Mój dzień zaczął się jak zawsze, ruszyłam o świcie w poszukiwaniu swojego azylu na ziemi. Przemierzałam każdego dnia ponad sześćdziesiąt kilometrów po nieznanych mi terenach poszukując wody i odrobiny pożywienia. Około południa temperatura stawała się niemal nie do zniesienia, a moje ciemne umaszczenie ani trochę mi nie pomagało. Pod koniec dnia byłam zmęczona i szukałam jakiegoś miejsca aby odpocząć. Wreszcie znalazłam pojedyncze drzewo i położyłam się pod nim. Ledwo co zamknęłam oczy, a do moich uszu dobiegł dziwny szelest. Zerwałam się na równe nogi i dostrzegłam w oddali świecące oczy.
Po chwili ktoś skoczył mi na zad, od razu wyrwał kopa. Już po chwili zleciała się resztą. Dwa osobniki ruszyły w pogoń za mną, biegłam ile sił, po chwili kolejne dwa pojawiły się obok mnie. Skoczyły prosto na mnie, usiłując złapać mnie za krtań, ostro wierzgnęłam, po chwili poczułam jak ktoś skoczył mi na głowę i wbił swoje kły prosto w moją szyję. Odskoczyłam w bok, po czym ponownie poczułam jak kolejne osobniki ranią mnie w szyję, usiłując mnie przewrócić i udusić. W pewnej chwili usłyszałam tupot kopyt i pisk. Nie wiem, ile to trwało, ale po chwili nie było na moim ciele ani jednego drapieżnika.
- Żyjesz ? - spytał nieznajomy
-Tak..
- Jesteś ranna.
- To tylko zadrapania ..
- Leje się krew niczym ze strumienia ..
- Dam radę .. dzięki za ratunek mogę poznać imię mojego wydawcy
- Shere Khan
- Wizja ..
- Chodź za mną.
Przytaknęłam i ruszyłam powoli, dopiero po chwili dotarło do mnie jak słaba zaczynam się robić. W pewnej chwili osunęłam się na ziemię tracąc przytomność.
<Shere Khan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!