Usłyszałam jakieś dziwne, odległe hałasy, które powoli w moim umyśle ukształtowały się w te charakterystyczne odgłosy walki. Najwyraźniej jeszcze nikt się tym zjawiskiem nie zainteresował. Chwilę rozważałam wszystkie za i przeciw. Z pewnością w tej bitwie uczestniczył ktoś ze stada...przydałby się jakiś dłużnik na wszelki wypadek. Ruszyłam więc galopem, mijając zdziwione, zaniepokojone tym faktem konie, w kierunku odgłosów. Gdy dotarłam już prawie na miejsce, byłam nieco zaskoczona widokiem Bush Brave'a na miejscu broniącego się przed rzadką panterą śnieżną, w tym miejscu będącą niezwykłym przypadkiem, jednak chwyciłam włócznię i zaczęłam szarżować na drapieżnika. Irbisa całkowicie pochłonęła bezsensowna walka o tak dużą zdobycz, jaką był kopytny. Z łatwością przebiłam grotem ciało na wylot. Jeszcze przez chwilę próbował się rzucać, co obserwowałam mimo wszystko z bezpiecznej odległości, dopóki pod wpół przymkniętymi powiekami oczy nie zamgliły się całkowicie. Dopiero wtedy podeszłam i jednym szybkim ruchem wyciągnęłam broń.
- Dziękuję za pomoc. - rzekł obojętnym tonem ogier. Kiwnęłam lekko głową.
- Każdy kiedyś będzie jej potrzebował. - wspomniałam mimochodem, po czym znowu spojrzałam w stronę martwego zwierzęcia. Raptem dostrzegłam wystające nieco żebra, wypłowiałą sierść, stępione pazury - innymi słowy, starość. Niedaleko mu więc było do Arota, a zginął w chwalebnej walce. Za jakie grzechy również drapieżniki mogą zaznać wiecznego spokoju?
- Możemy już wracać. - mruknął koń.
- W takim razie chodźmy. - uśmiechnęłam się.
<Bush Brave? Masz jakiś plan może?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!