Strony

29.05.2017

Nowa nauczycielka walki i obrony - Michelle!

Źródło: Brak.

Motto: ,,Co cię nie zabije, to cię wzmocni."
Imię: Michelle
Wiek: 7 lat
Płeć: klacz
Przynależność: Klan Ognistej Grzywy
Ranga/i: Nauczycielka walki i obrony
Głos: Ewa Farna - Na Ostrzu 
Rodzina: Michelle utrzymuje kontakt tylko z siostrą i mamą.
Ojciec-Erael
Matka-Chloe
Siostra-Miranda
Osobowość: Michelle jest na ogół spokojną postacią, ale bez przesady. Nie doradza się z nią kłócić ani drażnić, ponieważ jest bardzo emocjonalną klaczą. Na pierwszy rzut oka wygląda na dzielną, ale w środku jest zwyczajną beksą.
Partner/Partnerka: Szuka
Potomkowie: Brak
Aparycja: 

  • Rasa: Pinto.
  • Wygląd: Jest gniadosrokata.
  • Znaki charakterystyczne: Można ją rozpoznać po charakterystycznej, białej plamce wokół oka.
  • Wzrost: 158 cm WK.
  • Waga: 508 kg.

Umiejętności: Umiejętnością Michelle jest szybkość. W dzieciństwie przez całe dnie trenowała, przez co potrafi osiągnąć wyniki nieosiągalne dla innych.
Historia: Urodziła się poza stadem. Jako dorosła klacz postanowiła poszukać jakiegoś stada. Przez rok się ukrywała, ale teraz postanowiła się ukazać.
Inne: Brak.
Kontakt: Doggi - Lauren 

26.05.2017

Dzień Matki

Zdrowia, szczęścia, pomyślności
Dla swych pociech cierpliwości
Spełniania marzeń, czasu w bród
Dziękujemy za wasz codzienny trud
Wszystkim obecnym i przyszłym mamom!

Żegnamy Shira Bellę!

Shira Bella zostaje wydalona z powodu braku aktywności. Mamy nadzieję, że kiedyś zdecyduje się do nas wrócić!

Darmowy hosting zdjęć i obrazków
Shira Belle|6 lat|Klacz|Zabójca|Brak|gloomrise@gmail.com

24.05.2017

Zapowiedzi

Witajcie, drodzy członkowie (a raczej kilkuosobowa grupko wiernych kompanów...wybranych z AKTYWNYCH-_-) i ludziki odwiedzające ten jakże...mmm...grzeczny blog?XD Bo milczenie może być tego oznaką, czyż nie?
Postanowiłam trochę wam przepowiedzieć z naszej wspólnej kuli; otóż w czerwcu na pewno pojawi się jakiś konkurs, no cokolwiek. Jeszcze nie wiem, lecz coś będzie. Poza tym od 3 do 5 czerwca mnie nie ma, ponieważ jadę sobie na kajaki:D To wieści z prywatki. No i Patrykowi ukradli portfel, ale mniejsza o to.
Pojawi się też ankieta na temat ,,Banku". Co to mianowicie jest? Będziemy zbierać tzw. punkty, składniki, no coś w tym guście. Będzie to taka miara zarówno aktywności, jak i umiejętności. Mam nadzieję, że nie będę na tyle leniwa i zrobię co trzeba. No nic, idę się zapracowywać przed schizofizyką:)
~Przywódczyni Klanu Ognistej Grzywy Calipso

22.05.2017

Żegnamy Shireen i Amarilis!

Shireen i Amarilis zostają wydalone z klanu z powodu braku opowiadań i kontaktu z właścicielkami. Mamy nadzieję, że kiedyś zdecydujecie się do nas powrócić!

