- Risa! Szybko! Biegnij do stada! Zawołaj pomoc i wróć! - krzyknęłam w stronę Risy przejęta - Migiem! Już! - po tych słowach Risa biegła już poprzez zawiłe ścieżki. ,,Pewnie się zmęczyła..." pomyślałam.
- A...A co ze mną!? - krzyczała z dołu Virginia.
- Za chwilę będziesz tu, na górze. Risa pobiegła po pomoc, więc bądź jej wdzięczna! - dostała w odpowiedzi klacz. Zauważyłam tam krzaczek z liśćmi, a przy sobie miałam taki sam. Skosztowałam jednego z soczystych liści. Były smaczne. Nie wiedziałam, czy nie zatrują Virginii, a co gorsza mnie. Jednak, przypomniałam sobie pewne szpiegowskie zebranie, ale to inna historia. Podczas tego zebrania po prostu uczyliśmy się odróżnić trujące od nietoksycznego. Z moich badań smaku tego liścia wiedziałam, że nie jest szkodliwy.
- Jeśli zgłodniałaś, zjedz trochę tych liści - powiedziałam do Virginii, pokazując na krzak. W tym momencie przyszła Risa z innymi końmi. Byłyśmy całkowicie gotowe do działania, gdy nagle...
- Jak zamierzamy ją wyciągnąć? - spytał jeden koń.
- No...miałam nadzieję, że macie jakiś plan... - otrzymali odpowiedź. Wszyscy uciszyli się. Nagle zauważyłam coś w tej sprawie bardzo przydatnego.
- Czy te liany się przydadzą? - spytałam.
- Tak, gdyby było miejsce na zaczepienie tej rośliny - odpowiedział jeden z koni.
- A może...Ta skała obok urwiska? A może raczej miejsca zdarzenia? - powiedział drugi z uśmiechem.
<Risa? Sorry za długie czekanie na ten odpisik...>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!