Strony
29.12.2017
Event noworoczny
Od Marabell do Khonkha ,,Jaskinia przykrych wspomnień"
- Chodzi ci o zamieć? - chciał się upewnić ogier.
- Tak. Wiesz, zanim dołączyłam do tego stada, byłam zamknięta w systemie jaskiń, wraz z moim stadem. Podobno zapewniało nam to ochronę. Na powietrze wychodziło się tylko wiosną i latem, aby zjeść jakąś roślinność. Chociaż i wtedy nie wolno było odchodzić dalej niż do Wielkiego Rowu, oddzielającego nas od reszty świata.
- To dość okrutne, kazać innym stacjonować ciągle w jednym miejscu - stwierdził Khonkh.
Po wyrazie pyska widziałam, że moje zwierzenie trochę go zdziwiło.
- Zwłaszcza, kiedy tym miejscem jest jaskinia - powiedziałam, rozglądając się po wnętrzu - Oczywiście ja nie stosowałam się do zasad i uciekałam kiedy tylko mogłam. A późnej uciekłam - popatrzyłam na ogiera, aby zobaczyć jego reakcję.
Nic nie powiedział. Westchnęłam i stanęłam tuż przy wejściu, jednak w takiej odległości, że śnieg nie mógł mnie dosięgnąć.
~~*~~
Wyszliśmy z jaskini. Cały świat pokrywała warstwa białego puchu, dość gruba warstwa. Można by wręcz pomyśleć, że wichura nie minęła. Z trudem rozpoznawałam kształty poszczególnych rzeczy.
- Wydaje mi się, że znam to miejsce. Jednak nie mogę być pewien. Śnieg wszystko zasłania.
- A tego miejsca, które to przypomina, jak doszedłbyś do stada?
- Prosto - odparł ogier.
- Zatem tak idziemy - odparłam i ruszyłam przed siebie.
<Khonkh?>
28.12.2017
Od Yatgaar do Khonkha ,,Napaść"
- Wystarczy, żebyśmy ściągnęli tu ich uwagę przez dźwięk. - powiedziałam. Ogier wpatrywał się we mnie przez chwilę jak w święty obrazek.
- I co dalej? - spytał zaciekawiony. Analizowałam przez moment możliwe odpowiedzi, nie mogąc zdradzić całości planu.
- Wtedy któreś zajmie tego przyjemniaczka.
- Chyba rozumiem. - mruknął nie do końca przekonany, po czym dodał ciszej: - Pozostaje tylko problem, jak wywołać zainteresowanie reszty. I to szybko. - nasz kary strażnik wracał już ze swoim kasztanowatym, niskim towarzyszem. Wróciłam do przedstawienia i szybko zeszłam do pozycji leżącej, przedtem wyraźnie słaniając się na nogach. Starszy koń podszedł do mnie powoli i rzekł przyjaznym, lecz niezbyt zaintrygowanym tonem:
- Więc co ci dolega? - milczałam dobrą chwilę, oddychając ciężej, po czym odparłam z lekką pretensją na koniec:
- Strasznie bolą mnie nogi i głowa...Nie macie jakiegoś porządnego zbiornika?
- To mi wygląda na zwykłe przemęczenie. - mruknął bardziej do siebie kasztanek.
- Zwykłe? - powiedziałam z oburzeniem, podczas gdy ogier ciągnął:
- Mamy tu wodę w postaci śniegu...
- TEGO śniegu? Zmieszanego z piaskiem, kurzem i innymi odpadkami? To naprawdę nędza w porównaniu z północą. Tereny waszego przywódcy nie mają nic więcej do zaoferowania? - postanowiłam doprowadzić to do ostateczności.
- Nie jego to wina. Walker chce wyłącznie naszego dobra. - ogłosił tonem proroka. Po dokładnym obejrzeniu mnie przez niego medyk odszedł, zostawiając nas samych. Nigdy więcej. W życiu. - obiecałam sobie w duszy. Khonkh szepnął coś do siebie. Mijały nam minuty i godziny na przeżuwaniu jako takiego pożywienia. Praktycznie nic się nie zmieniało. Wartownik wyglądał na wyjątkowo znudzonego, ale przede wszystkim stracił swoją dawną czujność. Wtem w oddali zauważyłam wspinających się na szczyt jednej z wydm Hasminę i Fenrira; niemal w tym samym momencie również władca zorientował się w sytuacji. Syknęłam cicho. Rzucił mi nieco niezadowolone spojrzenie, lecz po chwili wahania prędko podszedł do ,,ochroniarza" i zaczął trajkotać mu coś do ucha, przy okazji kręcąc się niemożliwie i zasłaniając widok. Towarzysze szybko nas zauważyli.
Podrapałam się wyraźnie w prawy bok, z pyskiem skierowanym w stronę znajdujących się niedaleko ogierów. Następnie równocześnie cofnęłam obie kończyny po lewej stronie ciała, po czym na koniec wstrząsnęłam grzywą. Najwyraźniej po chwili siwkowi udało się zrozumieć polecenie. Zawrócił galopem, pociągając klacz za sobą. Odetchnęłam cicho z ulgą. Przynajmniej nie będą przeszkadzać.
- Odczep się wreszcie. - usłyszałam głos strażnika. - Lepiej odpocznijcie, bo jutro czeka nas droga, mam rację? - rzekł groźnie.
- Ach, tak. - odpowiedział trochę za potulnie władca. Faktycznie, zaczął zapadać zmrok.
- Udało się. - chyba oczekiwał odpowiedzi...
- Tak, jakoś. - przymknęłam oczy i spróbowałam oddać się w objęcia snu. Lecz dziw; nie potrafiłam. Uniosłam powieki. Wszystko wyglądało tak samo, nie działo się nic podejrzanego ani niebezpiecznego. Ale...nie czułam tego ciepła z boku, do którego przyzwyczaiłam się przez te parę dni. Po krótkiej walce ze sobą* ruszyłam powoli w stronę towarzysza. Ledwie kilka kroków ciągnęło się w nieskończoność. Teraz wreszcie mogłam odpocząć.
~Następnego dnia~
Rankiem przywódca tamtejszego stada przyszedł jedynie rzucić na odchodnym parę słów ostrzegawczego pożegnania. Po śniadaniu wyruszyliśmy - jakby nie patrzeć - w drogę powrotną. Na przemian kłusem i stępem, z nadzorującym nas karym ogierem odcinającym drogę ucieczki. Wkrótce środowisko stało się bardziej gościnne, w miarę jak oddalaliśmy się od pustyni pojawiało się coraz więcej roślinności, oraz śniegu. Zatrzymaliśmy się tylko na krótki postój. Po południu wkroczyliśmy do górskiego, dosyć wąskiego przesmyku. Nagle dotąd trzymający się z tyłu strażnik ruszył galopem i zatrzymał się gwałtownie tuż przed nami. Zarżałam głośno z oburzeniem, napinając wszystkie mięśnie.
- Lepiej, by nikt nie zakłócał spokoju stada. - wyraźnie zacytował, po czym przypuścił atak na Khonkha. Wyciągnęłam szybko włócznię zza pasa, i radując się w duszy z kamiennym wyrazem pyska rzuciłam się do walki.
<Khonkh? Chyba nie oczekiwałeś, że dam temu spokój?XD>
*Po długiej walce ze sobą udało się to napisaćXD
27.12.2017
Od Khonkha do Yatgaar "Przejrzeć wroga"
- Chcemy pokoju. Doszły nas słuchy o waszym stadzie. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później się spotkamy, więc postanowiliśmy was odnaleźć- powiedziałem. Jak na razie nie chciałem nic wspominać o tym, że należymy do Klanu Mroźnej Duszy i planujemy podbić te tereny. Liczyłem się z tym, że stado to miało przecież swoich szpiegów i mogło wiele wiedzieć. Na wszelki wypadek postanowiłem spróbować wyciągnąć z nich to, co wiedzą na temat nasz i klanu.- Aby pokazać, że nasze zamiary naprawdę są pokojowe, proponujemy wam wspomniane tereny- dodałem po chwili. Ogier obrzucił nas kolejnym nieufnym spojrzeniem.
