Samotność dokuczała mi jak nigdy, taki fałszywy przyjaciel u mojego boku od rana do wieczora. Leżąc zamyślona patrzyłam w puszysty śnieg który jak kołdra zakrywał wszystko dookoła. Nadszedł Nowy Rok, nie wiedziałam co mam robić, nie wiedziałam co się działo w Klanie, nic właściwie nie wiedziałam. Ociągając się wstałam i wygrzebałam coś do jedzenia. Nagle w mojej głowie przeszła myśl, którą odtrącałam jak muchę, jednak ona natarczywie chciała się wedrzeć na całość do mojego umysłu, no tak, ale co to była za myśl? Adopcja jakiegoś źrebaka, nie przepadałam za dziećmi, ale to, że byłam samotna zagłuszało wszystko. Postanowiłam odłożyć tą myśl na później. Patrzyłam w las, nagle przebiegł tam cień, zignorowałam to. Cień już się nie pojawił. Do końca dnia myślałam nad tym.
=======Następnego Dnia=======
Obudziłam się, ze strachem zauważyłam że zasnęłam na śniegu. Nagle przed moim pyskiem pojawiła się czyjaś głowa, źrebaka lub nastolatka. W jednej chwili źrebo – nastolatek uciekł nie zostawiając za sobą żadnych śladów, zamazało je przy biegu. Ten dzień robił się naprawdę dziwny.
Postanowiłam pójść do Yatgaar, w końcu była drugim, po Khonkhu koniem którego w ogóle znałam. Posępniałam, no tak, jaki koń taki charakter. Westchnęłam długo i przeciągle i poszłam szukać klaczy. Po jakimś czasie zauważyłam ją i pozdrowiłam ją:
- Cześć Yatgaar, masz chwilkę? –zapytałam.
- Tak, o co chodzi? – Popatrzyłam na klacz i wydusiłam z trudem-
- Mogłabyś mi nie co opowiedzieć o klanie..? Co się teraz dzieje.. i w ogóle..?
<Yatgaar?> (Sorry że tak mało dialogów ale jeszcze się uczę tak jakby ,,pisać” za kogoś)>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!