobić opatrunek.
- Zatrzyma krwawienie... - mruknęłam do siebie. Na razie powinno wystarczyć. Rozpoczęła się dalsza droga powrotna. Ściółka gęstego lasu, wypełniona mchem i roślinnością, tłumiła nasze kroki. Popołudniowa cisza pozwalała mi ułożyć myśli. Przecież byłam gotowa. Czemu nie dałeś mi odejść? - ze zwieszonym łbem wpatrywałam się w pojedyncze martwe kamyki, symbol Mary. Mogłam pozostać w zapomnieniu. Niedoszła przywódczyni Klanu Ognistej Grzywy bez dziedzica. Wspaniały scenariusz. - popatrzyłam na karego konia obok. Bardziej zależy mi przecież na jego życiu, niż na moim, bezwartościowym. - docierały do mnie coraz bardziej zaskakujące fakty, ale łączące się w całość z innymi. Nie mogę cały czas uciekać przed sobą. - ta myśl podświetliła wszystko z nowej perspektywy. Westchnęłam z ulgą, jakbym zrzuciła z siebie jakiś ciężar.
<Edward? Co u ciebie w burzy mózgów?XD>

Od Edwarda Malligins'a do Calipso (F) - ,,Nie spuszczaj jej z oczu"

Powietrze przeszył łoskot spadających ze zbocza drobnych kamieni, które pociągnęły za sobą potężną chmurę ciężkiego, odbierającego widoczność pyłu. Na jedno ze ściennych usypisk właśnie skoczył ryś i to jego gwałtowny ruch na chwilę zachwiał parowem. Samo zwierzę sprawiało wrażenie zaniepokojonego, jak gdyby zastanawiało się czy kolejny fałszywy ruch i zaraz nie osunie się na ziemię. Kiedy jednak spostrzegło, że nic mu nie grozi i, że znalazł się blisko dna głośno zawarczał, odsłaniając dwa przednie, tępo zakończone kły. Drugi kot pochylając nisko łopatki zrezygnował z samodzielnych prób poszukiwania bezpiecznego zejścia, przeszedł w miejsce, z którego drogę znalazł jego pobratymiec i skokiem pokonał dzielącą ich rozpadlinę. Obserwując całą sytuację, pogalopowałem w kierunku, gdzie jeszcze przed chwilą stały rysie i znajdowszy się zaledwie trzy kopyta nad nimi podniosłem wysoko przednie kończyny, wściekle młócąc nimi nad ziemią i rżąc donoście, przykuwając tym samym uwagę drapieżników. Wiedziałem, że nasze szanse nie zostały z góry przekreślone, co prawda kotów była dwójka, lecz oba wyglądały na przeraźliwie głodne, a co za tym idzie, na pewno nie były w pełni sił. Wyleniała, brudna sierść sterczała ze skóry opinającej wystające żebra i kręgi kręgosłupa. Brzuchy miały podciągnięte wysoko, a głowy poranione. Walka z nimi zapowiadała się na łatwiejszą, niż ze zdrowymi osobnikami tego samego gatunku. Rysie zawarczały nerwowo dostrzegając mnie, jako by nie do końca wiedziały, na której potencjalnej ofierze się skupić i ponownie chciały wrócić na stabilny grunt. Jeszcze dwukrotnie stanąłem dęba i dwukrotnie uderzyłem kopytami o ziemię, sprawiając, że kolejne kamienie spadały w dół i uderzały w drapieżniki. Nie ratowało to sytuacji, lecz zdecydowanie zyskiwałem na czasie. Ponownie przeniosłem wzrok na klacz, żeby zobaczyć w jakimś jest stanie, a gdy to zrobiłem do moich uszu dobiegł szmer pazurów przesuwanych po glebie.