- Ach, gdzież nasze maniery. Nazywam się Lotar, a to moja towarzyszka Sheep. Miło nam was poznać- powiedziałem, lekko się kłaniając. Na wszelki wypadek wolałem nie zdradzać swojego prawdziwego imienia, gdyż stało się ono nieco bardziej rozpoznawalne przez niektórych mieszkańców Mongolii po tym jak... pozbyłem się trójki nieprzyjemniaczków. Wątpiłem, by ktokolwiek mógł znać tutaj Yatgaar, ale mimo wszystko nie chciałem zdradzać i jej prawdziwego imienia. Rzuciłem jej szybkie i ukradkowe spojrzenie.
- Niezmiernie cieszymy się z tego spotkania- dodała klacz, uśmiechając się przyjaźnie jak nigdy wcześniej.
- Trele- morele. Dość tych niepotrzebnych gadek. Jestem przywódcą tego stada. Dobrze nam się wiedzie i nie potrzebujemy od was niczego- ogier położył nacisk na ostatnie słowo.- Coś jeszcze?- dodał szybko.
- Ależ przywódco, mimo wszystko warto byłoby rozważyć tę propozycję- wtrącił nieśmiało towarzysz ogiera. Przywódca spojrzał na niego, jakby zastanawiał się, skąd on się tutaj wziął.
- To nie ty jesteś przywódcą- powiedział ogier.
- Warto by jednak zatrzymać ich i kazać się zaprowadzić do tego miejsca, aby przynajmniej przekonać się, czy mówili prawdę. Tereny, o których opowiedział Lotar wydają się być naprawdę obiecujące- towarzysz przywódcy nie dawał za wygraną, choć i ja zdążyłem już zauważyć, że tego konia nie da się do niczego przekonać jak już coś sobie ubzdura.
- Cicho. Przestań kwestionować poczynania swojego władcy. Zrobimy tak, na razie tu zostaniecie, a potem wskażecie nam drogę do tego miejsca- powiedział przywódca, po czym przymknął oczy i pokiwał lekko głową, jakby zapomniał o naszej obecności. Chyba właśnie sam siebie przekonywał, że to jego pomysł, a nie drugiego ogiera. Spojrzałem ze zdziwieniem na Yatgaar, a ona na mnie. Po jej minie poznałem, że też nie co najmniej nie rozumie postępowania władcy tego klanu.
- Zgoda- powiedziałem. Ogier otworzył oczy i obdarzył nas kolejnym nieprzychylnym spojrzeniem.
- Wyruszamy jutro. Na razie sobie odpocznijcie. Jednak nie możecie się samemu nigdzie oddalać i cały czas będzie wam towarzyszył ktoś z moich podwładnych- odparł ogier i skinął na jednego z koni. Ten natychmiast wyszedł z tłumu i stanął przy nas. Był to ogier nieokreślonej rasy o umaszczeniu czarnym z białymi skarpetkami na nogach i plamami na pysku. Nie wyglądał na jakoś specjalnie silnego, ale nigdy nic nie wiadomo. Mógł być za to szybki. Spojrzał na nas z wyrazem znużenia na pysku, nic nie mówiąc.
- Niech będzie- odparłem. Po chwili razem z Yatgaar oddaliliśmy się, odprowadzani przez zaciekawione lub nieufne spojrzenia innych koni. Ogier, który miał nas pilnować, ruszył za nami bez słowa. Poszliśmy na skraj stada.
- Mam nadzieję, że macie tu coś do jedzenia- powiedziała klacz do ogiera, ale ten obrzucił ją tylko znudzonym spojrzeniem. Zajęliśmy się szukaniem jedzenia, a nasz opiekun stanął nieopodal, tak, że nie było szans na rozmowę nawet szeptem. Zajadając się wygrzebaną trawą, zastanawiałem się, jak sprawić, byśmy mogli chwilę porozmawiać sam na sam. Odwróciłem głowę w stronę stada, kiedy nagle usłyszałem, że ktoś się przewraca. Odwróciłem się i okazało się, że Yatgaar upadła na ziemię.
- Yat...!- na szczęście w porę zdążyłem ugryźć się w język.- Sheep! Nic ci nie jest?!- zawołałem, pochyliwszy się nad nią. Ogier po raz pierwszy spojrzał na nas z zainteresowaniem.
- Co się gapisz?! Wymęczyła mnie podróż! Macie tu jakiegoś medyka?- powiedziała Yatgaar.
- Mamy- odparł ogier i powrócił do grzebania kopytem w ziemi.
- To może byś go wezwał?- spytałem. Domyśliłem się, że to plan klaczy, dzięki któremu być może będziemy mogli chwilę porozmawiać sam na sam. Ogier obrzucił nas kolejnym wypranym z jakichkolwiek uczuć spojrzeniem. Przez chwilę nie ruszał się z miejsca, ale po chwili puścił się biegiem w stronę stada.
- Świetny plan!- szepnąłem, kiedy tylko nasz towarzysz oddalił się na bezpieczną odległość.
- Pochwały odłóżmy na później. Jaki masz teraz plan?- odparła Yatgaar.
- Zostaniemy tutaj i rozeznamy się w sytuacji w klanie. To będzie najlepsze wyjście, tylko trzeba powiadomić Fenrira i Hasminę. Jakiś pomysł?- spytałem. Klacz nadal leżała, dzięki czemu mogłem udawać, że pochylam się nad nią z troską, martwiąc się o jej zdrowie.
<Yatgaar? Podoba ci się twoje tymczasowe imię? Mam nadzieję, że tak XD>
Choinkowa Gala Wszechczasów - RPG ZAKOŃCZONE
Witaj, zbłąkana duszyczko! Pewnie zastanawiasz się, o co to całe zamieszanie, te wszystkie istoty wokół ciebie śmiejące się, rozmawiające z ożywieniem o ałmasie, tańczące na swój sposób albo zajadające się zimowymi przysmakami Mongolii. Spieszę już z wyjaśnieniem!
1. Obowiązują wszystkie zasady z kodeksu stadnego w punkcie o Chatcie.
2. Poszczególne czynności opisujemy w podany poniżej sposób:
Wypowiedź postaci - Zdanie zaczynane dużą literą i kończone kropką, np. Dobrze cię widzieć.
Wypowiedź twoja - Zdanie zaczynane i kończone falką, np. ~Muszę już kończyć~
Myśl postaci - Zdanie pisane w nawiasie, np. (Normalnie z nimi nie wytrzymam.)
Czynność postaci - Zdanie zaczynane i kończone gwiazdką, np. *Przekrzywił lekko głowę*
3. Można zarejestrować się tylko jako jedna postać, która nie posiada magicznych mocy, i jest zwierzęciem. Wystarczy, że napiszesz w komentarzu zdanko o jej wyglądzie i imię, i voila - zakładasz konto na chatcie.
4. Powtórzę jeszcze raz: Na tym chacie sterujemy postaciami, więc wszelkie prywatne spory itp. zostawiamy sobie na deser na prywatnej poczcie.
5. Do członków bloga - nie musicie sterować swoją oryginalną postacią (nie będzie ona pamiętać tych wydarzeń i nie wpłyną one na jej obecny stan w opkach), tutaj możecie użyć innej, wymyślonej :)
6. Nikt nie zmusza cię do udziału, ale z chęcią zobaczymy więcej uczestników :D
Czas trwania:
Od godziny 17.30 do godziny 21.30 27 grudnia 2017 roku.
Miejsca:
Uroczysko: Niedaleko, na granicy lasu, znajduje się kawałek płaskiej przestrzeni pomiędzy dwoma wzgórzami...Pokrytej, jak wszystko, grubą warstwą puchu, ale twardszą, jest idealne do różnych tańców i harców. Zatańcz w rytm wznoszących się ku niebu śpiewów chóru i popisz się swoimi zdolnościami, albo po prostu przyglądaj się innym!
Plac świąteczny: Panuje tu niezły tłok, zewsząd słychać gwar rozmów, śmiechy, plac tętni życiem i radością. Przygnano też parę stad świetlików, dających ciepłe światło pośród mroźnej nocy. Nasyć się widokiem dekoracji na okolicznych drzewach, spróbuj zimowych, mongolskich darów, lub po prostu baw się dobrze w towarzystwie!
Plaża: Znajduje się przy jeziorze Uws. Chrzęszczący pod kopytami żwir, blask księżyca, cisza i brak nieproszonych gości - oto, co może zaoferować dwojgu kochanków, i nie tylko...Odpręż się i odpocznij od hałasu imprezy, albo...*)
*Obrazki w tle chatu są jedynie aluzją co do ich wyglądu
Uczestnicy:
Yatgaar - Siwo-jabłkowita klacz o dumnej postawie, z wiankiem uplecionym z gałęzi drzew iglastych, przeplatanym szyszkami i owocami, oraz jej włócznią zatkniętą za pas owinięty wokół tułowia.