Shireen|4 lata| Klacz|Straż władcy|Brak| Julie tta
 
 
(Od lewej)
Amarilis|5 lat|Klacz|Szpieg|Brak|EmilkCat2007

 
 
 

9.05.2017

Od Calipso do Edwarda Malligins'a (F) - ,,Błyszcząca smuga"

Dookoła siebie słyszałam tylko szum wzburzonej wody, której masy przetaczały się po naszych grzbietach i tworzyły fale obijające się o pysk. Wilgoć wciskała się wszędzie, od oczu osłanianych raz po raz powiekami, przez nozdrza gdzie nieprzyjemnie łaskotała, uszy, dzięki czemu dźwięki były znacznie tłumione i jakby odległe oraz przemoczoną sierść, po całe ciało po którym przechodziły gwałtowne dreszcze. W ten sposób broniło się przed wychłodzeniem, choć niezbyt skutecznie, a każdy, najmniejszy podmuch wiatru smagał mnie po policzkach jak bat. Łowiłam z tego jedynie łomot własnego serca i nasze szybkie, urywane oddechy. Niekiedy uderzały w nas ułamane gałęzie, płynące z nurtem od chwili, w której w niego wpadły. Brzeg wciąż wydawał się niemal tak samo odległy, jak drugi koniec świata Isere. Odczuwałam zmęczenie i chroniczny ból w mięśniach przy każdym ruchu, ale zawzięcie przebierałam rytmicznie nogami dalej. Kątem oka zauważyłam Edwarda. Grzywa ogiera ściśle przylegała do kruczych boków które falowały przy każdym wdechu. W oczach powoli gasł blask. Czułam się, jakby nagle na moją drogę padł cień, który pogłębiał się z każdym jego ruchem. Kaszlnęłam, prawie że zapadając się pod wodę. Jeszcze nie w tym momencie. - dodawałam sobie w myślach otuchy. W końcu nabrałam gwałtownie powietrza, i zarzucając głową ledwie wyrzuciłam przed siebie przednie nogi, po czym przeniosłam ciężar ciała do przodu, tym samym zanurzając się w zmąconej deszczem i falami tafli Eg. Krzyk wypowiadający moje imię legł w połowie zdania. Powoli opadałam na dno, obracając się trochę. Otoczona tą dziwną, miękką powłoką byłam tak lekka, że mogłabym w niej właściwie płynąć zawsze...Odgoniłam prędko te myśli i otworzyłam oczy. Poczułam nagłe ukłucie, ale nie zważając na to wypatrywałam ruchu gdzieś w górze, usilnie starając się nie wypuścić zgromadzonego tlenu. Mrugałam ciągle, ale mignęła mi czarna sylwetka, prawie że nurkująca w moją stronę. Ostatkiem sił odbiłam się od mułu i desperacko parłam do przodu. Uderzyłam sobą o przyjaciela, tym samym popychając go mocno w stronę skarpy. Na chwilę w zasięgu wzroku zamigotało mi czarne jak atrament niebo i szara woda z wyłaniającym się spod niej kopytem. Usłyszałam rżenie. Próbowałam jeszcze zapamiętale poruszyć kończynami by dopłynąć jakoś, lecz ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Westchnęłam, dając sobie chwilę na odpoczynek. Tylko tyle, stanowiło cząstkę śmierci. Nagle ktoś stanowczo chwycił mnie za grzywę i podciągnął, co w miarę boleśnie odczułam, w pierwszym odruchu próbując się wyszarpnąć. Ja nie chcę tam iść... - wbrew wszystkiemu zaprzeczyła jakaś puszczona luzem myśl. Edward podparł mnie i jakimś sposobem zaczęliśmy przybliżać się do brzegu. Pod kopytami poczułam piasek. Ogier z ulgą rozluźnił się nieco, pozwalając mi na trochę więcej indywidualnego wysiłku. Spróbowałam desperacko skoczyć do przodu by pokonać tę odległość, ale przez to prawie zaryłam nosem w piach. Idący obok mnie koń zaśmiał się cicho, jednak szybko znalazł się bliżej. Rzeka sięgała nam już poniżej kolan. Prąd przestał nas spychać uparcie w bok. Wreszcie stanęliśmy na suchym brzegu porośniętym niską trawą. Nogi się pode mną trzęsły i uginały jak z waty, a ciało drżało. Strugi wody lały się ze mnie jak z cebra. Oparłam swoją świadomość na tym jednym miejscu i kiedy postawiłam krok, spadła z tej półki.
