Spojrzałam lekko zszokowana na Avę. Bądź co bądź, chyba nikt jej się tutaj nie spodziewał, rankiem, w oddaleniu od stada.
- Skąd się tu wzięłaś? Nic ci nie jest? - bacznie lustrowałam wzrokiem towarzyszkę. Musiała być na skraju wyczerpania, spowodowanego zapewne długim lotem.
- Wszystko... W porządku... - wyrzuciła z siebie, głęboko wciągając powietrze - Muszę tylko... Chwilę odpocząć.
Pozwoliliśmy sokolicy na zamilknięcie. Ze zmartwieniem przyglądałam się, jak uspokajała oddech i drżenie ciała. Jak długo podróżowała? Czy stado wysłało ją, aby nas znalazła, czy szukała nas z własnej woli? A może postanowiła polować w okolicy? W końcu stan ptaka unormował się, a z jej dziobu wypłyną dobrze znany, radosny głos.
- Klan zaczął się niepokoić. Chwilowo rządy przejął Khonkh, jednak nie bez powodu oddał pałeczkę Shiregt'owi. Wybacz - zwróciła się do ogiera - Dobrze by było, gdybyście jak najszybciej wrócili. Bóg wie, na co oni tam wpadną. A, Mivana, Lumino zmartwił się twoim zniknięciem. Kazał przekazać, że jeśli wrócisz, wygarbuje ci skórę - uśmiechnęłam się w duchu. Czy nie miło czasem mieć przyjaciół, rodzinę?
- Znasz bezpieczną drogę? - zapytał gniadosz. On pewnie również galopował już przy znajomych, jednak zachował większą jasność umysłu, niż ja.
- Sądzę, że dam radę was zaprowadzić. Stado przemieściło się niedawno, znajdują się nie tak daleko od nas.
- Nie tak daleko, czyli..?
- Niecały dzień drogi. Byłoby szybciej, gdybyście wspięli się na to wzniesienie, ale tego nawet nie rozważam.
- Nie powinniśmy zatem zwlekać. Avo, jesteś gotowa do kolejnego lotu? - władca mówił rzeczowym tonem. On naprawdę potrafił przewodzić, nawet osobami innego gatunku.
- Sokoły są do tego stworzone - powiedziała, jednak w jej oczach ujrzałam wahanie i niepokój - Może po drodze coś upoluję?
- Tego ci nie zabronimy - zapewnił.
Już po chwili byliśmy w drodze. Ava leciała na znacznej wysokości, patrząc na okolicę z wysokości, co jakiś czas obniżając pułap, by zdać nam relację. Kilkakrotnie zdarzało jej się również pozbawić jakiegoś gryzonia życia. Nie mieliśmy jej tego za złe - potrzebowała energii. W dodatku poświęcała się dla sprawy, która mogła jej w ogóle nie obchodzić. Stado nie było przecież jej, wystarczyłaby chwila, by zniknęła w przestworzach, na zawsze. Na myśl o takiej możliwości wzdrygnęłam się. Ona nie mogła zniknąć, nie tak. Przez dużą część mojego życia była przy mnie, stając się dozgonną przyjaciółką.
- O czym myślisz? - Shiregt spróbował nawiązać rozmowę. Zerknęłam na niego. Brązowa sierść połyskiwała w letnim słońcu, które kazało przymrużać oczy. Jego pysk nie okazywał większych emocji, przybrał jedynie życzliwy wyraz. Moje oderwanie od rzeczywistości musiało zwrócić jego uwagę. To... Słodkie.
- O domu - przyznałam - Ostatnie chwile były naprawdę cudowne i... - nagle dotarło do mnie, co powiedziałam - Taaak, hm.. Ale tęsknię za Luminem, znanymi pyskami, nawet moje obowiązki nagle wydają się takie przyjemne! Chciałabym się teleportować tam, jak Luna.
- Kto? - ogier przekrzywił łeb, jakby chciał podkreślić swoją niewiedzę.
- Nie słyszałeś legendy o Księżycowej Klaczy? Matka opowiedziała mi ją, kiedy byłam małym, niepoczytalnym źrebakiem - prychnęliśmy rozbawieni.
- Nikt nigdy mi o niej nie opowiedział, jednak żywię nadzieję, że to się za moment zmieni.
Reszta podróży minęła nam na wymienianiu się fantastycznymi historiami i niezobowiązujących rozmowach, zazwyczaj o dziwnych rzeczach,. które wyczyniało nasze rodzeństwo. Nietrudno zgadnąć, że tym razem królował Dante.
<Shiregt? Mówiłam, że wena poszła w las :C>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!