Tenebris - Nastolatka, czarna w białe łaty, trochę uparta i opryskliwa, na głowie ma wieniec z iglastych gałęzi z szyszkami.
Bush Brave - Kary ogier, uparty i opryskliwy, jednak na czas choinkowej gali stara wcielić się w tłum i dostosować do reszty, na jego boku wisi tarcza i sztylet, a na grzbiecie siada jego orzeł.
Astra - czarno-biała, żółtooka wilczyca o długim, falowanym futrze.
Khonkh - Gniady ogier, arab, ze sztyletem.
Od Mikada ,,Daleka wędrówka" Cz. 2
- Ach tak? To naprawiaj tam sobie swoje grzechy w serduszku...parobku
- Dziękuję za powiedzenie prawdy o mnie, postaram się poprawić
- To idź sobie robić jakiś rachunek sumienia, a mnie zejdź z drogi - niecierpliwy ogier miał już taką minę jakby chciał mnie zabić.
- Ach, jestem takim wspaniałym ogierem, że nie można mnie tak po prostu wyminąć - grałem anielskim głosem.
- Chyba takim grubym, ale jak moje stado cię nadepnie to zostanie z ciebie miazga, więc uważaj i się odsuń
- To niech mnie zgniecie, proszę skoro takiś zmienny to może lepiej, żebym nie żył?
- Daruję ci życia, leć.
- Taki dobroduszny się zrobiłeś? Och dziękuję, ale raczej nie skorzystam - powiedziałem z gracją.
- Jak chcesz - odpowiedział, a potem klnąc poprowadził stado wprost na mnie.
Ja odsunąłem się delikatnie z drogi i przyjrzałem się koniom. Nie żałowałem czasu poświęconego na rozmowę z ogierem. Wręcz przeciwnie, mój stan psychiczny się polepszył. I choć było słychać jego dość ciche groźby, na razie rzucał słowa na wiatr. Pomimo zimy nie czułem też jakiegoś strasznego zimna. Jednak wolałem nie zmarznąć, więc ruszyłem w dalszą drogę. Ale, o paru godzinach zgodnie z moimi obawami trząsłem się jak sikora. W dodatku nie wiedziałem, gdzie się wybieram, a robiło się ciemno. W końcu znalazłem kryjówkę godną mojego spoczynku i starałem się zasnąć. Zapadł zmierzch... Tam gdzie nie było żadnego dostępu światła, trudno było się czegoś dopatrzeć. Tej nocy żadna z gwiazd nie miała ochoty robić pokazów, a konie zapadały w swój dosyć krótki sen. Oczywiście mogły spać dalej jeśli się nudziły, ale kiedy otworzyliby stajnię tym nie przyzwyczajonym koniom w stajniach, zimno zwaliło by ich z nóg. A, wśród tysiąca odpoczywających zwierząt , które były z mojego gatunku znalazłem się i ja. Następnego poranka obudziły mnie kropelki rozpoczynającego się ulewnego deszczu. Na początku niepewnie otworzyłem powieki, jednak przypomniałem sobie o mojej misji, od razu zerwałem się na nogi. Zacząłem się rozglądać i zastanawiać nad tym jaką wiedzę zgromadziłem z ostatniej misji. Trochę słabo, bo to wszystko nie chciało ułożyć się w całość. Nagle poczułem przeszywający ból. Odwróciłem się, ale nikogo nie zobaczyłem. Za to na ziemi płynęła strużka krwi. Czułem się coraz słabiej i bardzo się stresowałem. Gdybym tylko wiedział co się stało. Może ten ogier przyszedł dać o sobie znać? Albo jakieś zwierzę sobie mnie nie życzyło. Próbowałem stwierdzić co się stało, lecz miałem słabo umiejscowioną jak do tej sytuacji linię widnokręgu. Wiedziałem, że najlepszym wyjściem będzie powrót do stada. Czekają mnie kolejne dwa dni wędrówki. Jednak co mogło zahamować sączącą się krew? I tu żałowałem, że nie znam sposobu, by się wyleczyć. Rozejrzałem się dokoła szukając drogi, którą przyszedłem tutaj. Wszystkie wyglądały tak samo... Na próżno się zastanawiałem, która ścieżka jest właściwa. Wybrałem jedną mając nadzieję, że to ta.
......................................................................................................
Minęło już trochę czasu odkąd wyruszyłem wybraną ścieżką. Nie widziałem w niej podobieństwa do pierwszej.
<CDN>
Zapowiedź
Od Yatgaar do Bush Brave'a ,,Zadłużona ochrona"
- Dziękuję za pomoc. - rzekł obojętnym tonem ogier. Kiwnęłam lekko głową.
- Każdy kiedyś będzie jej potrzebował. - wspomniałam mimochodem, po czym znowu spojrzałam w stronę martwego zwierzęcia. Raptem dostrzegłam wystające nieco żebra, wypłowiałą sierść, stępione pazury - innymi słowy, starość. Niedaleko mu więc było do Arota, a zginął w chwalebnej walce. Za jakie grzechy również drapieżniki mogą zaznać wiecznego spokoju?
- Możemy już wracać. - mruknął koń.
- W takim razie chodźmy. - uśmiechnęłam się.
<Bush Brave? Masz jakiś plan może?>
26.12.2017
Od Yatgaar do Khonkha ,,Czy może istnieć gorszy przywódca?"
- Rozpoznać miłość? - zaczęłam, zerkając na niego kątem oka. Wpatrywał się we mnie jak w boży obrazek, z nutką zawstydzenia. Już chciał coś dodać, jednak w tym momencie pociągnęłam to dalej. - Kiedy nie wiesz, jaka więź łączy cię z tą istotą ani kim dla ciebie jest...Ale zawsze stawiasz ją na pierwszym miejscu, z uczuciem, że zaniedbujesz innych. Dla niej skok w ogień jest błahostką. Idę tam. - zakończyłam prawie szeptem, wskazując łbem w kierunku otwartej przestrzeni lasostepu, i jak najszybciej ruszyłam stępem. Dlaczego to zrobił...?
Zapewne daleko za nami, w klanie, została jego ,,ukochana". To by mogło stanowić zagrożenie dla frakcji...Ale nie zauważyłam, żeby tak się zachowywał w stosunku do którejś, więc to pewnie po prostu jakieś słabsze, fałszywe uczucie. - wysunęłam ten najbardziej oczywisty wniosek, i nie sięgałam dalej. Bałam się podświadomie znaleźć tam coś, co mogłoby zburzyć obecną równowagę, cały idealny plan. Jednak odkryłam już ten strach, który na szczęście udało się przysypać gradem innych wspomnień.
Skupiłam się na spokojnym przeżuwaniu roślinności. Należało zebrać siły do dalszej drogi. Ledwo zaczęło się ściemniać, ledwo słońce straciło swój zimny, złoty blask, ledwo cienie wydłużyły się mocno i pojawiły pierwsze ślady mroku, Khonkh dał znak do wymarszu. W końcu mieliśmy długą drogę do pokonania. Noc w noc na przemian kłus i stęp, prędki marsz...Z najtrudniejszą przeszkodą - tym, by nie zasnąć.
~Kilka dni później~
Byłam już zmęczona nieustannym podążaniem naprzód, ale robiłam to mechanicznie. Przystanąć było teraz trudniej, niż biec dalej.
- Dzisiaj idziemy do oporu, jesteśmy już blisko. Zatrzymamy się na otwartym terenie. - oznajmił władca, dysząc ciężko między przerwami. Fakt, że inni również opadają z sił, był pocieszający - nie jestem jedyna, mimo dobrej kondycji. Krajobraz wokół zmienił się nie do poznania; towarzyszyły nam niskie krzaki i przylegająca do ziemi pokrytej cienką warstwą śniegu roślinność, porastające płaską, gładką równinę. Przepiękne, śnieżne wydmy skrzyły się w świetle księżyca i rozgwieżdżonego nieba. Na wprost i z prawej strony rozciągały się łańcuchy gór. Zapewne byliśmy blisko pustyni Govi. Temu wszystkiemu nie udawało się jednak przedrzeć przez mgłę zmęczenia. Od jakiegoś czasu kierowaliśmy się z odchyleniem na zachód, w stronę najbardziej dogodnego miejsca do pobytu nieznanego stada, wśród górskich dolin. Wreszcie przywódca zwolnił, wyraźnie mając na myśli kawałek miejsca pod jedną z małych wydm.