- Calipso! - zawołał on, podbiegając do mnie wolno. Potrząsnęłam głową, strzepując ciecz i przywołując siebie do porządku. Odkaszlnęłam gwałtownie resztki rzeki zaległej mi w płucach i zdobyłam się na nikły uśmiech. Edward także wyglądał na skrajnie wyczerpanego. Opierając się o pobliską wierzbę i kurczowo trzymając na nogach, patrzył mi w oczy.
- N-nic ci nie jest? - spytałam, uspokajając oddech. Przez chwilę wyglądał, jakby go zamurowało, lecz spuścił głowę i odparł:
- Nie...A co z tobą? - dodał zaniepokojony.
- Jest dobrze. - odpowiedziałam. Sztywno wyciągnęłam przednią kończynę i w ruch za nią poszła tylna. Powoli odeszliśmy od Eg i zatrzymaliśmy się dalej. Położyłam się ciężko na trawie, i westchnęłam. Zapadła cisza. Ból już mi tak nie dokuczał. Zastygłam w bezruchu. Milczenie trwało długo. Noc ciągnęła się nieustępliwie, wtapiając w siebie zarys sylwetki czarnego ogiera. Właściwie przyjaciela, z czego mgliście zdawałam sobie sprawę. Było to nawet miłe. Wtem pierwszy odezwał się on:
- Przepraszam cię. To wszystko moja wina. - jego ton był ciężki jak z ołowiu. Wykonał gest znaczący, że nie chce, by ktoś mu przerywał. - Zawsze sprowadzam wyłącznie nieszczęście. Wplątałem cię w to i żałuję...Ze mną jest tylko pech, który na dodatek czepia się innych. - skończył, odwracając wzrok. Ze zdziwieniem patrzyłam na niego, analizując fakty. - Może lepiej odejdę. - szykował się już do powstania. Dlaczego...Nie! 
- Zaczekaj! - krzyknęłam. Koń poruszył się niespokojnie.
- To nie tak...Sama tego chciałam. Jesteś częścią stada. A pech, to tylko sprytny włamywacz, próbuje skraść nam wolę.
- Ale przeze mnie prawie zginęliśmy... - próbował oponować.
- Nie. Szczęście zawsze jest gdzieś blisko. Wystarczy je dostrzec...cieszyć się z każdego drobnego szczegółu. To one składają się na radość życia. Musimy to kiedyś powtórzyć. - zaśmiałam się. Ponownie usiadł i uśmiechnął się, a ja odetchnęłam z ulgą. Odwróciłam łeb do tyłu, i nagle przez ułamek sekundy dostrzegłam błyszczącą smugę. Przesunęła się migiem po trawie i znikła tak szybko, jak się pojawiła. Zdziwiona zamrugałam i wpatrzyłam się w tamto miejsce. Muszę być ciągle wyjątkowa? - uderzyło mnie to.
- Coś nie tak? - odezwał się Edward.
- Nie, coś mi się przywidziało. - stwierdziłam cicho i ułożyłam głowę na nogach. Chłód przeszywał mnie na wskroś, ale nic już nie mogło mnie zmusić do wstania. Spojrzałam w niebo i zatrzymałam tam wzrok. Zaparło mi dech. Na ciemnym, granatowym firmamencie sprawiającym wrażenie kopuły otaczającej świat rozsypane były przeróżne, małe i duże, białe, niebieskawe, żółtawe i czerwone punkty gwiazd, jakby ktoś posypał je brokatem; Pośrodku ciągnął się podłużny, mleczny, mglisty pas, otoczony gęstą koronką świateł. Grzbiet Astravy, Mleczna Droga.
- Piękne. - szepnęłam z zachwytem, nie mogąc oderwać oczu.
- Wspaniałe. - dodał ogier. Przymknęłam powieki, czekając na błogi sen. Obok siebie zobaczyłam jeszcze tylko czarną, ciepłą plamę, nim ogarnął mnie do reszty.
<Edward? :3>

