Strony

9.05.2017

Od Edwarda Malligins'a do Calipso (F) - ,,Walka z żywiołem"

Korony wiązów układały się nad naszymi głowami w parasol, który sprawiał, że chociaż ulewa nasilała się, to nie padało na nas tak bardzo jak poza nim. Leżąc na zimnej mokrej ziemi, przyglądałem się otaczającej nas przyrodzie oraz niespokojnej wodzie, w którą z ogromną częstotliwością uderzały krople deszczu, tworzący tym samym na jej tafli nachodzące na siebie okręgi. Przeniosłem wzrok na miejsce, w którym nie tak dawno była grobla i po której dostaliśmy się na tę wyspę. Wszechobecna szaruga sprawiała, że gdyby nawet kamienie nie zatonęły i tak kompletnie nie byłoby widać, gdzie one są. Zatem droga powrotna nie należałaby do najbezpieczniejszych, a ja nie zamierzałem ryzykować. Zresztą to wszystko to moja wina. I wcale nie mam na myśli swojej kiepskiej sytuacji tylko to, że sprawiłem, iż poza mną znalazła się w niej także Calipso. Wychodziłem z gorszych opresji i nie jeden raz patrzyłem śmierci w oczy, jednak nie wiem czy mogę to samo powiedzieć o mojej towarzyszce. Warto było natomiast wspomnieć jej, że przygody z moim udziałem zawsze mają kiepskie zakończenie, o czym nie tylko ja zdołałem się przekonać. Nigdy nie miałem wątpliwości, że źródłem całego nieszczęścia, które przytrafiło się mi i moim niedoszłym bliskim byłem ja sam, a los tylko potwierdzał moje przypuszczenia. Teraz zrobił to po raz kolejny, co w ogóle mnie nie dziwi. Po wszystkich wydarzeniach, w które zostałem wmieszany, stałem się obojętny na jego kaprysy. Podobno każdy miał dostać pecha po równo, a okazuje się, że karta, którą wybrało dla mnie przeznaczenie nie jest ani trochę łaskawa. Popatrzyłem na Calipso, zastanawiając się, ile dostała ona i wtedy zauważyłem, że dereszowata śpi. Wcześniej musiała ułożyć się na lewym boku, gdyż była odwrócona do mnie tyłem. Położyłem głowę na ziemi, chcąc przywołać sen. Jeżeli usnę, czas będzie płynął szybciej. Wsłuchując się w deszcz, wymyślałem rozmaite scenariusze, które, choć w rzeczywistości nie mają prawa bytu, na jawie wydają cię dziać naprawdę. Uśmiechałem się lekko, gdy Morfeusz w końcu wziął mnie w swoje objęcia
Poczułem nieprzyjemnie zimno, które gwałtownie uderzyło mnie w pierś i które szybko ustąpiło, jak się okazało - tylko na chwilę. Deszcz nadal padał, jednak słabiej niż wtedy, gdy zasypiałem. Zaspany, powoli otworzyłem oczy, przygotowując na to, że blask słońca zaraz nieprzyjemnie mnie rozbudzi, lecz zdziwiłem się, widząc, że nad Mongolią panuje noc. Odczekałem chwilę, aż moje oczy przyzwyczają się do ciemności i jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że brzeg wysypy, który do tej pory znajdował się około pięciu metrów od nas, zniknął zalany wodą, a ta dosięgała nas. Gwałtownie podniosłem się z ziemi, tworząc tym samym pod swoimi kopytami grząskie błotnisko i brodząc w rozmokłej ziemi, podbiegłem do śpiącej klaczy.
- Calipso? - lekko szturchając pyskiem o policzek dereszowatej, próbowałem ją rozbudzić. - Wstawaj, szybko - powiedziałem, powtarzając czynność jeszcze kilka razy, na co Przywódczyni po chwili zareagowała, otwierając oczy. Nie musiałem mówić nic więcej by wstała, ponieważ uderzyła w nas kolejna fala.
- Cholera! - krzyknęła, nieomal wpadając na mnie, gdy dostrzegła jak bardzo okoliczności przyrody się zmieniły. - Nie wzięliśmy pod uwagę, że może nie przestać padać, ale żeby aż tak?! - Przywódczyni schyliła się po znaleziony popołudniem sztylet i chwyciła go do pyska, a kiedy podniosła głowę, zaczęła rozglądać się nerwowo.
- To jak zwykle moja wina - wysyczałem, szukając wzrokiem najkrótszej drogi przez rzekę. - Po co ze mną szłaś? W ogóle, po co ja tu wszedłem? - kątem oka, widziałem, że zbliża się kolejna fala, która za chwilę uderzyła w wyspę, sprawiając, że cała została zatopiona. - Musimy płynąć - powiedziałem, chociaż przeprawa przez tak wzburzoną rzekę nie była najlepszym pomysłem.
- Wyspa i tak szybko zatonie. - Calipso pokiwała głową i ruszyła przed siebie.
- Poczekaj! - zawołałem, wyprzedzając ją. - Jestem wyższy. Wejdę pierwszy i zobaczę, kiedy przestanę sięgać dna. Ty musisz zacząć płynąć wcześniej. - nie czekając na odpowiedź, wszedłem do mętnej, lodowato zimnej wody i powoli poruszałem się do przodu, sprawdzając kopytami teren. - Na razie jest w porządku - mruknąłem na tyle głośno, żeby klacz usłyszała co mówię i zrobiłem jeszcze kilka kroków do przodu. Wtedy niespodziewanie dno obniżyło się, a ja pchnięty mocnym prądem, znalazłem się pod wodą. Usłyszałem jak Calipso krzyczy moje imię, a potem w uszach szumiała mi tylko woda. Poruszyłem kilkukrotnie nogami i machnąłem głową tak, że udało mi się znaleźć lekko ponad taflą. - Tu jest gorzej jak widzisz - zaśmiałem się i widząc, że klacz weszła głębiej do rzeki, wróciłem do miejsca, w którym miałem jeszcze grunt pod kopytami. Podszedłem bliżej dereszowatej, która szła prosto na mnie. Gdy znaleźliśmy się obok siebie, złapałem ją mocniej zębami za grzywę, wiedziałem, w którym miejscu dno się zapada i wolałem nie dopuścić do tego co przed chwilą stało się ze mną. Jeszcze kilka metrów szliśmy razem, aż Przywódczyni zaczęła płynąć, chwilę później uczyniłem to samo. Udało nam się nie utopić w miejscu, w którym prąd był silniejszy i gdy ominęliśmy je, puściłem trzymaną w pysku grzywę. Wolno przemierzaliśmy rzekę, bok w bok. Przez ten czas zdążyłem przyzwyczaić się do zimnej wody, lecz poczułem ogarniające mnie zmęczenie. Nie tylko mnie dało się ono we znaki, gdyż Calipso od kilku chwil też oddychała ciężej, a byliśmy dopiero w połowie drogi.

[Calipso?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!