Nikt nie mówił nic; każdy stał z drżącymi kończynami, przygotowując się do natychmiastowego spoczynku. Ale to jeszcze nie koniec. Każdy koniec to początek czegoś innego. - wstrząsnęłam grzywą, by oczyścić ją trochę z nawianego piasku, kiedy znów zadął wiatr, i poczułam masę czegoś sypkiego na grzbiecie i szyi, co sprawiło, że na moment ugięłam się pod tym ciężarem. Kawałek wydmy odpadł pod naporem powietrza. Odskoczyłam prędko w bok, wpadając prosto na Khonkha. Oboje zachwialiśmy się mocno i prawie że upadliśmy na ziemię, lecz jakimś cudem utrzymaliśmy się na nogach, teraz stojąc naprzeciwko siebie.
- Widzę, że twoja grzywa jest w opłakanym stanie po ataku ,,piaskowego monstrum". Nie potrzeba ci medyka? - parsknął śmiechem.
- Co najwyżej dobrego kija. - odparowałam, śmiejąc się. Kątem oka zauważyłam wpatrujących się w nas ze zdziwieniem pozostałych uczestników.
- Czas już spać. Przed nami ważny dzień. - oświadczył stanowczo władca. Wydma, poza swoimi ,,atakami", dawała jednak jako taką osłonę przed czynnikami zewnętrznymi. Ogier ustawił się obok mnie. Zapadła niczym niezmącona cisza. Milczenie pustyni - groźne i miłe zarazem. Przypomniałam sobie jeszcze o sprawdzeniu włóczni, gdy odwróciłam w tym celu głowę, napotkałam spojrzenie ciemnych, spokojnych oczu. Przez chwilę trwaliśmy w bezruchu, po czym Khonkh odezwał się:
- Jak myślisz, jak można sprawić, że świat będzie szczęśliwszy? - zapadło długie milczenie. Nie ma rzeczy idealnych - nigdy nie będzie idealny. Ale szczęśliwszy...?
- Jeśli ty będziesz szczęśliwszy, to i on będzie. Może. - dodałam na koniec w myślach i z ulgą oddałam się w objęcia Morfeusza.
~Rankiem~
Po krótkim śniadaniu poprawiłam rynsztunek i czekałam na dalsze rozkazy, co jakiś czas rzucając ukradkiem spojrzenie przywódcy. Nie odczuwało się zbyt dużej różnicy temperatur pomiędzy północnym skrawkiem Mongolii a granicą Govi; tyle tylko, że śniegu było tu o wiele mniej, jednak udało się odnaleźć zachowane w nim ślady.
- Dużo, plątanina kopyt. - mruknęła Hasmina.
- Tak, to zapewne właśnie oni. Musieli skierować się tam. - gniady ogier wskazał głową kurs na ostoję u podnóża gór, którą zasłaniały płowo-białe łachy. - Fenrir i Hasmina, zostaniecie tutaj niedaleko w razie czego, ale za tą wydmą, byście nie zostali zauważeni. Ja z Yatgaar pójdę dalej. - jak zwykle, cały zapobiegliwy Khonkh. Pokiwałam tylko głową na znak zgody, ale w sumie byłam zadowolona, że będę u jego boku. Przypomniał mi się fragment rozmowy z członkiem frakcji, będącym tu razem z nami.
- Wykorzystamy ten moment w jakiś sposób? Warto by było.
- Zobaczymy. Wszystko zależy od okoliczności.
Prawdę mówiąc, kompletnie nie miałam pomysłu. Wspinaliśmy się powoli na niestabilne wzgórze, ostrożnie, by nie zsunąć się nagle na dół. W końcu znaleźliśmy się na szczycie. Poczułam ukłucie czegoś dziwnego w duszy; w dole widać było spore, ciasno zebrane stado. Władca ruszył pewnie przodem. Wcześnie zostaliśmy zauważeni, jednak nikt nie wybiegał nam na spotkanie; ani z serdecznym powitaniem, ani z dzidą. Zachowywałam maksymalną czujność, z uważnym, obojętnym wyrazem pyska.
- Witajcie. Przybywamy w pokoju. - pozdrowił konie z uśmiechem mój towarzysz. Dopiero po chwili usłyszeliśmy odpowiedź.
- Witajcie, ale z jaką sprawą? - czuć było tę nutkę nieufności. W sumie nic dziwnego.
- Cóż. Gdzie jest wasz przywódca? - spytał ze stoickim spokojem Khonkh.
- Odszedł gdzieś, ale powinien niedługo wrócić. - odezwało się parę głosów.
- Na razie macie pokojowe zamiary, nieprawdaż? - mruknął ktoś, raczej stwierdzając ten fakt.
- Niby z jakiego powodu tak myślisz? - odrzucił piłkę ogier. W tym momencie postanowił włączyć się do dyskusji.
- Powiedzmy, że chcemy wam pomóc. - Kilka par zdziwionych, zaciekawionych spojrzeń zatrzymało się teraz ewidentnie na nas. - Na północy znajdują się tereny bogate we wszelaką roślinność i wodę... - to powinno podziałać na wyobraźnię mieszkańców takiej okolicy - ...bez zagrożenia wojną. To jedynie nasza oferta. - rozległy się dość przyjazne szmery. Usłyszałam westchnienie władcy, po czym oddałam mu kuksańca, ale w tej chwili wszystko ucichło. Rozległ się wyraźny stukot kopyt i jakiś podniesiony, nerwowy głos wykrzykujący coś o ,,idiotach" i ,,niebezpieczeństwie". Bułany, dość niski ogier z towarzyszącym mu terkoczącym do ucha towarzystwem przedarł się przez tłum i zatrzymał gwałtownie na nasz widok, po czym zwrócił do najbliższego konia z jakimś pytaniem.
- Posłańcy jacyś... - odpowiedziała nieśmiało klacz. Zapewne przywódca tej grupy przewiercił nas wzrokiem i rzekł:
- Czego tu chcecie? - Może istnieć gorszy przywódca? Przy nim nawet Khonkh wymięka...
<Khonkh? Jest akcja, jest...1157 słów...*Pada na posadzkę*>
Od Valentii ,,Zimowe rozmyślania"
- Cześć Yatgaar – uśmiechnęłam się-
- Cześć Valentio – klacz także się uśmiechnęła-
- Chciałam Ci podziękować.. wiesz za to ze wtedy mi pomogłaś..
- Naprawdę nie ma za co.
Popatrzyłam na nią, była jedyną klaczą którą tak naprawdę bardzo lubiłam. Nie często zdarzało się że polubiła jakąś klacz.. Właściwie wcale..
- Muszę już iść.. Żegnaj.. (Po prostu nie wiedziałam co mówić)
- Żegnaj
Oddaliłam się, stanęłam pod drzewem uginającym się od ciężaru śniegu. Byłam bardzo głodna, zaczęłam więc grzebać kopytem w śniegu. Udało mi się znaleźć garstkę trawy, zjadłam ją z lubością. Popatrzyłam w niebo..
- Ciekawe czy ktoś mnie polubi –powiedziałam do siebie, po czym odeszłam dalej. Zwiedzałam chwilę po czym wróciłam zmęczona pod drzewo. Położyłam się i zasnęłam.
25.12.2017
Choinkowa Gala - RPG ZAKOŃCZONE
Witaj, zbłąkana duszyczko! Pewnie zastanawiasz się, o co to całe zamieszanie, te wszystkie istoty wokół ciebie śmiejące się, rozmawiające z ożywieniem o ałmasie, tańczące na swój sposób albo zajadające się zimowymi przysmakami Mongolii. Spieszę już z wyjaśnieniem!