Od Edwarda Malligins'a do Calipso (F) - ,,Walka z żywiołem"

Korony wiązów układały się nad naszymi głowami w parasol, który sprawiał, że chociaż ulewa nasilała się, to nie padało na nas tak bardzo jak poza nim. Leżąc na zimnej mokrej ziemi, przyglądałem się otaczającej nas przyrodzie oraz niespokojnej wodzie, w którą z ogromną częstotliwością uderzały krople deszczu, tworzący tym samym na jej tafli nachodzące na siebie okręgi. Przeniosłem wzrok na miejsce, w którym nie tak dawno była grobla i po której dostaliśmy się na tę wyspę. Wszechobecna szaruga sprawiała, że gdyby nawet kamienie nie zatonęły i tak kompletnie nie byłoby widać, gdzie one są. Zatem droga powrotna nie należałaby do najbezpieczniejszych, a ja nie zamierzałem ryzykować. Zresztą to wszystko to moja wina. I wcale nie mam na myśli swojej kiepskiej sytuacji tylko to, że sprawiłem, iż poza mną znalazła się w niej także Calipso. Wychodziłem z gorszych opresji i nie jeden raz patrzyłem śmierci w oczy, jednak nie wiem czy mogę to samo powiedzieć o mojej towarzyszce. Warto było natomiast wspomnieć jej, że przygody z moim udziałem zawsze mają kiepskie zakończenie, o czym nie tylko ja zdołałem się przekonać. Nigdy nie miałem wątpliwości, że źródłem całego nieszczęścia, które przytrafiło się mi i moim niedoszłym bliskim byłem ja sam, a los tylko potwierdzał moje przypuszczenia. Teraz zrobił to po raz kolejny, co w ogóle mnie nie dziwi. Po wszystkich wydarzeniach, w które zostałem wmieszany, stałem się obojętny na jego kaprysy. Podobno każdy miał dostać pecha po równo, a okazuje się, że karta, którą wybrało dla mnie przeznaczenie nie jest ani trochę łaskawa. Popatrzyłem na Calipso, zastanawiając się, ile dostała ona i wtedy zauważyłem, że dereszowata śpi. Wcześniej musiała ułożyć się na lewym boku, gdyż była odwrócona do mnie tyłem. Położyłem głowę na ziemi, chcąc przywołać sen. Jeżeli usnę, czas będzie płynął szybciej. Wsłuchując się w deszcz, wymyślałem rozmaite scenariusze, które, choć w rzeczywistości nie mają prawa bytu, na jawie wydają cię dziać naprawdę. Uśmiechałem się lekko, gdy Morfeusz w końcu wziął mnie w swoje objęcia
Poczułem nieprzyjemnie zimno, które gwałtownie uderzyło mnie w pierś i które szybko ustąpiło, jak się okazało - tylko na chwilę. Deszcz nadal padał, jednak słabiej niż wtedy, gdy zasypiałem. Zaspany, powoli otworzyłem oczy, przygotowując na to, że blask słońca zaraz nieprzyjemnie mnie rozbudzi, lecz zdziwiłem się, widząc, że nad Mongolią panuje noc. Odczekałem chwilę, aż moje oczy przyzwyczają się do ciemności i jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że brzeg wysypy, który do tej pory znajdował się około pięciu metrów od nas, zniknął zalany wodą, a ta dosięgała nas. Gwałtownie podniosłem się z ziemi, tworząc tym samym pod swoimi kopytami grząskie błotnisko i brodząc w rozmokłej ziemi, podbiegłem do śpiącej klaczy.