- Edward, uważaj! - w tym samym momencie usłyszałem wrzask Calipso, a gdy ponownie spojrzałem w dół znalazłem się niemal twarzą w twarz z kotem, który wymierzył we mnie łapą, a drugą uczepił się suchej ziemi i podciągnął w górę. Uniknąłem ataku odskakując w tył i już planowałem całym ciężarem jednej z nóg nastąpić na zwierzę, ale szybko przez myśl przemknęło mi, że gdy to zrobię to ryś z całą pewnością spadnie, a wtedy nie będzie miał problemu z dostaniem się do Calipso. Odsunąłem się w tył pozwalając rywalowi wspiąć się na urwisko, a gdy to zrobił wiedziałem, że rzuci mi się prosto na szyję. To przeczucie pozwoliło mi kolejny raz uniknąć rany, ponieważ kot właśnie przymierzał się do ataku, gdy obróciłem się na przednich nogach. Mając w gotowości tylne kończyny, zamachnąłem się i gdy zwierzę kolejny raz usiłowało na mnie skończyć, uderzyłem je z całej siły w pierś. Odrzuciło je to na co najmniej siedem kopyt. - Stado! Przyprowadź innych! - ponownie ryknęła dereszowata, ujmując w pysk srebrną rękojeść sztyletu. - Nie wydostaniesz mnie stąd sam. Idź!
Rzuciłem szybko wzrokiem na kota, który poturbowany oddychał ciężko i kolejny raz spojrzałem w dół. Drugi musiał właśnie znaleźć przejście na dół, gdyż nagle zaczął szybko się przemieszczać. Krew uderzyła mi do głowy. Nie myśląc nad tym co robię, podszedłem do krawędzi, przysiadłem na zadzie i skokami przesuwałem się w kierunku dna parowu.
- Edward! - podniosłem głowę. Usłyszałem głos i ewidentnie nie należał on do Calipso. Rozejrzałem się. Po równoległej stronie parowu stało stado z Opium na czele. Chciałem się zatrzymać i już otworzyłem pysk by zwołać ich do siebie, gdy nagle moja przednia lewa noga trafia w coś twardego. Nabrałem gwałtownie powietrze w płuca, gdy zacząłem przechylać się na bok. Upadłem na bok i niemal od razu, obcierając grzbiet i boki o suchą ziemie ujrzałem, że toczę się na dół. Uderzając w ziemie odczułem ból. Na chwilę przed oczami zrobiło mi się ciemno, acz gdy tylko się podniosłem, obraz znów się wyostrzył. Mój wzrok od razu padł na ścianę, gdzie Evil War, Donatello i Kallen właśnie powoli schodzili na ziemię, podczas, gdy drapieżnik był już kopyto od dna. Wlepił we mnie żółte ślepia i na ułamek sekundy zastygł jak posąg po czym rzucił się wprost pod moje nogi, a następnie podskoczył wprost do łopatki. Poczułem pieczenie, gdy jego pazury wbiły się w nią i przeciągnęły w dół. Szamocąc się zrzuciłem z siebie natręta, a gdy ten spróbował zaszarżować na mnie kolejny raz, złapałem go zębami za skórę przy karku i odrzuciłem w boku, samemu tak że się odsuwając. Ryś już podniósł się kiedy natarła na niego Evil War kopiąc i nie zważając na to gdzie trafia przeciwnika. Wtem pojawił się przy niej Donatello i również zaatakował drapieżnika. Zwierzę najwyraźniej właśnie zrozumiało, że jego szanse zmarniały do zera i unikając końskich kopyt oddaliło się biegiem w głąb parowu. Odetchnąłem czując, że chwieją mi się nogi i przeszukując wzrokiem członków stada. Zatrzymałem się dopiero trafiając na Kallena, który właśnie podszedł do Calipso.

[Calipso?]

3.07.2017

Śmierć

Odchodzi w wieku 16 lat postać NPC, Nicolet, członek rady starszych w Klanie Mroźnej Duszy. Pokój jego duszy. Poszukujemy chętnych do opisania jego śmierci!

