Kilka dni z rzędu klan nie wędrował. Shere Khan tłumaczył mi, że wszyscy, którzy ucierpieli podczas ataku ludzi muszą dojść do zdrowia. Ja jednak nie do końca mu wierzyłam. W końcu to JA zostałam najbardziej ranna, JA zdrowiałam najdłużej i to JA opóźniałam wyruszenie w dalszą drogę. Nie odzywałam się jednak, by jeszcze bardziej się nie podburzać. Codziennie wybierałam się z Shere Khanem na spacery. Stopniowo były one coraz dłuższe. Po kilku dniach pokonaliśmy już całkiem spory dystans.
- Chyba zanosi się na ulewę- powiedział Shere Khan.
Spojrzałam na niebo. Rzeczywiście. Na niebie przed nami widać było ciemne chmury zbliżające się w stronę stada.
- Na to wygląda. W takim razie nie ma na co czekać, wracajmy- odparłam.
Zawróciliśmy, więc i szybkim stępem ruszyliśmy w stronę klanu. Niestety, nim dotarliśmy do reszty stada, zaczęło padać. Z początku lekko, ale po chwili wszędzie zrobiło się biało od kropelek wody. Padało z taką siłą, że wydawało się, że to nie deszcz uderza o nasze grzbiety, lecz ktoś sypie w nas żwirem z całych sił. Niedaleko dostrzegliśmy kilka drzew i udaliśmy się w tamtą stronę. Nie staliśmy tam długo, a już przemokliśmy do suchej nitki. Zwróciłam się zadem do wiatru i pochyliłam głowę. Dawało to minimalną ochronę przed kroplami deszczu. Przed chwilą było gorąco, a teraz leje jak z cebra.
- Mongolia jest taka zaskakująca pod względem pogody- westchnęłam cicho.
- Co racja, to racja- odparł ogier.
Staliśmy pod drzewami jeszcze przez jakiś czas, ciesząc się minimalną ochroną dawaną przez drzewa. W końcu ulewa zelżała. Przeczekaliśmy chwilę, ale deszcz nie wzbierał na sile. Postanowiliśmy wrócić do stada. Szliśmy w ciszy. Słyszałam jedynie odgłos kropel uderzających o moje ciało.
- Wiesz, La Vido, jutro wyruszamy z powrotem na wędrówkę. I jeszcze za nim wyruszymy, chciałbym ci się o coś zapytać.
- Tak?- odwróciłam głowę, aby objąć Shere Khana wzrokiem.
- Chciałabyś może... zostać moją partnerką?
Cały świat się zatrzymał. Owady przestały brzęczeć, drzewa przestały szumieć deszcz przestał kapać, nawet wiatr przestał wiać. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Miałam nadzieję, że wkrótce Shere Khan zada to pytanie, ale i tak byłam kompletnie zaskoczona. Myślałam, że musi minąć jeszcze trochę czasu. W tym momencie ludzie zaczęliby się całować, a przynajmniej złapali by się za ręce. My, ze względów oczywistych, nie mogliśmy tego zrobić.
-Tak - odparłam.
Starałam się, aby mój głos był spokojny i opanowany.
-Ja... Ja nie wiem co powiedzieć - ledwo udało mi się wydusić z zaciśniętego gardła te kilka słów.
I naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić. Po prostu zbliżyłam się do Shere Khana i przytuliłam się do niego.
<Shere Khan? Nie jestem dobra w pisaniu takich rzeczy XD>
- Chyba zanosi się na ulewę- powiedział Shere Khan.
Spojrzałam na niebo. Rzeczywiście. Na niebie przed nami widać było ciemne chmury zbliżające się w stronę stada.
- Na to wygląda. W takim razie nie ma na co czekać, wracajmy- odparłam.
Zawróciliśmy, więc i szybkim stępem ruszyliśmy w stronę klanu. Niestety, nim dotarliśmy do reszty stada, zaczęło padać. Z początku lekko, ale po chwili wszędzie zrobiło się biało od kropelek wody. Padało z taką siłą, że wydawało się, że to nie deszcz uderza o nasze grzbiety, lecz ktoś sypie w nas żwirem z całych sił. Niedaleko dostrzegliśmy kilka drzew i udaliśmy się w tamtą stronę. Nie staliśmy tam długo, a już przemokliśmy do suchej nitki. Zwróciłam się zadem do wiatru i pochyliłam głowę. Dawało to minimalną ochronę przed kroplami deszczu. Przed chwilą było gorąco, a teraz leje jak z cebra.
- Mongolia jest taka zaskakująca pod względem pogody- westchnęłam cicho.
- Co racja, to racja- odparł ogier.
Staliśmy pod drzewami jeszcze przez jakiś czas, ciesząc się minimalną ochroną dawaną przez drzewa. W końcu ulewa zelżała. Przeczekaliśmy chwilę, ale deszcz nie wzbierał na sile. Postanowiliśmy wrócić do stada. Szliśmy w ciszy. Słyszałam jedynie odgłos kropel uderzających o moje ciało.
- Wiesz, La Vido, jutro wyruszamy z powrotem na wędrówkę. I jeszcze za nim wyruszymy, chciałbym ci się o coś zapytać.
- Tak?- odwróciłam głowę, aby objąć Shere Khana wzrokiem.
- Chciałabyś może... zostać moją partnerką?
Cały świat się zatrzymał. Owady przestały brzęczeć, drzewa przestały szumieć deszcz przestał kapać, nawet wiatr przestał wiać. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Miałam nadzieję, że wkrótce Shere Khan zada to pytanie, ale i tak byłam kompletnie zaskoczona. Myślałam, że musi minąć jeszcze trochę czasu. W tym momencie ludzie zaczęliby się całować, a przynajmniej złapali by się za ręce. My, ze względów oczywistych, nie mogliśmy tego zrobić.
-Tak - odparłam.
Starałam się, aby mój głos był spokojny i opanowany.
-Ja... Ja nie wiem co powiedzieć - ledwo udało mi się wydusić z zaciśniętego gardła te kilka słów.
I naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić. Po prostu zbliżyłam się do Shere Khana i przytuliłam się do niego.
<Shere Khan? Nie jestem dobra w pisaniu takich rzeczy XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!