Strony

25.03.2020

Od Noctema do Maliah "Móc"

- Rozumiem. Najwidoczniej takie jest twoje przeznaczenie, by żyć tu, na wolnym, mongolskim stepie.
Podświadomie wędrował po wspomnieniach. W sumie to nie miał za czym tęsknić, a może jednak...? Może mógłby zostać w swoim starym stadzie, zabić przywódcę i próbować odbudować stado? Czy możliwe by jego nowe stado straciło łatkę „upadłych", a może i nawet cieszyło się siła i sławą? Gdyby Noctis w pożarze próbował ratować innych nie zapłaciłby tym własnym życiem? Teraz, jednak były to tylko wspomnienia. Już nie mógł cofnąć czasu. W głowie wciąż miał urywki szalejącego ognia wokół, który o mało go nie zabił. Nawet wydawało się mu, że powoli traci dech we wszechobecnym, wyimaginowanym dymie. Otrząsnął się z myśli i utkwił wzrok w otoczeniu. Promienie słońca zachowaniem, jak i wyglądem łudząco podobne do ognia znów sprawiły, że umysł gniadosza zmąciły gorzkie wspomnienia. Wtem jego serce niczym miecz przedarła tęsknota. Tylko, za czym on tak nieświadomie tęsknił? Do jego nozdrzy dotarł zapach, który już kiedyś czuł. Był tego pewien. Maliah zaciekawiona tajemniczym zachowaniem towarzysza, a zarazem zirytowana brakiem uwagi przyglądała się cicho zagubionemu wzrokowi ogiera. W końcu kasztanka lekko go szturchnęła, by ten powrócił do rzeczywistości.
- Och, ehm... Przepraszam, zamyśliłem się — Noctem zażenowany wyprostował się i skupił się na spacerze.

<Maliah?>

19.03.2020

Od Maliah do Noctema "Czerwień nieba"

Pożegnałam Noctema i każdy odszedł w swoją stronę. Podejrzewałam, że po dzisiejszym treningu mogą mnie boleć mięśnie. Oczywiście dopiero następnego dnia. Uznałam, że nie warto już plątać się po stadzie, więc odeszłam w zaciszne miejsce i przymknęłam oczy. Nie musiałam zbyt długo czekać, bo już po chwili zmógł mnie sen.
***
Następnego dnia wstałam dość wcześnie. Pojedyncze konie wyskubywały trawę, ale większość jeszcze spała. Niebo dopiero zaczynało przesiąkać czerwienią, zbliżał się wschód. Uznałam, że wygrzebywanie trawy nie jest zbyt opłacalnym zajęciem, więc ruszyłam powoli do krzaczka, którym się było zdecydowanie łatwiej nasycić. Zauważyłam, że jadł już z niego Noctem. Przywitałam się tylko skinieniem i zaczęłam powoli konsumować zieleninkę. Rozmowa przy jedzeniu nie było niczym, czego potrzebowałam do życia, więc mogłam spokojnie pogrążyć się w myślach. Miałam w głowie obrazy z przeszłości - Touchy'ego i wspólnie spędzony czas, jak na razie najlepsze czasy w moim życiu. Niby wolność jest wspaniała, ale trzeba martwić się o tyle rzeczy. No i dawała mi się we znaki tęsknota za starym towarzystwem. Domyślałam się, że konie tu nie muszą być wcale takie złe, ale potrzebowałam czasu, żeby je poznać. Moją przeszłością byli ludzie, stajnia, zawody. Ciekawe, jaka była ta Noctema.
- Noctem, czy... - uznałam, że najlepiej będzie, jak sama go o to zapytam - Eh, nieważne... - w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Nie chciałam wyjść na wścibską. Nie znaliśmy się jeszcze za dobrze, a nie chciałam poruszać tematu, który mógł być dla niego bolesny. Choć kto wie, może z chęcią by się podzielił swoją historią. Wolałam jednak nie ryzykować.
- Co do wczorajszej propozycji, może masz czas na tą przechadzkę? - zapytał Noctem, widocznie nie chcąc drążyć tematu.
- Pewnie, z chęcią rozprostuję nogi - uśmiechnęłam się. Ruszyliśmy w stronę malutkiego lasku, a raczej zagajnika. Słońce zaczęło wschodzić, a czerwone niebo delikatnie odbijało się na zaśnieżonym stepie.
- Ale tu ładnie - uśmiechnęłam się do siebie. - Kiedyś, kiedy jeszcze mieszkałam u ludzi, o tej porze stałam w stajni i nie miałam okazji podziwiać takich widoków. Już nie wiem co mam robić. Niby dobrze, że jestem na wolności, ale jednak trochę tęsknię za dawnym życiem - westchnęłam.
<Noctem? Przepraszam, że takie krótkie :c >

