Oczywiste było, że przed zmrokiem musimy wrócić do klanu. W ciemności mogły czaić się przeróżne niebezpieczeństwa, o jakich nam się nawet nie śniło, a mimo wszystko wolałam żadnego nie spotkać. Odpowiadałam zdawkowo, nie chcąc ani towarzysza do siebie zrazić, ani zbytnio zachęcić, okraszając to szczyptą pochlebstw. Odrobina komplementów nigdy nie zaszkodzi, ale pod żadnym pozorem nie wolno mi było przesadzać. Zmniejszyłam więc porcję, i znów w milczeniu szłam za ogierem dumnym, posuwistym krokiem. Zagłębialiśmy się coraz w bardziej w rzadki, mieszany las, z bogatym runem pełnym zielonych plamek układających się w ciasną mozaikę i odłamkami skał porośniętymi mchem. Wokół niósł się szmer leśnej zwierzyny. Zbliżaliśmy się do jakiegoś nieregularnego prześwitu. Wreszcie wyszliśmy na sporą łąkę, która aż prosiła się o samopas, a mój brzuch po cichutku temu wtórował, jednak postanowiłam jeszcze trochę wytrzymać.
- Ładnie tu. - rzekłam z nutką podziwu, kierując wzrok ku niebu.
- Sądziłem, że ci się spodoba. - odpowiedział zadowolony koń. - Nie będziesz miała nic przeciwko, by teraz ruszyć w drogę powrotną?
- Prawdę mówiąc, chętnie. - zawróciliśmy na tę samą trasę. Dość mocno zmęczona z klejącymi się powiekami dotarłam wraz z przywódcą do stada. Trafiliśmy w samą porę, gdy już zaczęło się ściemniać. Członkowie witali Khonkha z wzajemnością i wymieniali uprzejmości. Uznałam to za stosowną porę do oddalenia się, lecz za sobą usłyszałam jego głos:
- Dokąd idziesz?
- Na nocleg. - odparłam prosto. Pragnęłam tylko zasnąć spokojnie do dnia jutrzejszego.
- Możesz przenocować tu z nami. - oznajmił entuzjastycznie. - Właśnie. Chciałbym ponowić pytanie, o to, czy chcesz do nas dołączyć.
- Tak, chcę. Czy są jakieś specjalne wymogi? - orzekłam po odczekaniu chwili, by nie było, że od razu bez namysłu się zgadzam.
<Khonkh?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!