Zabawy. Tańce. Odpały. Degustacje. Rozmowy. Śmiechy. Przyjęcie już od dawna kręciło się na pełnej fali, a cała uwaga skupiona była na nas - młodej, arystokratycznej parze. Zdawało się, że co chwila ktoś do nas podchodził, żeby zamienić parę słów z osobistościami. Młode pokolenie skakało wokół starszych członków, wznosząc okrzyki lub ganiało za sobą, potrącając innych, oprócz nas.
Od kilku chwil staliśmy na uboczu i opowiadaliśmy sobie nawzajem kawały. Nie byłem w stanie określić, ile czasu upłynęło nam na hulankach. Wokół królowała niepodzielnie czarna noc, rozpraszana jedynie przez blask cienkiego sierpa księżyca, zbliżającego się ku nowiu, oraz światełka świetlików. Trawa w promieniu wielu kroków została wyjedzona i zdeptana do cna, wszystkie przysmaki się rozeszły, zostały niedobitki napoi. Zrobiło się nieco ciszej, co wcale nie oznacza, że było cicho. Większość koni przeszła do biernych czynności, jak dyskutowanie. Sądząc po stopniowo nasilającym się uczuciu zmęczenia, mimo tony adrenaliny buchającej w żyłach i upojenia szczęściem, niedługo wzejdzie słońce. Ciekawe, czy wzejdzie po zachodzie księżyca, czy najpierw zajdzie księżyc, a potem słońce? Nie, słońce wzejdzie...
— Chyba już czas. - szepnęła mi nagle do ucha Miv.
— Na co? - spytałem rozkojarzony. Trunki dawały się we znaki.
— Żeby się ulotnić. - uśmiechnęła się wyzywająco, nie tracąc zapału. Wpatrzyłem się na moment przed siebie, analizując tę wypowiedź jeszcze raz. Wreszcie również uniosłem kąciki warg i dogoniłem partnerkę, po czym puściłem się dzikim cwałem. Pożegnani gromkimi wiwatami, pognaliśmy przed siebie, obierając za cel jedno ze wzgórz. Pęd powietrza rozwiewał nam grzywy i przyjemnie chłodził rozgrzane ciała. Klacz zatrzymała się po drugiej stronie, niedaleko szczytu. Poszedłem w jej ślady. Dobrą chwilę staliśmy w tym samym miejscu naprzeciwko siebie, dysząc. Utkwiłem spojrzenie w błyszczących w mroku oczach Mivany. Mógłbym się założyć, że można się w nich utopić.
— Topię się... - mruknąłem do siebie, jednak moja towarzyszka usłyszała to.
— To z ciebie taki zimny kawał lodu? - odezwała się. Zaśmialiśmy się oboje krótko. - Chcesz iść nad jezioro? - dodała, gdy już się uspokoiliśmy.
— Nie. - odparłem krótko. Zapatrzyliśmy się w gwiazdy. Po pewnym czasie przeniosłem wzrok na jeleniowatą klacz. Nie wyglądała ani trochę na zainteresowaną, choć jej wcześniejszy uśmiech można by interpretować dwuznacznie. Chyba lepiej robić takie rzeczy na trzeźwo. Chociaż...Co nas wtedy do tego skłoni? Co, jeżeli to nasza jedyna szansa? To wszystko...czy można być tak bezgranicznie szczęśliwym?
— Co, jeśli to tylko sen? - cofnąłem się gwałtownie o krok, porażony tą myślą, wypowiedzianą na głos. Moja partnerka obróciła się ku mnie ze zdziwieniem i oburzeniem, lecz po chwili jej wzrok złagodniał. Podeszła do mnie, stykając ze sobą nasze pyski.
— Musielibyśmy śnić to samo jednocześnie. A nawet jeśli...niech trwa. Jak najdłużej. - kazała przysunąć mi głowę do swojej klatki piersiowej. - Słyszysz? Ono bije. - uleciały ze mnie niemal wszystkie wątpliwości. Jak mogłem tak w ogóle myśleć? Wymieniliśmy kilka namiętnych pocałunków. Potem Mivana zrobiła pierwszy krok piruetu. Nie był to dobry pomysł na początek, straciła równowagę, ale wylądowała dosyć zgrabnie na wszystkich czterech kopytach. Zaśmiałem się radośnie, jak dziecko, i zacząłem tańczyć.
— Kocham cię. - rzekłem. Niech trwa jak najdłużej.
~Perspektywa no. 2~
Na tle stepu i miliona gwiazd rozsianych po czarnym firmamencie para koni. Klacz i ogier, tańczyli po wyimaginowanym kole, wyginając się ku sobie, swobodnie i lekko niczym cienie. Ale oni są żywi i młodzi. Uśmiechnęła się. Wrócili do klanu, gdy wyczuli zagrożenie w postaci wilków. Stado powoli zamierało, coraz więcej par oczu się zamykało. Zasnęli obok siebie, otuleni płaszczem miłości.
~Wracamy do rzeczywistości~
— O cholera. - nie mogłem się powstrzymać przed tym komentarzem, gdy spróbowałem ruszyć przed siebie. Nogi miałem zarazem jak z waty i sztywne.
— Weź, jesteśmy w tym samym wieku. Przez ciebie czuję się staro. - mruknęła jeszcze pół przytomnie Miv. Parsknąłem cicho, rozglądając się po okolicy. Inni również zaczynali się budzić, niektórzy skubali już roślinność.
<Mivana? Rób swoje xD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!