Kiedy ujrzałem to, co Yatgaar chciała mi pokazać, zaparło mi dech. Przez chwilę stałem w miejscu, aż w końcu zrobiłem kilka nieśmiałych kroków naprzód. W jednej chwili rodzący się we mnie, marudzący starzec ustąpił miejsca niepewnemu, ciekawskiemu i otwartemu na świat źrebięciu. Po chwili klacz podeszła do mnie.
-Skąd...?-zacząłem.
-Skoro ty nie wiesz, to ja tym bardziej-odparła klacz. Spojrzeliśmy na siebie przez krótki moment, po czym ponownie spojrzeliśmy na rosnące na środku polany drzewo. Ktoś mógłby zapytać: drzewo? Co takiego niezwykłego jest w drzewie? Otóż to nie było zwykłe drzewo. Wyglądało, jakby dawno już obumarło. Miało ponadto niezwykle gruby pień i rozgałęzioną koronę. Prawdziwy olbrzym wśród drzew. Rosło idealnie w centrum polany, tak jakby była ona tylko jego królestwem, na które żadna inna leśna roślina nie ośmieliła się wstąpić. Jednak to nadal nie wszystko. Na gałęziach drzewa było mnóstwo ptasich gniazd różnej wielkości. Doskonale obrazowało to, jak wielu ptasich narodzin drzewo to było świadkiem. Miało ono w sobie zaiste coś królewskiego, co sprawiało, że nie można było oderwać od niego oczu. Górowało nad innymi roślinami rozmiarem i przykuwało uwagę swoim smutnym, ale jednocześnie pięknym wyglądem. W końcu ruszyłem z miejsca, aby obejść drzewo dookoła. Yatgaar podążyła po chwili za mną.
-To aż dziwne, że wyrosło tutaj tylko to jedno drzewo. I idealnie w centrum polany-powiedziałem. Moja partnerka westchnęła.
-A ty jak zwykle, zamiast cieszyć się ładnym widokiem, to rozwijasz swoją jednoosobową dyskusję-odparła, po czym oboje zaśmialiśmy się. Następnie zbliżyliśmy się do drzewa. Przez chwilę przypatrywaliśmy się mu. Nagle na jednej z jego gałęzi pojawił się mały, szary ptak.
-Nie wiem, do jakiego należysz gatunku, ale chyba jeszcze nie pora, żebyś tutaj przesiadywał, co mały? Gdzie twoje stado-odezwała się Yatgaar, po czym ukradkiem spojrzała na mnie z uśmiechem. Potem zwróciła swe oczy z powrotem na zwierzę, które jakby w odpowiedzi na jej pytanie poderwało się do lotu. Może poleciało odszukać swoich współbraci? Kto wie.
-Wiesz, Yatgaar, chyba masz rację-zacząłem. Klacz spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
-Ja zawsze mam rację-odparła nieskromnie moja partnerka, po czym potrząsnęła grzywą.- A tym razem w jakiej sprawie przyznajesz, że się nie myliłam?-dodała po chwili.
-Za długo już użalam się nad sobą, a przez to zapominam o tym, co najważniejsze w życiu. O prawdziwym szczęściu. Co powiesz na powtórkę tego, co było za starych dobrych czasów?-odparłem.
-A teraz to są niby złe czasy?-zaśmiała się klacz.
-Wręcz przeciwnie. Teraz może nawet są lepsze-powiedziałem.
-Cóż za nagła zmiana sposobu myślenia. Ale niech stracę, ciekawa jestem, cóż znowuż wymyślił-odparła Yatgaar.
-Berek!-zawołałem, po czym popchnąłem ją lekko w prawo, uderzając bokiem o jej bok, a następnie rzuciłem się do ucieczki.
<Yatgaar? Muszę pozbyć się nauczycieli ze szkoły, a potem swojego wewnętrznego lenia, żeby znowu na dobre się rozpisać. Chętna na małe mordy? XD>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!