- Calipso? - lekko szturchając pyskiem o policzek dereszowatej, próbowałem ją rozbudzić. - Wstawaj, szybko - powiedziałem, powtarzając czynność jeszcze kilka razy, na co Przywódczyni po chwili zareagowała, otwierając oczy. Nie musiałem mówić nic więcej by wstała, ponieważ uderzyła w nas kolejna fala.
- Cholera! - krzyknęła, nieomal wpadając na mnie, gdy dostrzegła jak bardzo okoliczności przyrody się zmieniły. - Nie wzięliśmy pod uwagę, że może nie przestać padać, ale żeby aż tak?! - Przywódczyni schyliła się po znaleziony popołudniem sztylet i chwyciła go do pyska, a kiedy podniosła głowę, zaczęła rozglądać się nerwowo.
- To jak zwykle moja wina - wysyczałem, szukając wzrokiem najkrótszej drogi przez rzekę. - Po co ze mną szłaś? W ogóle, po co ja tu wszedłem? - kątem oka, widziałem, że zbliża się kolejna fala, która za chwilę uderzyła w wyspę, sprawiając, że cała została zatopiona. - Musimy płynąć - powiedziałem, chociaż przeprawa przez tak wzburzoną rzekę nie była najlepszym pomysłem.
- Wyspa i tak szybko zatonie. - Calipso pokiwała głową i ruszyła przed siebie.
- Poczekaj! - zawołałem, wyprzedzając ją. - Jestem wyższy. Wejdę pierwszy i zobaczę, kiedy przestanę sięgać dna. Ty musisz zacząć płynąć wcześniej. - nie czekając na odpowiedź, wszedłem do mętnej, lodowato zimnej wody i powoli poruszałem się do przodu, sprawdzając kopytami teren. - Na razie jest w porządku - mruknąłem na tyle głośno, żeby klacz usłyszała co mówię i zrobiłem jeszcze kilka kroków do przodu. Wtedy niespodziewanie dno obniżyło się, a ja pchnięty mocnym prądem, znalazłem się pod wodą. Usłyszałem jak Calipso krzyczy moje imię, a potem w uszach szumiała mi tylko woda. Poruszyłem kilkukrotnie nogami i machnąłem głową tak, że udało mi się znaleźć lekko ponad taflą. - Tu jest gorzej jak widzisz - zaśmiałem się i widząc, że klacz weszła głębiej do rzeki, wróciłem do miejsca, w którym miałem jeszcze grunt pod kopytami. Podszedłem bliżej dereszowatej, która szła prosto na mnie. Gdy znaleźliśmy się obok siebie, złapałem ją mocniej zębami za grzywę, wiedziałem, w którym miejscu dno się zapada i wolałem nie dopuścić do tego co przed chwilą stało się ze mną. Jeszcze kilka metrów szliśmy razem, aż Przywódczyni zaczęła płynąć, chwilę później uczyniłem to samo. Udało nam się nie utopić w miejscu, w którym prąd był silniejszy i gdy ominęliśmy je, puściłem trzymaną w pysku grzywę. Wolno przemierzaliśmy rzekę, bok w bok. Przez ten czas zdążyłem przyzwyczaić się do zimnej wody, lecz poczułem ogarniające mnie zmęczenie. Nie tylko mnie dało się ono we znaki, gdyż Calipso od kilku chwil też oddychała ciężej, a byliśmy dopiero w połowie drogi.

[Calipso?]

