Zaśmiałem się w duchu na słowa jeleniowatej klaczy. Cała ona, i cały ja. Zbliżyłem się do niej, tak, że prawie stykaliśmy się bokami. Wciąż nie do końca mogłem uwierzyć w swoje szczęście, na które prawdę mówiąc nie zasługiwałem. Jestem tylko prostym koniem, władcą jednego z wielu małych stad, zdobyczą dla wilków, niedźwiedzi i innych drapieżników. Ale w tej chwili to chyba najmniej ważne.
— Dobrze, że już wróciłaś. - westchnąłem cicho, w tym jednym zdaniu pragnąc zawrzeć wszystkie towarzyszące tej sytuacji uczucia. Moja towarzyszka uśmiechnęła się lekko i oparła delikatnie głowę na mojej szyi. Chłonąłem z radością dotyk ciepłego, znajomego ciała. Staliśmy tak dłuższą chwilę, obserwując pasące się w dole kopytne. Nieoczekiwanie zza drzew przesłaniających część widoku na schodzące dosyć stromo w dół zbocze wyłonił się...Boroo. Odskoczyliśmy od siebie z Mivaną jak oparzeni, starając się przybrać jak najbardziej naturalne pozy. Dlaczego? Sam nie wiem, ale na pewno nie mogliśmy zostać w bezruchu.
— Przepraszam, że przerywam. - odezwał się koziorożec, zatrzymując się kilkanaście kroków przed nami - Ale szukają cię tam na dole. - tym razem zwrócił się wyraźnie do mnie.
— Aha. - pokiwałem głową bez przekonania, ruszając we wskazanym kierunku i unikając kontaktu wzrokowego ze zwierzęciem. Klacz uczyniła to samo, nic nie mówiąc.
Na miejscu zastaliśmy dwójkę ogierów stojących naprzeciwko siebie, pilnowanych przez wojskowych, oraz gromadę dyskretnych gapiów nieco dalej. Z wyjaśnień strażników wynikało, że między Zee a Takhalem doszło do całkiem ostrej bójki w ramach jakichś prywatnych porachunków. Sytuacja została opanowana, pozostało czekać na werdykt o karze za ten wyczyn. Przeleciałem wzrokiem po oczekujących w napięciu panach, poważnych stróżach, obojętnym jak zawsze Boroo, kończąc na mojej ukochanej...po czym westchnąłem cicho, przymykając oczy, i uśmiechnąłem się lekko.
— Nie jestem dziś w nastroju. - mruknąłem pogodnie, zbliżając się do winnych. - Odejdźcie, i nie grzeszcie już więcej. - dodałem prawie że patetycznym tonem. Słyszałem, jak mój towarzysz parsknął śmiechem, aczkolwiek ogiery ukłoniły się tylko stosownie i powoli zaczęły iść w kierunku reszty stada z wzrokiem wbitym w ziemię.
— Wy też, wracajcie na swoje stanowiska. - usłyszałem obok siebie pewny, rozkazujący głos. Spojrzałem na uśmiechniętą Mivę, w którą najwyraźniej wstąpił dawny duch dowódcy legionów. Skończyłem jednak podziwiać tę scenę i ustawiłem się na wprost niej, dodając sobie śmiałości przez trochę nerwowe machanie ogonem.
— To czysta formalność, ale myślę, że to dobry moment. - klacz posłała mi zdziwione spojrzenie - Kocham cię, Mivano...i chcę, żeby tak było już zawsze. Czy zostaniesz moją partnerką? - dygnąłem lekko, czekając w napięciu na reakcję.
<Mivana? Teraz już na serio XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!