1.07.2017

Postarzanie

Witajta, wakacje już w pełni, i w końcu szkoła odeszła w niepamięć. Otóż dziś mamy postarzanie, a przy tym chciałam załatwić jeszcze parę rzeczy.
Po pierwsze, nieobecności, a na pewno (taką mam przynajmniej dobrą wolę) będzie ich sporo z powodu wyjazdów itp. Życzę wszystkim wspaniałych przygód i frajdy, jednak nie jestem wróżbita Maciej i nie wiem, kiedy to się stanie, dlatego TU w komentarzach proszę o podanie terminów i pochwalenie się, gdzie też się wybieracie:) Nawet jeśli nigdzie nie wyjeżdżacie (czego nikomu nie życzę), również musicie nas o tym poinformować. W przeciwnym razie rozumiem to jako brak zainteresowania blogiem, a ja już na to zaradzę #złotarączkabloggeradousług.

Po drugie, w lipcu odbędą się obiecane eventy. Uważam je za otwarte od....TERAZ!, a wyniki ukażą się zapewne 25-26.07.

Po trzecie,
(jak listy po niemieckuXD) już niedługo w Klanie Ognistej Grzywy Naadam - dwudniowe igrzyska sportowe. Z kopyt polecą iskry, trawa będzie doszczętnie zryta, zapasy, wyścigi, przeróżne konkurencje, i liczę, że pojawi się również wiele opowiadań na ich temat. W Klanie Mroźnej Duszy głównym tematem będzie lato i kapryśna pogoda. Nie zapomnijcie zabrać parasoli! Min. 800 słów łącznie, można dzielić na części. Jak w poprzednim evencie, będziemy oceniać poprawność językową, ortograficzną, interpunkcyjną, związek z tematem i liczbę słów. W komisji egzaminacyjnej staną Calipso i Shere Khan. Udział bierze jedna postać, w dowolnym wieku. Nagrodą będzie pszenica w zależności od zajętego miejsca ---> patrz Bank CPA.

Po czwarte,
quiz na temat Eternal Freedom. Obejmuje on wszystko - od fabuły, przez rangi, kodeks, wierzenia i przywódców, po wydarzenia w przeciągu ostatnich miesięcy. Gdy uzyskamy terminy waszych nieobecności, ustalimy odpowiedni dla wszystkich dzień w którym się odbędzie. Każdy uczestnik otrzyma na PW zestaw pytań i jest zobowiązany do przysięgi milczenia, czyli permanentnego zakazu rozpowszechniania go, a tuż po quizie materiały zostaną zniszczone. Wysyłacie mi odpowiedzi w ten sposób:
a) pytanie zamknięte -
1. np. B
b) pytanie otwarte -
1. piszu piszu.
Klucz odpowiedzi znajduje się pod naszą opieką, dlatego nie wywołujcie kota z lasu. ;) XD Na ten czas blog będzie niewidoczny, by was nie kusiło, dlatego proszę nie panikować.

A po piąte przez dziesiąte, zapraszamy do aktywnego pisania opowiadań w tym okresie. Z pewnością macie teraz dużo wolnego czasu (przynajmniej większość), i warto byłoby go tu spożytkować na ćwiczenie się w pisaniu. Poza tym, DODA JEST OD DZIŚ NIEOBECNA, innymi słowy, spójrzcie na bok. Do czasu jej powrotu wszystkie sprawy związane z KMD (opowiadania, formularze) proszę wysyłać na moje konta. Do zobaczenia!

~Przywódczyni Klanu Ognistej Grzywy Calipso

Znalezione obrazy dla zapytania wakacje tatralandia
Tatralandia...
Czyli postrach dla wszystkich, którzy nie lubią kilometrowych kolejek, prawie godzinnego czekania na jeden zjazd zjeżdżalnią w parę sekund i tłoku że szok. Polecam B)

Jeśli chcecie, dawajcie własne opisy miejsc, które odwiedziliście, na PW.