Od Shiry do Noctema "W nocy wszystko jest możliwe"

Co mu odwaliło? Co prawda trudno jest nie powiedzieć tak o mnie, ale czemu pobiegł za tym czymś? Na jego miejscu lepiej bym z ukrycia tylko obserwowała, a nie ganiała się w nocy po lesie! W każdym razie od razu pobiegłam za nim, bo nie mogłabym żyć z jego śmiercią na sumieniu, a w nocy wszystko może się zdarzyć. Biegłam zupełnie na oślep, gdyż blask księżyca na pozwalał na dobrą widoczność tym bardziej w gąszczu lasu. Po pewnej chwili szalonego biegu zauważyłam, że zgubiłam Noctema z oczu! Nie!!! Błagałam po cichu by to okazał się tylko jakiś koszmar, jednak szybko się ogarnęłam i rozpaczliwie szukałam gniadosza.
- Noctis?! - zawołałam, gdy usłyszałam jakiś szelest w krzakach. Nerwowo przebiegałam wzrokiem okolice, jednak ani śladu żywej duszy. Wtem za sobą po czułam ciepły oddech. Na początku ucieszyłam się, że to może Noctem, jednak szybko zrozumiałam, że to o wiele mniejsze stworzenie. Powoli odwróciłam się do tyłu w każdej chwili gotowa do ucieczki. Stałam jak wryta, gdy zorientowałam się, że przede mną stoi wilka, jednak jakiś inny wilk. Nie wykazywał ani krztyny agresji, a nawet wyglądał jakby się do mnie uśmiechał. Jego oczka jaśniały niczym dwie gwiazdki. Był wychudzony przez co zrobiło mi się trochę żal wilczka. Nagle drapieżnik jakby zauważył coś za mną i przebiegł jak gdyby nigdy nic przeze mnie. Czyżby ten wilk był tylko duszą? A, może to ja jestem martwa...? Zdecydowanie wolałam pierwszą opcję.
- Shira? Wszystko w porządku? - niespodziewanie do moich uszu dotarł znany mi głos na, który kamień spadł mi z serca.
- Tak. Ty też widziałeś tego wilka? - odwróciłam się lekko nie zgrabnie, po czym spytałam na co ogier wyraźnie się przeraził.
- Nie, lepiej już chodźmy, jeśli widziałaś wilka - oznajmił i od razu ruszył kłusem w stronę stada.
- Tylko że to był bardzo... nietypowy wilk - zaczełam nieśmiało. W sumie, jeśli zobaczyliśmy obydwoje jakąś małą zjawę to, czemu i nie zobaczyć duszy wilka?
- No cóż, jeśli i jest ten... ognik to może i jakieś dziwne wilki i są. Jak się zachowywał ten wilk? - odparł jakby odpowiadając na moje myśli.
- Nie był agresywny, a w dodatku przebiegł przeze mnie. To było dziwne - jeszcze kilka kroków, a bylibyśmy z powrotem w stadzie, jednak Noctem przystanął jakby coś usłyszał. Próbowałam dosłyszeć coś jeszcze poza odgłosami lasu, jednak na marne. Co mógł usłyszeć Noctis?
- Wszystko w porządku? - spytałam po chwili niepokoju o gniadosza.
- Em... Tak, tak - lekko zakłopotany ruszył przed siebie żwawym kłusem. Muszę przyznać, że ostatnio zaczęłam się mocno nim przejmować i martwić w dodatku, gdy nasze spojrzenia nakierowały się na siebie nawzajem moje serce biło jak oszalałe.

