Mimo poczynionych w tym kierunku wysiłków ogier zemdlał z wycieńczenia. Westchnęłam cicho, układając go w odpowiedniej pozycji. Była to zapewne jego pierwsza stadna wędrówka, dodatkowo ta dłuższa, a wszystko potęgował niezmierny upał. Uspokoiłam oddech i chwilę zastanawiałam się, co zrobić. Z jednej strony nie możemy czekać na otwartym terenie, aż się obudzi. Wszystkie drapieżniki i klęski żywiołowe miałyby łatwy kąsek. Z drugiej zaś nie mieliśmy większego wyboru, jeżeli nie chcieliśmy stracić członka klanu.
- Poczekamy tutaj... - urwałam i zastrzygłam gwałtownie uszami, ze strachem wpatrując się w dal. Pięć człekokształtnych sylwetek szło prosto na nas. Jeszcze nie zauważyli zwierząt, ale nie mogłam na to pozwolić. - Wszyscy do zagajnika! - wskazałam lasek po prawej stronie. Był rzadki, co utrudniało schowanie się, ale pomogła w tym gra światła i cieni w leśnym podszycie, zlewająca się z kolorami naszej sierści. Gdy podeszli bliżej, zauważyłam, że wyglądają raczej na turystów; nie mieli dobrze nam znanych wybuchów ani kamuflujących ich w zaroślach ubrań. Do tej pory przez kilkanaście minut martwiłam się do bólu, co będzie z Blacky'm, i walczyłam z chęcią ruszenia mu na pomoc, ale teraz mi ulżyło. Może dwunożni to bezlitośni debile, ale w tej sytuacji mogli mu bardzo pomóc. Patrzyłam, jak jeden mężczyzna podchodzi ostrożnie do konia. Drugi wyjął jakieś naczynie i wlał do niego wodę. Pierwszy zaczął go cucić, podnosząc gwałtownie jego łeb do góry.
<Blacky Lucky? Prosisz i masz:p>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!