Strony

16.07.2019

Od Sarit do Shiregt'a „Krew niewinnego — czyli jak nie poznawać przyjaciół... przyjaciół”


(Akcja: Dalej lato)
-W tym kontekście jest to najmniej ważne- usłyszałam za sobą, po czym pragnąc ukryć swoje zawstydzenie, wcisnęłam łeb w kępkę najbliższej trawy, od niechcenia robiąc gryz. W końcu jednak podniosłam łeb, wciąż oszołomiona nagłą pochwałą i zaczęłam się wpatrywać w migoczące oczy ogiera, prezentujące się niczym dwa diamenty porzucone na czekoladowym tle z domieszką czerni. Wszystko to podkreślała hebanowa grzywa i zdawało się, iż pragnęła sobą objąć każdy kawałek ciała ogiera, uciekając we wszystkie możliwe strony niczym konie po dobrych ziołach. Za to ogon kołysał się pokornie przy zadzie ogiera, prawie jak ofiara czekająca na śmierć jako na obietnicę nieprzynoszącej jej obezwładniającej ulgi, a marne zakończenie żywotu. Co zresztą nie jest zbyt dziwne, kiedy komary i inne cholerstwa dopiero wychodziły ze swoich kryjówek po ulewie.
-Ja...-zaczęłam- Dzięki- westchnęłam, ku własnemu zadowoleniu, iż cokolwiek z siebie wykrztusiłam. Podziękowania może i są satysfakcjonujące, ale i wymagają od nas odpowiedniej reakcji. Choć odwzajemnianie tym samym jest najbardziej idiotycznym, co można zrobić. Shiregt rzucił mi znaczące spojrzenie, niemo pytające, czy wszystko jest ze mną okey. Skuliłam uszy. Nic nie jest okey. Zabiliśmy konia. Jestem cholernie mokra i oszołomiona. Wymieniać dalej?
-Jeśli mogłabyś... co myślisz o małym spacerze na rozprostowanie kończyn? Przy okazji wrócilibyśmy do spokojnej rozmowy jak przed...- posłał mi takie spojrzenie, jakby szukał na moim pysku dalszego dokończenia swojej kwestii. Przystojny, inteligenty... Albo kolejny taki sam władca wpatrujący się ślepo w swoje ego. Widać jednak, że się stara mnie nie urazić. Może naprawdę jest wartościowy... lub zwyczajnie chce utrzymać dobrą reklamę? Poznanie go lepiej wydaje się najlepszym pomysłem na poznanie odpowiedzi na pytania dręczące mój umysł. Niemrawo skinęłam łbem i ruszyliśmy powoli przed siebie. Naszym oczom ukazało się nieuchwytne piękno natury, która obudziła się do życia, oznajmiając o tym każdemu przechodniowi. Zamilkłam, wchłaniając do siebie tę przedziwną aurę tajemniczości i wszechobecnego szczęścia zarazem. Nie wiem kiedy, ten coroczny festiwal natury przemycił do mojej szarej mimiki uśmiech, ale wiem, że moje wargi nieuchronnie podniosły się, a wzrok zawędrował w kierunku umięśnionej sylwetki Shiregta. Szczerzę się przed losowym ogierem. Zajebiście. Wstrzymałam oddech i poczułam jak moje oczy, zaczynają się szklić. Tak naprawdę jestem w prawdziwym domu. Tu jest moje miejsce. Nagle na naszej drodze stanął koziorożec, wyrywając mnie brutalnie z przemyśleń. Wyglądał na równie zdziwionego moim widokiem, co ja jego i przez chwilę wpatrywał się w nas małymi oczkami. Prychnęłam, mijając go. Niech patrzy.
-Boroo?- usłyszałam kojący głos władcy- Nie uważasz, że... towarzyszka wolałaby poznać twoje imię... z twojej własnej paszczęki? -dodał. Poczucia humoru nie mogę ogierowi na pewno odmówić. Uroku zresztą też nie. Całkiem niezłe combo. Idealne na prześladowanie przez miliony klaczy. Chyba to miał na myśli, mówiąc, że jego miłosna przeszłość jest skomplikowana. Zamierzałam nic nie odpowiadać i czekać na rozwój sytuacji, lecz niezręczna i przeciągająca się cisza postawiła mnie w sytuacji podbramkowej. Teraz albo dostaniemy nobla za najdłuższe trwanie niczym słupy soli.
-Czy konieczne jest mi znać w ogóle jego miano?- uśmiechnęłam się i obdarzyłam towarzystwo znaczącym spojrzeniem. Nie mam już żadnych wątpliwości czy ta dwójka się zna. Co jeszcze nie rozwikłało wszystkich zagadek z mojej głowy. Umówmy się, że są dość... charakterystyczną parą?
-Boroo!- koziorożec ruszył przed siebie, jak na moje oko na ślepo, lecz jego właściciel jak widać, odczytał to jako specjalny znak od bóstwa i pobiegł za nim.
-Niezły cyrk- skwitowałam w myślach i bez namysłu udałam się w kierunku wskazywanym przez średnio inteligentną zwierzynę. Cóż ja najlepszego robię?
Po paru minutach dotarliśmy w dość... kiczowato romantyczne miejsce. Gdzieniegdzie rozciągały się potężne kory drzew, o powykręcanych na wszystkie możliwe strony gałęziach, niebo przecinały miliony dumnych korowodów ptaków, a całość podkreślał zachód słońca. Trawa wydawała się tu odmienną rośliną, niż przyszło nam jeść zazwyczaj, bardziej kusząca i aromatyczna niż kiedykolwiek. Dodatkowo w oddali można było podziwiać tysiące fioletowych kielichów kwiatów, prześcigających się o to, który najbardziej zostanie obdarzony darem przebywania w promieniach uciekającej, złotej tarczy. Pytanie... dlaczego on nas tu doprowadził? Czyżby próbował nam coś przekazać? Nie, to niedorzeczne. A może jednak? Czas tylko czekać aż życie wciągnie nas w odmęty własnej zjechanej, znikomej logiki i pozwoli nam dryfować po rzekach nonsensu.
-Ładnie tu...- odrzekłam, wciąż zastanawiając się, czy wizja zmarłego koźlaka nie byłaby bardziej kusząca niż ten widok. Lejąca się krew niewinnego to zresztą jedyne wyobrażenie, na które mnie teraz stać. A może winnego- choćby mojemu dziwnemu odczuciu, iż zaczyna się coś ze mną dziać?

6 komentarzy:

  1. Shiregt: Mivana to najcudowniejsza klacz na świecie, kocham ją nad życie, na zawsze i amen
    Sarit: A może jednak...? *)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz zachęcił do przeczytania

      Usuń
    2. No ej, nie potrafię pisać jak NIE zakochana xD]

      Usuń
    3. Jak miło, że Miv to yandere, hie hie

      Usuń
    4. Sarit nieświadoma, że Shi ma Miv. Właśnie zróbcie niedługo te źrebaki

      Usuń
    5. JEZU NIE MASZ DZIECI ZARAZ PO PIERWSZYM POCAŁUNKU COME ONNNNNN

      Usuń

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!