1. Obowiązują wszystkie zasady z kodeksu stadnego w punkcie o Chatcie. 2. Poszczególne czynności opisujemy w podany poniżej sposób: Wypowiedź postaci - Zdanie zaczynane dużą literą i kończone kropką, np. Dobrze cię widzieć. Wypowiedź ludzia siedzącego przed ekranem, czyli twojaXD - Zdanie zaczynane i kończone falką, np. ~Muszę już kończyć~ Myśl postaci - Zdanie pisane w nawiasie, np. (Normalnie z nimi nie wytrzymam.) Czynność postaci - Zdanie zaczynane i kończone gwiazdką, np. *Przekrzywił lekko głowę* 3. Można zarejestrować się tylko jako jedna postać, która nie posiada magicznych mocy, i jest zwierzęciem. Wystarczy, że napiszesz w komentarzu zdanko o jej wyglądzie i imię, i voila - zakładasz konto na chatcie. 4. Powtórzę jeszcze raz: Na tym chacie sterujemy postaciami, więc wszelkie prywatne spory itp. zostawiamy sobie na deser na prywatnej poczcie. 5. Do członków bloga - nie musicie sterować swoją oryginalną postacią, tutaj możecie użyć innej, wymyślonej :) 6. Nikt nie zmusza cię do udziału.Czas trwania:
Do godziny 21.30 25 grudnia 2017 roku.
Miejsca:
Uroczysko: Niedaleko, na granicy lasu, znajduje się kawałek płaskiej przestrzeni pomiędzy dwoma wzgórzami...Pokrytej, jak wszystko, grubą warstwą puchu, ale twardszą, jest idealne do różnych tańców i harców. Zatańcz w rytm wznoszących się ku niebu śpiewów chóru i popisz się swoimi zdolnościami, zaproponuj wybrance życia jedną rundkę, albo po prostu przyglądaj się innym!
Plac świąteczny: Główne miejsce do świętowania. Panuje tu niezły tłok, zewsząd słychać gwar rozmów, śmiechy, plac tętni życiem i radością. Nasyć się widokiem dekoracji na okolicznych drzewach, spróbuj zimowych, mongolskich darów, lub po prostu baw się dobrze w towarzystwie!
Plaża: Znajduje się przy jeziorze Uws. Chrzęszczący pod kopytami żwir, blask księżyca, cisza i brak nieproszonych gości - oto, co może zaoferować dwojgu kochanków, i nie tylko...Odpręż się i odpocznij od hałasu imprezy, albo...*)
*Obrazki w tle chatu są jedynie aluzją co do ich wyglądu
Uczestnicy:
Yatgaar - Dumna, siwo-jabłkowita klacz, z wiankiem uplecionym z gałęzi drzew iglastych, przeplatanym szyszkami i owocami, oraz jej włócznią zatkniętą za pas owinięty wokół tułowia.
Kalea - Wilk. Wadera o czarnej jak noc sierści i wysmukłej sylwetce. Posiada białe wzory na sierści.
Tenebris - Nastolatka, czarna w białe łaty, trochę uparta i opryskliwa, na głowie ma wieniec z iglastych gałęzi z szyszkami.
Bush Brave - Kary ogier, uparty i opryskliwy, jednak na czas choinkowej gali stara wcielić się w tłum i dostosować do reszty, na jego boku wisi tarcza i sztylet, a na grzbiecie siada jego orzeł.
Rubeus - Dorosły jeleń, uparty i co najważniejsze dumny. Posiada ogromne poroże i jest brązowy.
Mikado - Gniady, średniej wielkości ogier.
Astra - Czarno-biała wadera z długą, falowaną sierścią na końcówkach łap. Nosi frędzelkowy naszyjnik.
Mikołajowy wór pełny
H-o!: Tylko tyle usłyszeliśmy w oczekiwaniu, bo oczy nam się zakleiły i...tak wyszło, że Mikołaja nie zobaczyliśmy, ale prezenty a i owszem! Nasza piękna choinka była najwyraźniej na tyle kusząca, żeby każdemu święty pozostawił po trzy prezenty. Tak, 45 ozdób, i powtórzę to raz jeszcze: Jestem z was dumna. Kilka osób mu pomogło w postaci listów - dobre i to. Oto, co każdemu ukazało się pod szeleszczącym papierkiem:
- Yatgaar, tobie, ty zuy człeku, nieogarnięta duszyczko...daję sobie (XD) tę oto
pelerynkę:
Źródło |
- Khonkh...Znaczy, kochany Kromek. Dla ciebie ten oto
średniej wielkości kubraczek, żeby ci zawsze cieplutko było na zewnątrz, bo w sercu zapewni ci to pewien ktoś:
Źródło |
Źródło |
- Droga Marabell, przyjaciółko szaleństwa, dobroci i Eternal Freedom:
Nazwa pośrednia:
Jakość: Średnia
Stopień zużycia: -
Opis:
Właściciel:
Nazwa pośrednia:
Jakość: Wysoka
Stopień zużycia: 98
Opis:
Właściciel:
Masz ty wielbicieli z takimi prezentami...Jeszcze skrócenie ciąży o 2 dni specjalnie dla ciebie.
- Bush Brave'wowi, wiernemu, groźnemu wojownikowi przyda się jakaś tarcza którą można chwycić w pysk, prawda?:
Źródło |
Do kompletu
- Czas na Kirka. Przyda się do kompletu:
Źródło |
Święty przyniósł też coś naprawdę dziwnego pod twoim adresem,
Źródło |
Nazwa pośrednia: ?
Jakość: ?
Stopień zużycia: ?
Opis:
Właściciel:
I
- Kasja, mam nadzieję, że to doda ci elegancji oraz będzie praktyczne, bo energii ci nie brakuje:
Źródło |
Nazwa pośrednia:
Jakość: Wysoka
Stopień zużycia: 96
Opis:
Właściciel:
+Wydłużenie ciąży o 2 dni+Dodatkowe stanowisko.
- Nadeszła pora Mikada, ostatnio mniej aktywnego, ale to nie zmienia faktu, że jednego z najmilszych członków:
Źródło |
Nazwa pośrednia:
Jakość: Wysoka
Stopień zużycia: 95
Opis:
Właściciel:
Masz też możliwość wcielenia do świty i odmłodzenie o 2 latka, żeby Marabell się nie skarżyłaXD
- Valentio, jesteś tu już trochę z nami, co i Mikołaja bardzo cieszy:
Źródło |
- Tenebris, najmłodsza duszyczko tej trzody, o ile pamiętam, było ci to obiecane:
Źródło |
A gdybyś potrzebowała trochę odpoczynku...:
Źródło |
- Ausio (U'schioXD), niech jego przezroczystość podpowie ci czasem drogę:
I ktoś, kto sprawi, że twoje życie będzie ciekawsze...:
Źródło |
Nazwa pośrednia:
Wiek: 3 lata.
Płeć: Żeńska.
Rasa: Wiewiórka pospolita.
Jakość: Średnia
Stopień wytrenowania: 1.
Opis:
Właściciel:
+Postarzenie o rok.
- I na koniec kochany Piorun:
Tak, byle do wiosny :) A na razie proszę, Odmłodzenie o rok i Możliwość zmiany imienia...naprawdę nie wiedział święty, co dać chyba...
- Większość podarków jest do wykorzystania natychmiastowego. Formularz ekwipunku należy uzupełnić i wysłać na pocztę admina, aby został już oficjalnie wstawiony i gotowy do użytku. Podobnie jak chęć wykorzystania któregoś z prezentów.
- Jeżeli tekst zawierający dar jest skreślony, oznacza to, że został już wykorzystany.
- Smar? Jaki SMAR?!~ Właśnie, oto nowy produkt linii EF dostępny w trzech różnych rodzajach: Smar Wilczy Delicious (10 punktów), Smar Żabi La-Grande (30 punktów) oraz Smar Jeleni De-Lux (50 punktów). Każdy z nich służy do zmniejszenia stopnia zużycia, by ekwipunek mógł nam służyć dłużej. Przykładowo, gdy użyję na broni Smaru Żabiego La-Grande, wysyłając o tym wiadomość do admina, będzie ona miała zamiast np. 71, 100 punktów. Na razie będzie do zdobycia jedynie w eventach; niewykluczone, że w przyszłości dodane zostaną inne możliwości.
Żegnamy Golransa!
W te święta...
A już jutro pod choinką...
