To
był ten czas, kiedy niebo wreszcie się oczyściło, a promieniste słońce
ogrzało moją bujną grzywę. Poczułem ulgę, kiedy właśnie na jedną chwilę
zostałem sam, jednak w mojej głowie nadal siedziała iskra zamyślenia i
zakłopotania. Rozmyślałem o tym, co się stało a dodatkowo o moich
poprzednich przeżyciach. Jak bardzo trudziłem się o jedzenie, jak trudno
było mi bronić innych osób. Boże... Co się ze mną dzieje? Jeszcze
wczoraj byłem koniem, który by ratował piękną damę w opałach, a teraz
sam się na nią wyjebuje... Gorzej być nie może... Czyżby?
Zacząłem
nucić piosenkę, którą pamiętałem do dzisiaj... Skąd? Nie mam pojęcia.
Czułem, jak napływa we mnie adrenalina i chęć do życia, śpiewałem ją na
spokojnie, bez nerwów. Piosenka uspokoiła mnie na tyle, że usłyszałem
śpiew ptaków, taki prawdziwy śpiew, jak melodyjka śpiewana przez dzieci z
domieszką kołysanki śpiewane przez matki. Przymknąłem oczy i z wielką
przyjemnością wsłuchałem się w odgłosy natury, wszystko, co z siebie
wydawała, było istnym rajem, tak jakbym właśnie trafił do nieba.
Słyszałem najmniejszy szmer, chodzące mrówki, szeleszczące liście i...
Nieznajomy mi głos?
-Ładnie śpiewasz- odpowiedziała osoba.
-CO DO
KUR*WY?!- Odskoczyłem wystraszony, cała magia zniknęła szybciej, niż się
pojawiła. Moje serce biło intensywnie, ale z dystansem, zauważyłem
znajomą mi klacz... Coś we mnie zabiło i to tak intensywnie, że mógłbym
nawet popełnić samobójstwo w tej chwili, czułem się oszołomiony wyglądem
klaczy... Jakby właśnie przede mną stanęła sama bogini koni... Mój
oddech był nienaturalny, Mint
jeszcze coś do mnie mówiła, ale nic z tego nie rozumiałem... Ona
zaczęła chodzić wokół mnie, widocznie sprawdzając, czy moje parametry
życiowe jeszcze jakkolwiek funkcjonują. W tym momencie coś mnie ostrego
napadło, ugryzłem klacz w nogę tak intensywnie, że polała się jej krew.
Usłyszałem tylko krzyk, krzyk jak z horroru... Swoim wielkim cielskiem
przewróciłem ją na ziemię, oddychając bardzo niespokojnie, widać, że
jeszcze próbowała ze mną walczyć... Jednak po chwili jakby ją też... Coś
napadło, coś dziwnego, jej oddech był bardzo nienaturalny, odrobinę
podobny do mojego. Zaczęło się, zarżałem intensywnie na tyle, że z mojej
końskiej paszczy wydobyła się ślina. Klaczy udało
się wstać, ale nie dałem jej za wygraną... I nie tylko ja! Tylko czułem
jak mój naprężający się penis, właśnie zawitał. CO SIĘ ZE MNĄ DZIAŁO?!
Zacząłem intensywnie wykonywać ruchy, kiedy tylko ją dopadłem, zaczęły
się niewielkie igraszki, kończąc na istnej apokalipsie! Czułem jej ból,
ale również fascynacje... Czułem jej podniecenie! Nie byłem
skoncentrowany na niczym, tak jakby cały świat się wyłączył i przestał
istnieć. Nic już nie słyszałem, nawet ptaków... Jedynie co czułem to
ogromną przyjemność, której nigdy nie doświadczyłem, poczułem ulgę,
kiedy tylko sperma zalazła trawę. Mój wytrysk był tak obfity, że deszcz
by się przy nim chował. Co ja narobiłem...?
Mint? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!