4.05.2017

Od Amigo do Amora (S) - ,,Nareszcie razem''

Około godziny....za ten czas spotkam moje rodzeństwo. Matko jak ja ich dawno nie widziałem. Shireen była z nas najmłodsza. Amor najstarszy. Ja i brat byliśmy podobni do siebie jak dwie krople wody i gdy byłem mały łatwo nas było rozróżnić lecz gdy tylko podrosłem....cóż...nawet wzrost się wyrównał i tylko osoby które nas bardzo dobrze znali(to znaczy rodzina) potrafili nas rozpoznać. Za to Shireen. Kompletnie nas nie przypominała. Za to mamę bardzo. O tak...byliśmy taką ścisłą rodziną. Małym stadkiem... Włóczyłem się gdzieś po granicach terenu gdzie przebywało stado wraz z Shere Khanem. W końcu był moim...przyjacielem? Tak to chyba dobre określenie. Aż w końcu nadszedł ten czas...

<Amor? Też brakus wenus>

2.05.2017

Od Shere Khana do La Vidy (S) - ,,Atak"

Gdy już wszyscy byli gotowi do drogi, nic nie stało na przeszkodzie, abyśmy ruszyli. Wcześniej jednak chciałem odszukać wzrokiem La Vidę, gdyż czułem się raźniej w jej towarzystwie. Kiedy sobie to uświadomiłem, potrząsnąłem lekko grzywą. Przecież to ja powinienem być tą osobą w stadzie, która nigdy się nie załamuje, nie potrzebuje niczyjej obecności ani wsparcia, ale sama chętnie go udziela innym. Mimo to uparcie wpatrywałem się w grupkę koni, chcąc znaleźć moją towarzyszkę.
- Czy coś się stało?- zapytał w końcu lekko zdziwiony, ale i zniecierpliwiony Nicolet, który stał tuż obok mnie.
- Nie, nic- odparłem szybko, przenosząc wzrok na niego, a potem z powrotem na inne konie, gotowe do drogi.
- Zatem możemy już ruszać. Czy mógłbyś powiedzieć mi po drodze, czym spowodowana jest tak nagła zmiana kierunku wędrówki?- powiedział ogier.
- Możemy już ruszać- odparłem, mijając Nicoleta i uśmiechając się do zmierzającej w moją stronę La Vidy. Wiedziałem, że to  było przejawem braku szacunku. Zignorowałem pytanie członka Rady Starszych, kilka lat ode mnie starszego i bardziej doświadczonego. Jednak musieliśmy cym prędzej ruszać, a i tak straciliśmy już dość czasu na moje poszukiwania La Vidy.
- Zbudziłam wszystkich- powiedziała klacz, stając przede mną.
- Więc nic nie stoi nam już na przeszkodzie Ruszamy!
Na szczęście pustynia Gobi znajdowała się w zupełnie innym kierunku, niż ludzkie obozowisko. Mimo to narzuciłem dość szybkie tempo. Rozmowa między mną, a moją towarzyszką, zbytnio się nie kleiła. Wtem z tyłu dobiegły do moich uszu jakieś hałasy, jednoznacznie wskazujące na kłótnię między członkami klanu. Ledwo odwróciłem się w tamtą stronę, a usłyszałem głos La Vidy:
- Pójdę sprawdzić, co się tam dzieje- zaoferowała swoją pomoc. Szybkim krokiem przecisnęła się między wszystkimi i dotarła na miejsce. Członkowie stada zwrócili głowy w tamtą stronę. Wielu z nich zbliżyło się jak najbardziej, będąc ciekawymi, o co i kto się kłóci. Przez to nie mogłem tam dotrzeć. Faktycznie, po kilku minutach odgłosy awantury uciszyły się. Wtem usłyszałem masę szelestów, głośne ludzkie krzyki i zanim to wszystko dotarło do mojego umysłu, dało się jeszcze słyszeć ogromny huk. Wszystkie konie albo od razu rzuciły się do ucieczki, część z nich stała jak skamieniała, a niektórzy jedynie cofnęli się. Zapanowała panika i strach. Gdy członkowie stada rozstąpili się, byłem w stanie dostrzec straszny widok. Amigo i Iris, którzy prawdopodobnie zaczęli kłótnie, stali kilka metrów od La Vidy ze strachem wpatrując się w jej krwawiącą nogę. Przerażenie sprawiło, że nie mogli się ruszyć, przez co ludzie od razu rzucili się ku nim z linami. Dopiero zarzucone na szyje sznury wyrwały ich z osłupienia. Nie czekając, rozkazałem wszystkim, którzy pozostali uciekać. Sam zaś ruszyłem w tamtą stronę, w towarzystwie Amora, Shireen i Coralake. Pierwszą rzeczą, jaką uczyniłem, było odpędzenie od rannej La Vidy człowieka, który już zdążył założyć jej pętlę na szyję i ciągnął ją w stronę swoich towarzyszy. Wystarczyło jedno celne machnięcie kopytem, aby upadł na ziemię. Miał na głowie jakiś kask, co zamortyzowało siłę mojego kopnięcia. Chciałem dokończyć, co zacząłem, więc podniosłem nogę i spróbowałem opuścić ja na niego, chcąc w ten sposób zakończyć jego marny żywot. Skubany okazał się jednak bardziej zwinny, niż myślałem na początku i przeturlał się bok, unikając ciosu.
<La Vida? Jak to się tam dalej rozkręci u ciebie?>

