Strony

13.04.2017

Od Shireen do Ktosia (S) - "Sekret"

Kap, kap, kap.
Szkarłatna posoka plamiła, mieniący się w blasku słońca, piasek.
Kap, kap, kap.
W jego oczach odbijał się bezbrzeżny strach.
Kap, kap, kap.
Był bezbronny, nie miał najmniejszych choćby szans.
Kap, kap, kap.
Powoli opuszczała go wola walki, oddając się w objęcia wieczystego snu.
Kap, kap, kap.
To nie ko­niec podróży. Śmierć to tyl­ko ko­lej­na ścieżka, którą wszys­cy mu­simy podążyć.
Kap, kap, kap.
Ja, po prostu pomagałam, niektórym osobom przejść na tamten świat. Tamten lepszy świat.
Kap, kap, kap.
To moja praca, a przecież żadna nie hańbi.
Kap, kap, kap.
Ciało mojej ofiary osunęło się bezwładnie na ziemię w kałużę czerwonej, niczym parodia prześcieradła z nocy poślubnej, krwi. Zadanie, jak zwykle wykonane bezbłędnie. Obiekt został wyeliminowany, i zgodnie z umową - torturowany, a na sam koniec zamordowany. To zabójstwo zlecił jakiś cudzoziemiec, który zapłacił sowicie. Miałam otrzymać 50% płacy, z kolei druga połowa wypływała do skarbca. Opłacalne. Owinęłam zwłoki w szafranowe płótno, na którym nicią barwy szmaragdowej wyhaftowane były inicjały naszego stada. Zarzuciłam sobie przez grzbiet nieboszczyka, a raczej to, co z niego pozostało i jęłam kierować się do podziemnej pieczary, mojej kryjówki. Ciem­ne spra­wy naj­le­piej załat­wiać po ciemku, dlatego też wykonywałam zlecenia pod osłoną nocy. W pewnej chwili gwałtownie się zatrzymałam, omal nie zrzucając worka. Wyczułam tu czyjąś obecność. Nadstawiłam uszy i wydęłam nozdrza, analizując, kogóż tu napotkałam na swej drodze. Był to ogier w kwiecie wieku, tyle mogłam stwierdzić z jego zapachu. Bezszelestnie ukryłam truchło w kępie ostrokrzewów, a sama odezwałam się do nieznajomego.
- Dlaczego jesteś tutaj sam? - spytałam, oczekując odpowiedzi. - Jak się nazywasz?
Wyłoniłam się zza drzewa, ukazując swą posturę i uważnie taksując go wzrokiem. Wszakże nie wypada rozmawiać z kimś, kogo nawet się nie widzi.

(Jakiś pan?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!