Strony

10.09.2019

Od Khairtai do Cardinaniego ,,Idiota, łamaga i... Co jeszcze?"

Wolałam trzymać się z dala od tej bandy patałachów. Bawiło mnie oglądanie głupich źrebiąt, w tym mojej córki. Za wszelką cenę chciałam ją wciągnąć do Stada Hańby. Shiregt kiedyś i tak będzie mieć za swoje. Tak samo, jak kiedyś z radością ostrze mojego miecza zostanie skąpane we krwi Yatgaar. No, ale marzenia, marzeniami. Warto coś ze sobą porobić.
- Ha tfu. - przechodząc obok członka Klanu, splunęłam mu pod nogi i mrużąc oczy, stanęłam w chłodnym cieniu. Irytowało mnie to ciągłe ćwierkanie ptaków. Mogłyby stulić swoje gęby i dać mi święty spokój. Westchnęłam cicho i skrzywiłam się, patrząc na córkę otoczoną wianuszkiem źrebiąt. Klacz wydawała się... Szczęśliwa. A raczej zadowolona, bo miała tak paskudnie poważną mordę, że trudno cokolwiek rozróżnić. Postanowiłam rozprostować trochę kości. To już nie te lata. Ruszyłam powoli, stępem, bo po co się przemęczać? Co jakiś czas bacznie obserwowałam członków Klanu. Jedni  rozmawiali na głupkowate tematy, a jedni cieszyli się z niedawno zawiązanego partnerstwa ukochanego władcy Klanu i jeszcze lepszej klaczy - Mivany. Z czego tu się cieszyć?  Przewróciłam oczyma, a rozmawiający spojrzeli na mnie z pogardą i szybko wrócili do zapierającej dech w piersiach rozmowy. W pewnym momencie do moich uszu dotarł odgłos bardzo szybkiego cwału. Podniosłam powoli brew i powoli się obróciłam, ale wtem wpadł na mnie jakiś ogier. Wydałam z siebie oburzony wrzask i padłam na ziemię. Szarpanie nie zdało się na nic.
- Ty idioto! Złaź ze mnie! - zarżałam wściekle. - Nosz kurwa! - przekonana, że to coś w rodzaju ataku, zdzieliłam konia po mordzie, a potem dałam solidnego kopniaka w brzuch. Koń wydał z siebie zduszony jęk. Co za łamaga!
<Cardinano? Co ja robię ze swoim życiem...>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!