Od Bush Brave'a do Yatgaar "Wróg"
Odkąd Tenebris dołączyła do frakcji trochę się ode mnie odczepiła. Działało mi to na zdrowie. Ciągłe dogryzania nastolatki, po pewnym czasie stawały się takie denerwujące, że aż kusiło założyć jej knebel na pysk. Aż kopyta świerzbiły. Ale pewnie bym oberwał, bo Tenebris to szczwana bestia. Jak się uweźmie to nie odpuści. Teraz miała obsesję na punkcie walenia kopytami w drzewa. Co jakiś czas pasłem się spokojnie u przypatrywałem się jej poczynaniom z lekkim uśmieszkiem. Było późne popołudnie, a słońce chyliło się już ku zachodowi. Dni były już bardzo krótkie, choć pomału, ale jednak zwiększały swoją długość. Jutro święta, więc całe stado było na dłuższym postoju. Nudziło mi się okropnie, więc postanowiłem wybrać się na przechadzkę. W razie czego, żebym nie miał kłopotów, poinformowałem Tenebris, że idę się przejść i że nie trzeba się o mnie martwić. Zacząłem oddalać się od stada. Moje kopyta wręcz tonęły w śniegu. W końcu dotarłem do jakiegoś lasku. Wszedłem tam i zacząłem powoli przechadzać się między drzewami. W pewnym momencie instynkt kazał odsunąć mi się w lewo. Zrobiłem to, a wtedy obok mnie wylądował wielki irbis śnieżny. Gdyby nie to, że się przesunąłem, już bym nie żył. Szybko wyciągnąłem sztylet i gdy pantera zaczęła na mnie szarżować wbiłem go w jej brzuch. Jednak ta nadal trzymała się na nogach. Nagle kątem oka dostrzegłem włócznię.
<Yatgaar?>
Od Yatgaar do Tenebris ,,To młode pokolenie"
- Mogłabyś mi pomóc udoskonalić moją technikę walki bronią białą? Niedługo się w takową wyposażę, więc chcę potrafić się nią dobrze posługiwać. - rzekła klaczka, przerywając do tej chwili niczym niezmąconą zimową lekką ciszę. Zastrzygłam uchem.
- Skąd ta pewność, że będziesz ją mieć? - spytałam z nutą podejrzliwości. Nastolatka przewróciła oczami i odparła:
- Bush mi ją obiecał. - ostatecznie postanowiłam zaufać jej słowom. Rozejrzałam się szybko po okolicy i powiedziałam prawie że szeptem, ale głosem ciężkim jak żelazo:
- Jutro mogę z tobą poćwiczyć. Wracamy do stada, zanim ktoś zacznie podejrzewać.
- Oczywiście. - odparła zadowolona moja młoda towarzyszka i kłusem, starając się zachowywać jak najciszej, wróciłyśmy do reszty. Na szczęście nikt nie przejął się chwilowym zniknięciem dwóch klaczy, i mogłam spokojnie udać się na spoczynek.
~Nazajutrz po południu~
Skoro stwierdziłam, że poduczę Tenebris w walce bronią białą, to ruszyłam poszukać jej w tłumie. Zdarzyło się tak, że akurat panował spokój i nie miałam nic a nic do roboty, co było dość rzadkim zjawiskiem. Mała ma szczęście. Odnalazłam ją na skraju zagajnika. Nie musiałam nic tłumaczyć; od razu podążyła za mną. Doszłyśmy na kawałek otwartej przestrzeni, niedaleko mając za sobą ścianę mieszanego lasu.
- Więc co robimy? - zagadnęła niecierpliwie klaczka. Westchnęłam cicho do siebie i rzuciłam od niechcenia:
- Weź sobie jakiś średniej grubości patyk.
- Nie miałaś mnie przypadkiem uczyć sztuki broni białej, a nie mokrego badyla?
- Bierz i nie gadaj. - mruknęłam z ledwie zauważalnym uśmiechem. Posłusznie wzięła w pysk trochę za krótkie, ale poza tym idealne narzędzie do ćwiczeń.
- Spróbuj przekręcić maksymalnie szyję na lewo i na prawo. Do sztychów potrzebna jest elastyczność karku i głowy. - Od tego zaczął się trening.
<Tenebris?>
22.12.2017
Od Khonkha do Marabell "Zamieć"
- Dziękuję- odparła Marabell. Przez następnych kilka minut rozmawialiśmy o dość mało istotnych rzeczach. Wtem wiatr niespodziewanie zaczął wiać jeszcze mocniej, a z chmur, które nagle pociemniały, zaczął spadać gęsty śnieg.
- Musimy zawrócić, szykuje się zamieć!- zawołała klacz, starając się przekrzyczeć szykującą się do demonstracji swej prawdziwej siły przyrodę.
- Obawiam się, że możemy nie zdążyć!- odparłem.
- Masz lepszy pomysł?! Przecież nie uda nam się znaleźć kryjówki zimą, w prawie zupełnie ogołoconym lesie!- zawołała Marabell. Czym prędzej zaczęliśmy galopować w stronę klanu. Jednak zgodnie z moimi przypuszczeniami śnieg zgęstniał jeszcze bardziej, wiatr przybrał na sile tak, że ledwo można było iść, nie mówiąc o biegu. Nasze ślady, które zostawialiśmy w śniegu, niemal natychmiast zostawały zasypane.
- Nie znasz jakiegoś miejsca, gdzie moglibyśmy to przeczekać?!- upewniła się Marabell.
- Znam, ale trudno będzie je odnaleźć w takiej zamieci!- odparłem.
- Mimo wszystko musimy spróbować! Jeśli zostaniemy tutaj, zamarzniemy!- krzyknęła klacz. Pokiwałem głową, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że Marabell w obecnej sytuacji pewnie tego nie widziała.
- Dobrze, trzymajmy się więc blisko siebie!- zawołałem. Ruszyliśmy w drogę, starając się znaleźć jakiekolwiek schronienie przed zamiecią. Szliśmy już naprawdę długo, kopyta nam odmarzały. Miałem wrażenie, że zaraz zmienię się w sopel lodu. Właściwie to już czułem się zimny jak lód. Widoczność była co prawda ograniczona, ale byłem pewien, że wyszliśmy już z lasu. Niestety, ani ja, ani tym bardziej Marabell nie mieliśmy pojęcie, gdzie jesteśmy. Uparcie szliśmy tylko cały czas przed siebie, szukając kryjówki. W końcu udało nam się znaleźć małą jaskinię. Nie zastanawiając się długo, postanowiliśmy przeczekać tam zamieć i odpocząć, a potem sprawdzić, gdzie dotarliśmy.
<Marabell?>
Od Kirka do Kasji "Ludzkie porachunki"
- Co ty robisz?!- zdziwił się. W jego głosie słychać też było nutkę gniewu.
- Jak to "co"? Jestem obrońcą, więc d moich zadań należy obronić stado w razie niebezpieczeństwa, na przykład ludzi!- odparłem. Golrans chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdołał, gdyż podbiegli do nas już pierwsi ludzie. Byli to dwaj mężczyźni. Na szczęście jednak nie mieli przy sobie żadnej broni. Sprawiali wrażenie, jakby chcieli nas raczej przegonić.
- O co może im chodzić?- spytał Golrans, cały czas bacznie obserwując tamtą dwójkę.
- Jak zauważyłem, niektórzy z ludzi po prostu nie przepadają za naszym towarzystwem, ale nie zawsze nas atakują. Może lepiej chodźmy stąd, zanim zmienią zdanie?- zasugerowałem. Ogier się ze mną zgodził i zaczęliśmy się pomału oddalać. Kiedy ponownie się odwróciłem, aby sprawdzić, co robią ludzie, ich już tam nie było.
- Chyba wrócili do siebie- powiedziałem. Jednak jak mówi stare powiedzenie, nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca. Powietrze przeszył głośny huk wystrzału. Natychmiast z Golransem odwróciliśmy się, by spostrzec ubranego na czarno człowieka, celującego w nas z jakiejś broni. Wyglądał zupełnie inaczej niż ci poprzedni ludzie. Oni mieli na sobie jakieś ubrania z owczej skóry i nie byli aż tak zadbani oraz nie sprawiali wrażenia tak... groźnych. Nim zdążyłem się odezwać, by ustalić z Golransem jakiś plan działania, zza naszych pleców dobiegł tętent czyichś kopyt. Mężczyzna skierował tam broń. Wykorzystałem to i rzuciłem się pędem w jego stronę. Spanikowany człowiek wystrzelił, ale ze stresu źle wycelował i kula minęła mój bok o centymetr. Dobiegłem do niego i z łatwością go przewróciłem. Chciałem go zabić, w końcu stanowił dla nas niebezpieczeństwo. Wyjąłem swój nóż i, choć z ogromnym bólem, zakończyłem jego żywot, brudząc się przy tym krwią.
