Nie powiem, podobało mi się to, że duża część zgromadzonych koni, przynajmniej chwilowo, skupiła na nas swoją uwagę. Zachwycona tym, że jestem w centrum zainteresowania, nie zwracałam większej uwagi na swoją mamę czy na ogiera. Rita podeszła do mnie, a z jej miny mogłam wywnioskować, że jest niemniej zaskoczony, ale i zadowolona z powodu takiej reakcji innych koni. Jasne, tyle przedstawicieli mojego gatunku, w tym samym miejscu, jednocześnie, to była dla mnie zupełna nowość, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Odwróciłam na chwilę głowę i przelotnie zerknęłam na swojego brata, który z kolei trzymał się jak najbliżej mamy, raczej niezbyt zachwycony takim zainteresowaniem jego osobą. Jak zwykle robi za ostatnią ofiarę losu-pomyślałam, po czym wpadł mi do głowy pewien pomysł. Odwróciłam się i podeszłam do swojej rodzicielki. Zaciekawiona Rita uczyniła to samo.
-Mamo, czy możemy zobaczyć ten nasz...dom?-spytałam, nie do końca wiedząc, jak ubrać w słowa to, co chciałam powiedzieć. Mama zamyśliła się na chwilę.
-No dobrze, tylko nie odchodźcie za daleko i wróćcie zanim się ściemni-odparła klacz.
-Jasne!-zawołałam uradowana. Risa i je pobiegłyśmy przed siebie, po chwili jednak zatrzymałam się, co wprawiło moją siostrę w osłupienie. Zawróciłam i, siląc się na przyjazny uśmiech, zaproponowałam naszemu bratu pójście razem z nami. Odmówił, czego się spodziewałam, ale przynajmniej nikt nie mógł mi zarzucić, że jestem złą siostrą, która nie troszczy się o rodzonego brata. Następnie pożegnałam się grzecznie z przywódcą owego stada i potem dopiero dołączyłam z powrotem do Risy. Niemal od razu klaczka wykazała duże zainteresowanie moim zachowaniem, ale zbyłam ją jakąś niezrozumiałą odpowiedzią. Nie chciało mi się tłumaczyć jej akurat teraz, że zrozumiałam po prostu, iż lepiej mimo wszystko dbać o swój wizerunek w oczach innych i nie pokazywać im tego, co tak naprawdę myślę. Uznałam, że lepiej będzie, jeśli inni będą mnie mieli za miłą i przyjazną klaczkę. Razem weszłyśmy między jakąś grupkę koni, które po chwili całkowicie straciły nami zainteresowanie. Nasza przechadzka po "domu" sprowadziła się do wzajemnego obrzucania się i tarzania w śniegu. Był zimny i mokry, ale i tak zabawa nim była przecudowna! Kilka razy udało mi się przewrócić swoją siostrę prosto w jakąś zaspę, innym razem to znów ja lądowałam w śnieżnym kopcu. Naszą zabawę przerwałyśmy na chwilę, kiedy z nieba zaczął lekko prószyć śnieg. Byłyśmy tym zjawiskiem nieco zafascynowane, ale szybko przeszłyśmy nad tym do porządku dziennego. W końcu jednak zaczęło się ściemniać, ale nie na tyle, żebyśmy musiały już wracać do mamy. A przynajmniej razem z Risą tak uznałyśmy. W pewnym momencie zaczęłam się cofać, chcąc wziąć duży rozbieg, aby przewrócić siostrę. Potknęłam się jednak i sama wylądowałam ponownie w śniegu. Risa zaczęła się śmiać, podczas gdy ja podniosłam się i rozpoczęłam proces otrzepywania się, aby ów wspaniały śnieg nie zmienił się na mojej sierści w mokrą i zimną breję. Wtem jakiś cień przysłonił mi lekko dochodzące z góry światło, a moja siostra momentalnie spoważniała i spojrzała na coś, a raczej na kogoś znajdującego się za moimi plecami. Odwróciłam się szybko i podniosłam głowę w górę, aby ujrzeć pysk konia, choć wiedziałam już, kto to jest.
-Chyba powinniście już wracać do mamy. Na pewno bardzo się o was martwi-powiedział władca klanu.
<Shiregt? Tak, wiem, porywająca fabuła, ale planuję się jeszcze rozkręcić:D>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!