Od Amora do Amigo (S) - ,,Po tylu latach"

Informacja o moim dołączeniu do stada rozeszła się szybko. To znaczy w Klanie Mroźnej duszy, ale nigdzie indziej. Właśnie to był mój nowy dom. Powracając niedługo doszły mnie słuchy o tym, że w stadzie znajduje się niejaka Shireen. Dla niedoinformowanych. Shireen to moja zaginiona siostra Wszyscy myśleliśmy, że zginęła w pożarze. Jednak prawda była inna. Całe szczęście. Kiedy się spotkaliśmy okazało się, że to ta sama Shireen. Po kilku dniach dowiedzieliśmy się, że w tym stadzie jest również Amigo. Chodzi tu o naszego brata, a nie dziadka. Dla niewtajemniczonych. Dziadek nie żyje od... bardzo, bardzo dawna. Ale mniejsza o to. Z opisów wynikało, że Amigo jest bardzo podobny do mnie. A więc zostało ustalone, że razem z moją siostrą spotkamy się z Amigiem. Miało się to stać piątego dnia mojego pobytu w stadzie niedługo po postoju na nocleg. Słońce właśnie chyliło się ku zachodowi. Zostało jeszcze sporo czasu, a mianowicie około godziny.
<Amigo? Brakus Wenus>

1.05.2017

Od La Vidy do Shere Khana (S) - ,,Wspomnienia"

-Budzimy wszystkich i ruszamy w kierunku... pustyni Gobi- powiedział Shere Khan.
- Pustynia Gobi? Czemu akurat tam?- zdziwiłam się.
W końcu nie na codzień wybiera się trasy przez najbardziej odludne miejsce na znanym mi świecie.
- Tamtejsze warunki sprawiają, że praktycznie nie ma tam ani drapieżników, ani ludzi- odpowiedział ogier nieco zmniejszając moje zdziwienie.
Kiwnęłam głową i pobiegłam w kierunku śpiących spokojnie koni, które mogłyby w krótkim czasie pojąć, że nie mamy szans. A sprawę stawiało w takim świetle to, co posiadali ludzie w ich obozowisku. Można by pomyśleć, skąd ja mogę mieć pojęcie do czego służą ludzkie dziwactwa. Ale takich rzeczy się nie zapomina. Nigdy nie zapomnę rozstania mojej rodziny z wolnością. Wtedy to człowiek trzymając w rękach taki sprzęt zaczął huczeć, jakby z dziwnego przedmiotu wydobywała się seria grzmotów. Podczas jednego z nich dosięgnął mnie jakby niewidzialny bicz, który ranił mnie w nogę. Kiedy noga odmówiła mi posłuszeństwa i ja, mały źrebaczek padłam wyczerpana na ziemię, człowiek podszedł do mnie i jakby wbijając we mnie jakiś długi cierń obraz przed mymi oczami zmienił w czerń. Wtedy poraz pierwszy rozstałam się z wolnością. Nie miałam pojęcia co to jest, ale wiedziałam, że jest to niebezpieczne. Zbliżałam się po kolei do mniejszych grupek śpiących koni, a tam rżałam cicho. Kiedy już wszyscy byli zbudzeni ruszyliśmy we wskazanym kierunku.
< Shere Khan? Przepraszam, że tak krótko i późno>

