- Oczywiście - skinęłam delikatnie łbem. Wciąż czułam się z tym nieco niezręcznie, ale wiedziałam, że dla dobra klanu powinnam przełknąć moją wrodzoną nieśmiałość. Kiedy mówi się "A", trzeba powiedzieć "B", a w końcu to ja, całkiem niedawno zaproponowałam mu swoją pomoc. On był gotów ją przyjąć, nie było się nad czym zastanawiać.
Wieczór był przyjemnie chłodny, w porównaniu do upalnego dnia. Miałam świadomość, że to tylko przedsmak tego, co czeka nas na pustyni, jednak wiedziałam, że zarówno ja, jak i Peril, damy radę przez nią przebrnąć. Mała zapewne zacznie narzekać, ale czego innego spodziewać się po dziecku? Podobnie narzekałaby, gdybyśmy szli naokoło. Podróż trwałaby dłużej i cierpiałaby z powodu bolących nóg.
Ogier uśmiechnął się do mnie, po czym odszedł, żebyśmy mogły odpocząć.
Wieczór był przyjemnie chłodny, w porównaniu do upalnego dnia. Miałam świadomość, że to tylko przedsmak tego, co czeka nas na pustyni, jednak wiedziałam, że zarówno ja, jak i Peril, damy radę przez nią przebrnąć. Mała zapewne zacznie narzekać, ale czego innego spodziewać się po dziecku? Podobnie narzekałaby, gdybyśmy szli naokoło. Podróż trwałaby dłużej i cierpiałaby z powodu bolących nóg.
Ogier uśmiechnął się do mnie, po czym odszedł, żebyśmy mogły odpocząć.
Następne dni przyniosły wiele nieoczekiwanego. Partnerstwo Shere Khana i La Vidy, śmierć Nicoleta. Muszę przyznać, że nie znałam go dobrze, jednak podobnie jak wszyscy, czułam przygnębienie. Zdążyłam zorientować się, że kasztan był naprawdę mądrym i dobrym koniem. Taka strata zawsze boli.
Cieszyłam się też, że Peril była grzeczna i na uroczystości pogrzebu udało jej się zachować ciszę. Byłam z niej naprawdę dumna. Nadarzyła się też pierwsza okazja, by porozmawiać z nią o śmierci. Nie wiedziałam, jak jej to wyjaśnić, jednak ostatecznie udało mi się wyjść z opresji, tłumacząc, że to podróż w odległe miejsce. Miejsce, z którego już się nie wraca i gdzie wszyscy są szczęśliwi. Podróż do nieba, do gwiazd. Zapytała, czy jej tata też tam jest. Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Bez wahania odpowiedziałam, że tak. Przez chwilę nie mówiła nic, po czym spojrzała na mnie błękitnymi ślepkami.
- Ale Ty, mamusiu, nie idziesz w to miejsce, prawda? Nie idziesz do nieba?
- Nie, Peril. Jeszcze nie.
- To dobrze, nie chcę zostać sama.
- Nigdy nie będziesz sama, kochanie - odparłam ciepło, pieszczotliwie skubiąc wargami jej grzywkę - Zawsze będę przy Tobie, nawet kiedy pójdę do nieba. Będę patrzeć na Ciebie z góry i pomagać Ci w trudnych chwilach.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Kiedy źróbka zasnęła, jeszcze długo leżałam u jej boku, rozmyślając. Ruszaliśmy już jutro. Kiedy La Vida została partnerką Shere Khana, nie wiedziałam, czy nasza umowa wciąż jest aktualna. Teraz to ona powinna pomóc mu przeprowadzić stado, nie ja. Wszystko okaże się, kiedy zaczniemy wędrować. Na wszelki wypadek nie będę wychodzić w przód. Poczekam aż Shere zdecyduje. Nie chciałam mu się narzucać. Westchnęłam, po czym zamknęłam oczy, oddając się objęciom snu.
Ruszyliśmy wieczorem, by uniknąć upałów. Zgodnie z zamierzeniem, ruszyłam za prowadzącymi. Nie wychodziłam naprzód, jednak trzymałam się w miarę blisko, by być w pogotowiu. Chyba pierwszy raz nie szłam na samym końcu, głównie ze względu na Peril. Wolałam, żeby była otoczona innymi końmi. Tak było bezpieczniej.
<Shere Khan?>
Cieszyłam się też, że Peril była grzeczna i na uroczystości pogrzebu udało jej się zachować ciszę. Byłam z niej naprawdę dumna. Nadarzyła się też pierwsza okazja, by porozmawiać z nią o śmierci. Nie wiedziałam, jak jej to wyjaśnić, jednak ostatecznie udało mi się wyjść z opresji, tłumacząc, że to podróż w odległe miejsce. Miejsce, z którego już się nie wraca i gdzie wszyscy są szczęśliwi. Podróż do nieba, do gwiazd. Zapytała, czy jej tata też tam jest. Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Bez wahania odpowiedziałam, że tak. Przez chwilę nie mówiła nic, po czym spojrzała na mnie błękitnymi ślepkami.
- Ale Ty, mamusiu, nie idziesz w to miejsce, prawda? Nie idziesz do nieba?
- Nie, Peril. Jeszcze nie.
- To dobrze, nie chcę zostać sama.
- Nigdy nie będziesz sama, kochanie - odparłam ciepło, pieszczotliwie skubiąc wargami jej grzywkę - Zawsze będę przy Tobie, nawet kiedy pójdę do nieba. Będę patrzeć na Ciebie z góry i pomagać Ci w trudnych chwilach.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Kiedy źróbka zasnęła, jeszcze długo leżałam u jej boku, rozmyślając. Ruszaliśmy już jutro. Kiedy La Vida została partnerką Shere Khana, nie wiedziałam, czy nasza umowa wciąż jest aktualna. Teraz to ona powinna pomóc mu przeprowadzić stado, nie ja. Wszystko okaże się, kiedy zaczniemy wędrować. Na wszelki wypadek nie będę wychodzić w przód. Poczekam aż Shere zdecyduje. Nie chciałam mu się narzucać. Westchnęłam, po czym zamknęłam oczy, oddając się objęciom snu.
Ruszyliśmy wieczorem, by uniknąć upałów. Zgodnie z zamierzeniem, ruszyłam za prowadzącymi. Nie wychodziłam naprzód, jednak trzymałam się w miarę blisko, by być w pogotowiu. Chyba pierwszy raz nie szłam na samym końcu, głównie ze względu na Peril. Wolałam, żeby była otoczona innymi końmi. Tak było bezpieczniej.
<Shere Khan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!