<Ocet? Złapałam trochę weny>

15.03.2020

Od Noctema do Shiry "Zagubiona Dusza Gwiazd"

Z początku myślałem, że Shira zauważyła jakiegoś drapieżnika czyhającego na nos, jednak gdy wstałem wciąż lekko zdezorientowany i rozejrzałem się nic podejrzanego oprócz nieobecności Shiry nie dojrzałem. Reszta stada nawet nie zauważyła dziwnego zachowania młodej klaczy. Mimo braku niebezpieczeństwa serce wciąż mi waliło jak oszalałe. Gdzie mogła się podziać Shira? Dlaczego powaliła mnie na ziemie? Pytań było od groma, a odpowiedzi ani jednej. Wtem na śniegu moim oczom ukazały się ślady kopyt Shiry. Rzecz jasna podążyłem tropem. Dotarłem do małego lasku nieopodal, a właściwie do skupiska brzóz. Noc dodawała niezwykłej atmosfery temu miejscu. Nagle w krzakach dostrzegłem znaną mi zgrabną sylwetkę. Już chciałem podejść, gdy klacz odwróciła łeb w moją stronę, a jej spojrzenie wyraźnie dawało znać, żebym został na swoim miejscu i siedział cicho. Tylko czemu? Gdy po cichu zadawałem pytania do mych uszu dotarł... szept? Wydawało się, że już gdzieś ten głos słyszałem, jednak miałem wrażenie jakby słyszał go pierwszy raz. Przede mną pojawiło się maleńkie, niebieskie... światełko? Było niczym dusza, która zeszła na ziemie, by coś przekazać swojemu potomkowi. Dusza mieszkająca w gwieździe. Dobra dusza zagubiona w tym okrutnym świecie. Stałem jak wryty i wpatrywałem się w światło, które zdawało się odwzajemniać zdziwione spojrzenie. Nagle światło znikło i pojawiło się kilka kroków dalej. Automatycznie zacząłem galopować, a nawet cwałować za światłem, które również wyglądało jakby biegło tyle, że na swój sposób. Shira popędziła za mną.

<Shira?>

12.03.2020

Od Shiry do Noctema "Ziarenka głupoty"

Z czułością spojrzałam w stronę Noctema. Nasze spojrzenia się spotkały. Znaliśmy się krótko, ale jego towarzystwo sprawiało mi wiele radości i mogłam wpatrywać się w niego bez końca. Serca waliło mi znacznie szybciej. Miałam dziwną ochotę powalenia ogiera na ziemie, jednak starałam się powstrzymać. Niestety, miałam słabą wolną wolę i pokusa wygrała. Niezgrabnie szturchnęłam zaskoczonego Noctema na tyle mocno by oszołomiony gniadosz się przewrócił. Gdy zdałam sobie sprawe co bezsensownego zrobiłam pod wpływem impulsu pocwałowałam w stronę nie dużego lasku niedaleko. Zawstydzona jak najprędzej ukryłam się w krzakach. Z ukrycia obserwowałam zdziwionego Noctisa, który najwyraźniej nie zrozumiał do końca co się stało. Serce nadal mi waliło, a teraz gdzieś w zakamarkach mego umysłu narastała nowa pokusa dotknięcia Noctema. Podenerwowana delikatnie grzebnęłam kopytem w ziemi. Spod ziemi wyłoniła się malutkie ziarenko, które nawet zaczęło kiełkować, jednak w takiej srogiej zimie pod cieniutką warstwą ziemi nie miało możliwości przetrwania do wiosny. Wtem wróciło mi wspomnienie mojej matki pouczającej mnie, wtedy jeszcze trochę zbyt ciekawską klaczkę o miłości. Mówiła, że miłość jest trochę jak rośliny. Na początku jest malutka niczym ziarno owsa, potem kiełkuje w naszych sercach aż w końcu staje się silnym drzewem, które zniszczyć jest w stanie tylko najokropniejsza burza lub człowiek swoim połykaczem drzew. W końcu powróciłam do rzeczywistości, a moje oczy wytropiły zupełnie inną rzecz. Gdzieś w oddali zajaśniało niebieskie, malutkie światło. Na początku mocno się przeraziłam, jednak nadal miałam wiele ze źrebaka i ciekawość wygrała.

<Noctem? Bez ładu i składy i w dodatku późno, ale znasz powód tego>