Podsumowanie Wielkiej Nocy

Witajcie, moje zajączki!
Przez pewien czas event był nieaktywny. Tym samym ustaliłam, że od tej pory każdy będzie trwał sobie miesiąc, żebyście mieli czas na rozpakowanie i podglądanieXD
Przejdźmy do rzeczy:

Numer I. Wzięła w nim udział jedynie La Vida, za co jestem jej wdzięczna. Chociaż mimo wszystko opowiadanie nie było pierwszego sortu (krótko, raczej ogółem, bez szczegółów czy jakichś przeszkód), ale muszę przyznać że przemyślenia na początku i zbieranie ziół mi się spodobało. W nagrodę dostajesz dodatkowe stanowisko:)

Numer II. Dostałam dwie prace - jedną znów od La Vidy, drugą od Amarilis. Wybór był naprawdę ciężki, obie dziewczyny się postarały. Ale okrutna prawda rankingu brzmi, że ten numer wygrywa...
julka20502 (La VidaXD)! Oba projekty ukażą się w zakładce fan artów gdzie będziecie mogli je podziwiać, a zwycięzcę nagrodzę wcieleniem do dworu bądź autorstwem, zależy co wybierzesz. Natomiast EmilkCat ofiaruję ekwipunek średniego stopnia.

Numer III. Na kogo padnie, na tego bęc! Wiadro przechyliło się i chlup! Kto oberwał?XD
Rzecz jasna Shireen! Komuś musiało się to przytrafić, więc nie martw się. Nie było w nim trucizny ani detergentów. Ale ponieważ nikt jeszcze nie ma ekwipunku (co do tego znajduje się informacja na dole posta), to tracisz jedno stanowisko morderczyni. Możesz je przywrócić, i nadal zostajesz we dworze. Koniec lania, do rana!

Numer IV. Jajka były stosunkowo krótko, bo przyznaję się i przepraszam z całego serca, na początek zapomniałam, a później nie chciało mi się męczyć:p Okazuje się, że mamy w swoich klanach spostrzegawcze osoby. Statystyki przedstawiają się następująco:

  • Edward Malligins - 1 jajko.
  • Amarilis - 1 jajko.
  • La Vida - 1 jajko.
Nikt nie zebrał najwięcej, zatem postanowiłam, że każdemu z was ofiaruję 3 dni wolnego od pisania do wykorzystania w dowolnym momencie.

Tak oto kończy się wielkanocny event. Nie było najlepiej, ale i nie było najgorzej. Każdy wykorzystał swą szansę i każdy uczestnik coś otrzymał. Myślę, że to sprawiedliwie podejście. Mam jeszcze kilka informacji w zanadrzu. Po pierwsze odbywa się postarzanie wszystkich koni. Po drugie sprawa ekwipunku. Otóż proszę zaglądać już do zakładki i decydować się na jego dodawanie, bo usuwać jeszcze nie ma czegoXD Plan już jakby w głowie ogarnęłam i wszystkie współczynniki, dlatego niedługo zespół sam go otrzyma. Ach, 3 maj, w te mi graj! ( ͡° ͜ʖ ͡°) To by było na tyle, nie chcę przynudzać jak to mam w zwyczaju. Pomagajcie w tym odzwyczajaniu i głoście opinie w komentarzach;)

~Przywódczyni Klanu Ognistej Grzywy Calipso