Czas upłynął nam na wymienianiu się różnymi opowieściami, opiniami o pogodzie i rodzinie. Nim się obejrzałem, Ava oznajmiła nam, że jesteśmy niedaleko. Podniosłem wzrok - faktycznie poznawałem tę okolicę. Oboje spojrzeliśmy po sobie. Poczułem ukłucie żalu w sercu. Cóż, wszystko co dobre, szybko się kończy.
— To wracamy do obowiązków. - uśmiechnąłem się lekko na pocieszenie. Klacz nie odpowiedziała, zapatrzona w dal i zapewne również zmęczona całodzienną wędrówką.
Otrzymaliśmy dosyć serdeczne powitanie, aczkolwiek emocje, jak to emocje, szybko opadły i życie prędko wróciło na swoje stare tory. Nie wybuchła III wojna światowa, nikt nie umarł zjedzony przez szarańcze, nie przeszło żadne tornado ani sztorm. Naprędce ogarnąłem całe towarzystwo i poszedłem na spoczynek na uboczu, skąd miałem dobry widok na okolicę. Ku mojemu ukontentowaniu Miv wybrała tę samą pozycję.
— Strategiczny punkt. Niezły wybór, dowódco. - moja towarzyszka uśmiechnęła się, nie odrywając wzroku od przestrzeni.
— Stąd mogę patrzeć prosto na gwiazdę mamy. - zapadło milczenie. Potrzebowałem dłuższej chwili zastanowienia na odpowiedź.
— Mivana...chcę, żebyś wiedziała. Jesteś dla mnie najlepszą przyjaciółką z najlepszych. Nie znam drugiego takiego konia. - klacz odwróciła wzrok, lecz po chwili odwzajemniła uśmiech i odparła swym dźwięcznym głosem:
— Mogłabym powiedzieć to samo, Shi.
Moje ziewnięcie zmotywowało nas do oddania się w objęcia sennych mar.
~Trochę czasu później~
Od południa trwało niezłe zamieszanie. Ustawiano pale, znoszono zioła i co piękniejsze okazy owoców, udeptywano trawę wokoło, wymieniano ploteczki głośniej niż zwykle. Klaczki pokazywały sobie nawzajem i porównywały znalezione szyszki, liście, kawałki mchu i kwiaty, strojąc się w te ozdoby. Ogierki zazwyczaj siłowały się albo pomagały w przygotowaniach, nie przejmując się aż tak swoją prezencją. We wszystkim dopingowali ich rodzice. Właśnie dziś wedle tradycji mieli stać się dorosłymi, pełnoprawnymi członkami stada.
— Sporo zawirowania wokół tego dorastania młodych, nie? - zadała pytanie Miva, która właśnie pojawiła się u mego boku.
— Aha. - mruknąłem potwierdzająco, wskazując kierunek jakiemuś zagubionemu ogierowi ze świątecznym pniakiem. - A my nie świętujemy tego, że przybywa nam lat. - dodałem ironicznie. Oboje parsknęliśmy śmiechem.
— Cóż...możesz pomóc im w szukaniu odpowiednich roślin? Spotkamy się wieczorem.
Po pracowitym dniu stanąłem w osłoniętym zakątku na granicy lasu, żeby ogarnąć swój wygląd. Wtedy też przypomniałem sobie o Mivanie i...zacząłem starać się znacznie bardziej. Ledwo doprowadziłem do ładu i składu grzywę, ogon i przemyłem pysk, kiedy doszły mnie śmiechy znaczące rozpoczęcie zabawy. Kurde, kurde, kurde.
Kiedy wspiąłem się na wzgórze, klacz już tam czekała. Jej jasna, złotawa, czysta sierść prezentowała się olśniewająco w świetle zachodzącego słońca, nie mówiąc o bujnej, ciemnej grzywie z uroczymi, rudymi końcówkami, która w dotyku musiała być lepsza od atłasu. Wręcz biła od niej szlachetność i gracja. Dodatkowo za uchem miała wczepiony fioletowo-różowy, duży kwiat z białą otoczką, pasujący do maści.
— Wyglądasz przepięknie. - powiedziałem odruchowo. Właściwie pierwszy raz myślałem o tym w taki sposób...
<Mivana? Wena chyba poczuła wakacje xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!