Strony

5.07.2019

Od Mint „W głębinach głupoty” Trening #5

Biegnąc przed siebie, tym razem, zanim jeszcze słońce ukryło się za linią horyzontu, czułam na sobie baczne spojrzenie Lenda. Czym jest przyjemność jak nie świadomością posiadania oddanej duszy? 
-Pozwolisz mi dziś zadecydować o losie swego treningu?- zapytał, a ja, choć go nie widziałam, byłam pewna, iż na jego dziobie widnieje uśmiech. Zaraz będzie pałał radością i optymizmem bardziej od tej całej Avy- towarzyszki klaczy, którą można rozpoznać po kiju w dupie. Oj Mivana, Mivana szczerze jest śmiesznie oglądać twój pełen gracji chód, kiedy ma się przed oczami jak zjebywałaś się z każdego pagórka.
-Niech zgadnę, znowu masz jakiś idealny pomysł dla upośledzonych umysłowo koni? Brzmi tak kusząco jak lizanie puzdra pierwszego  lepszego oblesia, ale skoro już jesteś taką kochaną istotką i mi coś proponujesz... słucham- odpowiedziałam mu. Lepiej, żeby jego pomysł nie dorównywał normalności moim- takim jak rozmawianie z karym zrympańcem więcej niż trzy sekundy. Chociaż przyjemne jest przebywanie w towarzystwie kogoś, kto jest większą sierotą niż ty.
-Cóż... za to tamten staw wygląda na całkiem interesujący atrybut do treningu, nie uważasz? Nie jest zamarznięty i nie widać, żeby był zbyt głęboki- rzekł ku mojemu skonfundowaniu. 

-Tak szybko chcesz się mnie pozbyć? Jeśli się nie utopię, co byłoby dość dziwne w moim wypadku, to zamarznę- przewróciłam oczyma, próbując rozgryźć jego tok rozumowania.
-Tym lepiej dla ciebie- powiedział zagadkowo. Teraz to już całkowicie mnie zgasiłeś.
-Jak miło, że mnie tak uwielbiasz. Ale chyba podziękuję... ekhem miła duszyczko- mimowolnie uśmiechnęłam się w duchu. Chore umysły się spotkały. Czyż nie ma nic piękniejszego?
-Wiesz, zawsze dzięki zimnie możesz się zahartować oprócz podniesienia sprawności pływaniem- siadł na moim grzbiecie- Chociaż powiem ci, że jestem skuteczny niczym Kasja, więc sam mogę spróbować to zrobić pod pretekstem opatrzenia ci rany od moich pazurów- odparł ze stoickim spokojem. Nie na długo był mu dany taki flegmatyzm. Chwilę później już całował ziemię.
***
Dzięki całemu swemu bagażowi głupoty dałam się przekonać na małą kąpiel. Niepewnie skierowałam swoje kroki w kierunku wody i chwilę później byłam już w objęciach żywiołu. Czułam się niczym wpuszczona do lazurowego lustra, zaciskającego się wokół mojego ciała, gdzie każdy ruch wiązał się z milionami kawałków szkła wbitymi w tułów i kończyny. Płynąc, miałam wrażenie, iż prędzej archeolodzy zdążą znaleźć mój szkielet w lodowatej cieczy niż dopłynę na drugi brzeg. To chyba znaczy o dobrym i męczącym treningu. W końcu znalazłam się na upragnionym lądzie, dysząc ciężko. Powietrze tutaj wydawało się teraz tak ciepłe, że przez chwilę poczułam się jak w środku lata w towarzystwie słońca. Teraz pozostało jedynie wrócić do Lenda i zakończyć raz na zawsze przygodę z pływaniem o tej porze roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!