Z początku myślałem, że Shira zauważyła jakiegoś drapieżnika czyhającego na nos, jednak gdy wstałem wciąż lekko zdezorientowany i rozejrzałem się nic podejrzanego oprócz nieobecności Shiry nie dojrzałem. Reszta stada nawet nie zauważyła dziwnego zachowania młodej klaczy. Mimo braku niebezpieczeństwa serce wciąż mi waliło jak oszalałe. Gdzie mogła się podziać Shira? Dlaczego powaliła mnie na ziemie? Pytań było od groma, a odpowiedzi ani jednej. Wtem na śniegu moim oczom ukazały się ślady kopyt Shiry. Rzecz jasna podążyłem tropem. Dotarłem do małego lasku nieopodal, a właściwie do skupiska brzóz. Noc dodawała niezwykłej atmosfery temu miejscu. Nagle w krzakach dostrzegłem znaną mi zgrabną sylwetkę. Już chciałem podejść, gdy klacz odwróciła łeb w moją stronę, a jej spojrzenie wyraźnie dawało znać, żebym został na swoim miejscu i siedział cicho. Tylko czemu? Gdy po cichu zadawałem pytania do mych uszu dotarł... szept? Wydawało się, że już gdzieś ten głos słyszałem, jednak miałem wrażenie jakby słyszał go pierwszy raz. Przede mną pojawiło się maleńkie, niebieskie... światełko? Było niczym dusza, która zeszła na ziemie, by coś przekazać swojemu potomkowi. Dusza mieszkająca w gwieździe. Dobra dusza zagubiona w tym okrutnym świecie. Stałem jak wryty i wpatrywałem się w światło, które zdawało się odwzajemniać zdziwione spojrzenie. Nagle światło znikło i pojawiło się kilka kroków dalej. Automatycznie zacząłem galopować, a nawet cwałować za światłem, które również wyglądało jakby biegło tyle, że na swój sposób. Shira popędziła za mną.
<Shira?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!