- Mogłeś mi to zostawić. W końcu ty jesteś obrońcą, nie mordercą- powiedział Golrans, kiedy się odwróciłem. Potem oboje spojrzeliśmy na Kasję.
- Co ci odbiło?! Mogłaś zginąć!- zawołałem, nie panując nad emocjami.
- Kto jak kto, ale ty nie będziesz mnie pouczał! Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć! Powinniście się cieszyć, że wróciłam. W końcu moja pomoc uratowała wam życia, czyś nie?
- Ale on ma rację. Co ty właściwie chciałaś osiągnąć?- spytał Golrans.
- Kiedy uciekałam, martwiłam się, czy sobie poradzisz. Potem spostrzegłam, że nie ma nigdzie Kirka. Stwierdziłam, że albo się zgubił, albo z tobą został, a skoro tak, to ja też zawracam. I oto jestem! Chciałam odciągnąć jego uwagę, żebyście mogli go pozbyć- wyjaśniła Kasja. Razem z Golransem szykowaliśmy się już do dłuższej rozmowy z Kasją na temat niepotrzebnego ryzyka, kiedy do naszych głosu dotarł z oddali ludzki krzyk:
- Pilnuj tych ludzi! Ja pójdę sprawdzić, co z Evansem!
<Kasja? Golrans?>
Od Khonkha do Yatgaar "Jak rozpoznać miłość?"
- Wypoczęliśmy. Teraz wasza kolej- powiedziała klacz. Razem z Yatgaar udaliśmy się więc na zasłużony spoczynek. Szybko udało nam się znaleźć odpowiednie miejsce. Nim się spostrzegłem, zasnąłem.
Od Kasji do Marabell ,,Szpiegowanie w czasie ważnym"
- Hejka!- krzyknęła. Zaczęłam się bać, lecz odpowiedź kuła w gardło.
- Cześć- powiedziałam.
- Co tam?
- Jak to co? Ogierki gonią mnie!
- Wiedziałam! Który to?
- Tylko mi tam nic nie mów!
- Okej! Sekret?
-Jakby...- odpowiedziałam, ale Marabell nic nie pisnęła. Po jakimś czasie odpowiedziała:
- A chcesz spotkać się przy tamtym drzewie?- spytała pokazując na drzewo.
- Okej! Jutro się spotkamy! Okej?- spytałam.
- Okej!- krzyknęła. Potem zaczęłyśmy tylko dołączać do stada. Położyłam się pół godziny wcześniej, by wyspać się. Marabell też długo spała. Potem jeszcze odpoczęłam, by być w pełni energii. Marabell jednak poszła na spotkanie. Pogalopowałam za nią. Ten ranek zapowiadał się miło, rozmowowo, i przyjemnie. Gdy byłyśmy prawie na miejscu, Khonkh nas dogonił. Zdziwiłam się. Ten zaprosił mnie na rozmowę. Ja mu jednak powiedziałam, że nie mam czasu. Potem podbiegłam tam, gdzie Marabell już mi uciekła. Byłyśmy na miejscu. Mówiłyśmy o różnych rzeczach. Po rozmowie podbiegłam do Khonkha. Powiedział, że muszę poszpiegować dalszą drogę. Mówiłam mu, że mówiłyśmy tylko sobie o wszystkim.
- Nawet o moich sprawach? - spytał. Jednak powiedziałam mu, że nie. Ale i tak mnie zaprosił do szpiegowania, a nie gadania, więc go uciszyłam. Marabell była przy drzewie. Nie wiedziałam, co tam robi. Czy czekała, czy podsłuch ją kusił?
<Marabell? Czekałaś? Masz!>
21.12.2017
Od Bush Brave'a "Strasznych Świąt"
"Dawno, dawno temu, na zachodzie Mongolii, żył sobie pewien stary, mądry koń. Na imię mu było Rakzu. Wszyscy go lubili. Żył ze swoją partnerką i trojgiem dzieci w jaskini na niższych partiach gór. Był dzielny i odważny. Wytrwale zdobywał dla swojej rodziny jedzenie, mimo że w okolicy grasowało wiele drapieżników. Niestety żył tam też Czarny Bill. Nienawidził wszelakich świąt, radości i pokoju. Lubował się za to w zabijaniu. Gdy zbliżały się postanowił zlikwidować panującą do okoła miłą atmosferę. Zszedł ze swojego schronienia w niższe partie gór, a tam połamał wszystkie drzewa iglaste które napotkał, porozrzucał wszędzie oberwane z roślin szyszki. Zadowolony ze swojego dzieła postanowił zostać niżej i dopilnować, aby te święta nie były radosne dla nikogo z mieszkańców gór. Podczas jednej z wypraw po jedzenie stary Rakzu zobaczył jedno z połamanych drzew i rozrzucone wokoło szyszki. Nazbierał do sakwy jedzenia, później wypchał ją do końca szyszkami. Wziął w zęby drzewko i dotachał je do jaskini, w której mieszkał wraz z rodziną. Kiedy wniósł je do środka wszyscy się ucieszyli. Gdy choinka stanęła w rogu najmłodsze dziecko, a zarazem jedyna córka Rakzu udekorowała ją przyniesionymi przez tatę szyszkami. W Wigilię na środku jaskini zapłonęło ognisko, a na prowizorycznym położono świeże pożywienie. Wesoła choinka stała sobie z boku i dodawała pomieszczeniu radości. Kiedy Czarny Bill zauważył, że się cieszą postanowił coś temu zaradzić. Szczelnie zatkał jedyny otwór przez, który wydostawał się dym, a docierał tlen. Rodzina zbyt późno zorientowała się co się święci i się udusiła. Zadowolony ze swojego dzieła Czarny Bill uznał, że to tyle w temacie i udał się w drogę powrotną w wyższe partie gór, do domu. Myślał, że ujdzie mu to na sucho, jak zwykle. Jednak Arot zdenerwowany tym, że koń zabił Rakzu i jego rodzinę, niezwykle religijne osoby zesłał na niego śmierć. Podczas wędrówki do domu ogiera zaatakowała pantera śnieżna. Koń nie miał szans na przeżycie. Mimo tego podjął morderczą walkę. Gdy próbował uśmiercić dzikie zwierzę, poślizgnął się i spadł w urwisko. Zmarł natychmiast. Od tąd jego dusza błąka się po Mongolii i pragnie zabić wszystkich, którzy cieszą się ze świąt. Może teraz nadeszła twoja kolej? "
Schowałem papier i poszedłem spać. Pisanie bardzo mnie zmęczyło.
Od Tenebris do Yatgaar "Ćwiczenia"
Stojąc w tym samym miejscu przez kilka godzin rozgrzebywałam śnieg i skubałam ukryte pod nim źdźbła trawy. Robiłam to aż do zapadnięcia zmroku. Wtedy spróbowałam usnąć. Nie powiem. Miałam z tym nie małe problemy. Poza tym zdrętwiały mi tylne kończyny m tkwiące w bez ryc przez długi czas. Postanowiłam się rozruszać i szybkim krokiem oddaliłam się w stronę lasu. Zagłębiłam się w gąszcz. Przez chwilę miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale rozejrzałam się i nikogo nie zauważyłam. Gdy byłam już dobrze schowana przed resztą stada przystanęłam i zaczęłam mały trening. Zaczęłam robić slalomy między drzewami co jakiś czas stając i próbując kopnąć jeden z pniów. I jedna, i druga czynność wymagała sporego skupienia. Po pierwsze las był gęsty, a po drugie drzewa były bardzo cienkie. Nagle z cienia wynużyła się Yatgaar. Trochę się zdziwiłam, ale dzięki wczesniejszemu przeczuciu, że ktoś na mnie patrzy, nie przestraszyłam się. Klacz spytała się mnie co tu robię, a ja zgodnie z prawdą, wytłumaczyłam się problemami ze snem
- Przestań przechylać zad, to może uda ci się kiedyś trafić przeciwnika. - poradziła mi rozmówczyni. Na chwilę przystanęłam i wysłuchałam jej rad. Spróbowałam ponownie. Tym razem trafiłam w pień.
- Skąd pochodzisz? - spytała się Yatgaar.
-Urodziłam się w Ułan... - poraz drugi z sukcesem walnęłam tylnymi kończynami w drzewo -... Bator. Przynajmniej tak nazywają to ludzie -odpowiedziałam.
-A co się stało z twoją rodziną?-klacz poraz kolejny zadała pytanie.
-Mamę i siostrę zabił ojciec. Teraz siedzi sobie z moim bratem i go szkoli. Uznał, że jestem gotowa, aby go opuścić, a więc poszłam - rzekłam obojętnie. Mało mnie interesowały losy mojej rodziny. Między nami zapadła cisza. Yatgaar chyba o czymś rozmyślała, a ja co jakiś czas, głównie z powodzeniem, próbowałam kopnąć drzewa.
-Mogłabyś mi pomóc udoskonalić moją technikę walki bronią białą? Niedługo się w takową wyposażę, więc chcę potrafić się nią dobrze posługiwać. - spytałam.
<Yatgaar? Ja też za bardzo nie miałam pomysłu >
Od Marabell do Khonkha ,,Plan na towarzystwo"
- Powiedz mi, co cię gryzie? Czemu nic chcesz być arystokratką?
- Nie chodzi o to, że nie chcę, naprawdę jestem wdzięczna za ten zaszczyt. Tylko... Źle mi z tym, że nie mam towarzystwa.
- Naprawdę? A próbowałaś z kimś rozmawiać?
- Um... Mówiłam 'Cześć' i 'Dzień dobry'. Jednak większość odwracała się ode mnie, niektórzy bąkali pozdrowienia i odchodzili pośpiesznie.
Khonkh milczał, więc postanowiłam wylać wszystkie swoje przemyślenia na ten temat.
- Może mi zazdroszczą. Chociaż, dość prawdopodobne jest to, że... Się mnie boją?
- Dlaczego mieli by się ciebie bać? - zapytał władca, nie nadążając za moim tokiem myślenia.
- Może myślą, że jeśli podczas rozmowy palną jakieś głupstwo, nawet w formie żartu, to pobiegnę od razu do ciebie na skargę. Choć oczywiście to naprawdę wyssane z kopyta domysły, przecież nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła.
- Niegłupia teoria. Może powinienem ogłosić całemu stadu, że wszelkie plotki chodzące wokół twojej osoby to kłamstwa.
- Uważam, że to zbyteczne. Narobiło by się jeszcze więcej szumu.
- Teoretycznie masz rację. Co masz zamiar zatem zrobić?
- Poczekać. Kiedy pierwszy szok minie, odejdą od nieświeżego tematu. Wtedy będę mieć spokój. Mogłabym także spróbować jakoś wtopić się w tłum.
- To znaczy? - zapytał ogier.
Wiatr wiał coraz mocniej, więc cofnęliśmy się jeszcze głębiej w las.
- Mogłabym spróbować nawiązać towarzyskie relacje z innymi członkami. Oczywiście potem, teraz nawet słowem nie można się do nich odezwać. Co o tym sądzisz?
<Khonkh? Masz jakiś lepszy plan?>
Od Kasji do Kirka ,,Przeprosinowy obiad przy porwaniu Gorlansa"
- Pokazać ci, gdzie jesteśmy? - spytał.
- Nie, dzięki- odpowiedziałam. Kirk tylko rozejrzał się za krzakami. Może ten widok, był najpiękniejszy? Zazęłam się tam wciskać. Widok był naprawdę piękny. Tak jak... tak jak... tak jakbym była w tym stadzie! Całe stado podreptało za nami! Było zdyszane, i zimne. Tam, było widać jezioro Uws zza krzaków. Był tam też pień sciętego drzewa. Bałam się, że przyjdą ludzie, i zabiorą kogoś. Gorlans zbliżył się do krzaków, i powiedział cicho:
- Tam są ludzie - . Gdy to mówił, kopyta mi zadrżały. Niektórzy ze stado zaczęli się wycofywać, a Gorlans był wciąż przy krzakach. Głowę jego było widać z tamtej strony. Nagle zauważyłam, że ludzie zaczęli wstawać. Gorlans przybliżył się, by lepiej widzieć. Zaczęłam uciekać. Gorlans tylko popędzał stado. Został tam, i powiedział, że go i tak złapią, a jak pójdzie, to zagrodzi stado. I został, a ja przez niego drrzałam. Popędziłam do stada po cichu, jak reszta. Gorlans został.
<Kirk? Jakby co, to Gorlans się zgodził na to wszstko! XD>
20.12.2017
Od Khonkha do U'schii "Zniknięcie"
- Przeznaczenie?- zaśmiałem się, kiedy tylko się wzajemnie zauważyliśmy.
- Być może- odparła z uśmiechem klacz. Potem pospacerowaliśmy jeszcze trochę razem. Wróciliśmy do klanu wieczorem. Poszedłem sprawdzić, co z U'schią. Klacz nadal spała twardym snem. Wróciłem do Yatgaar, z którą przegadałem jeszcze kilka godzin. Następnie wszyscy po kolei zaczęli udawać się na spoczynek. Jako że ani ja, ani moja towarzyszka nie mieliśmy na niego ochoty, ponownie wybraliśmy się na spacer. Jednak tym razem dostarczył on nam obojgu zupełnie innych wrażeń. Każdy, kto widział zimową noc i dzień od razu zauważy ogromną różnicę między nimi. Za dnia chociażby nieraz śnieg wydaje się być niemalże cały pokryty brokatem, kiedy pada na niego mrowie słonecznych promieni. W nocy zaś tylko lekko połyskuje głaskany przez światło księżyca i innych jego współtowarzyszek na nocnym niebie. Za dnia wszechobecna biel sprawia, że wszystko wydaje się być jasne, niewinne, czyste. W nocy jest zupełnie inaczej. Tajemniczość, mroczność, to one rządzą tą porą doby. Razem z Yatgaar przez długi czas zachwycaliśmy się pięknem obecnej nocy. W końcu jednak i my odczuliśmy zmęczenie i zawróciliśmy do klanu. Po powrocie od razu udałem się na spoczynek.
- Nigdzie nie mogę znaleźć U'schii- odparłem, zgodnie z prawdą. Nie było powodu, dla którego miałbym ukrywać tę informację przed klaczą.
- To dziwne, że jej nie ma. Skoro jest tu nowa nie powinna tak samemu znikać- przyznała Yatgaar.
- Co proponujesz?- spytałem.
- Na początek może poszukajmy jej razem- odpowiedziała klacz. Zgodziłem się i po chwili ruszyliśmy na poszukiwania. Zastanawiałem się, co takiego mogło się stać. Czy U'schię ktoś lub coś napadło? Czy ma to może jakiś związek z nieznanym nam stadem? Zrobiło jej coś ono? A może klacz była należącym do niego szpiegiem?- w mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli.
<Yatgaar? U'schia?
19.12.2017
Od Yatgaar do Khonkha ,,Oczekiwanie i planowanie"
- Dobrze. - nie miałam sił ani motywów do zgryźliwej odpowiedzi. - A ty?
- Też. - zapadła chwila milczenia. Przed nami rozciągały się bezkresne, płaskie przestrzenie, pokryte warstwą puchu, jednak nie tak grubą, jak nad jeziorem Uws. W oddali zaczynały się nagle góry o postrzępionych biało-czarnych szczytach. Cień od nich padał na część krainy, pogrążając ją w pozornym mroku. Tylko wiatr świszczał w uszach, hulając po tej przestrzeni, zadowolony ze swojej swobody. Typowe, surowe piękno Mongolii w pradawnej odsłonie...
- Powinniśmy przedostać się przez tamten łańcuch dość szybko, prawda? - spytał Khonkh, wpatrując się intensywnie w tamtą stronę.
- Myślę, że powinniśmy go minąć na prawo. - zasugerowałam.
- Znowu będę musiał wysłuchiwać wywodów na temat zagrożeń? - parsknął śmiechem.
- Nie. Za nimi jest spore jezioro, które również musimy obejść, inaczej znajdziemy się w nieodpowiednim miejscu. - wyjaśniłam spokojnie. Jedyne, czego teraz chciałam, to nierobienie niczego, co zburzyłoby ten idealny stan.
- Rozumiem. Za nim po pewnym czasie pojawiają się kolejne góry, a potem jest już z górki. - stwierdził, i znów zamilkł. Czas mijał, a nie działo się nic oprócz zwyczajnego postępowania stepu, niekończącego się cyklu życia i śmierci, przeróżnych wahań. Zbliżała się pora warty Fenrira i Hasminy.
<Khonkh? Nie miałam pomysłu na nic...ckliwegoXD Pozostawiam dalszy ciąg tobie...>