Nagle rozproszył mnie dziwny odgłos. Najpierw odległy i głuchy, a następnie tak głośny, że ziemia zaczęła drżeć... Chwila... ZIEMIA ZACZĘŁA DRŻEĆ? Wyrwany z zamyślenia, gwałtownie się odwróciłem. Ze skał pędziła lawina, w tak zawrotnym tempie, że nie dałem rady nawet dokończyć zdania.
- Miriada! Uważ... - poczułem, jak zimny i kujący śnieg uderza mnie w pysk, a następnie brutalnie odbiera grunt spod nóg. Wszystko pociemniało, potem na chwilę ujrzałem przed oczyma zupełną biel i straciłem przytomność.
Zamrugałem kilka razy, nieprzytomnie poruszając głową na boki.
- Co się dzieje? - wymamrotałem. Moja głowa pękała z bólu, musiałem się mocno uderzyć. Gdy jakimś cudem dałem radę otworzyć oczy, tam ukazała się wyraźna sylwetka konia, na tle bezkresnej bieli. - Czy to już? Nie żyję? - zapytałem.
- Wygląda na to, że jednak żyjesz. - usłyszałem niewyraźny głos. Musiał należeć do Cardinaniego.
- O Boże... - jęknąłem, ale jednocześnie odetchnąłem z ulgą. Ogier pomógł mi wydostać się z zaspy i wstać. - Co tu się stało?
- Zaskoczyła nas lawina. - powiedziała Yatgaar, która właśnie otrzepywała się z puchu.
- Wszyscy już są? - zapytałem.
Yatgaar zamilkła na chwilę, a potem gwałtownie się obejrzała. Widziałem, jak jej oczy przybierają duży rozmiar.
- Moment... Gdzie jest Miriada? - krzyknęła klacz. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że faktycznie Miriady nie ma. Zamarłem. Świat przed moimi oczyma rozmazał się na chwilę, a potem poczułem głuchą ciszę. Miriada... Miriada... Gdy oprzytomniałem, zobaczyłem, jak Yatgaar zaczyna wpadać z panikę. Cardinano próbował coś do niej mówić, jednak klacz widocznie nie chciała słuchać. Starałem się uspokoić, ale dalej czułem zimne kucie w sercu.
- Trzeba ją znaleźć. - powiedziałem powoli. Co, jeżeli coś się jej stało? Co, jeżeli nie żyje?! Starałem się odtrącić tę myśl, jednak została mi gdzieś z tyłu głowy. Rozejrzałem się. Ziemię pokrywała gruba warstwa śniegu, drzewa przypominały wysuszone badyle. Gdzie można byłoby zacząć szukać klaczy? Czułem, że we mnie także wzbiera się panika. Kułany też gdzieś zaginęły.
- No pięknie... - wymamrotałem i odwróciłem się w stronę Yatgaar i Cardinaniego. - Słuchajcie, nie możemy próżnować. Jeżeli Miriada żyje, to może jej grozić śmierć z powodu zimna. Kto wie, czy coś jej nie przysypało? Jak przez mgłę pamiętam, że ukryła się za dużym kamieniem. Musimy ją znaleźć.
Yatgaar spojrzała na mnie niepewnie, a następnie przeniosła wzrok na Cardinaniego.
- Dobrze. W takim razie ja będę szukać w tamtej okolicy. - pokazała łbem i nie czekając na nasze zdanie, ruszyła w tamtą stronę.
- Ja postaram się poszukać kułanów. - mruknął Cardninano. - Może przy okazji znajdę też Miriadę. A ty?
- Będę jej szukać. Tam. - odparłem i drżąc, postanowiłem iść w stronę z której wcześniej zaskoczyła nas lawina. Minęło dużo czasu. Nie wiem jak dużo. Z każdą chwilą traciłem nadzieję.
- Gdzie jesteś, Miriado? - zapytałem sam siebie i kopnąłem kamyk leżący na ziemi. Ponownie minęło dużo czasu, a poszukiwania spełzły na niczym. Na horyzoncie dostrzegłem zbliżających się Yatgaar i Cardinaniego. Widocznie oni też nikogo nie znaleźli.
- I co teraz...? - zapytałem sam siebie, jednakże nagle Yatgaar zamarła i postawiła uszy na sztorc. Wszyscy ucichli.
- Usłyszałam coś! Słowo... - wyszeptała. - Cansli!
Spojrzałem na klacz lekko zakłopotany, a Cardinano lekko wzruszył ramionami.
- Hm...? - wymamrotałem.
- Stamtąd! - Yatgaar wskazała częściowo zasypany głaz. Nie zadając pytań, pogalopowaliśmy we wskazanym kierunku. W sercu zapaliła mi się iskierka nadziei.
<Miri? Przepraszam za tego gniota ;_;>
- Trzeba ją znaleźć. - powiedziałem powoli. Co, jeżeli coś się jej stało? Co, jeżeli nie żyje?! Starałem się odtrącić tę myśl, jednak została mi gdzieś z tyłu głowy. Rozejrzałem się. Ziemię pokrywała gruba warstwa śniegu, drzewa przypominały wysuszone badyle. Gdzie można byłoby zacząć szukać klaczy? Czułem, że we mnie także wzbiera się panika. Kułany też gdzieś zaginęły.
- No pięknie... - wymamrotałem i odwróciłem się w stronę Yatgaar i Cardinaniego. - Słuchajcie, nie możemy próżnować. Jeżeli Miriada żyje, to może jej grozić śmierć z powodu zimna. Kto wie, czy coś jej nie przysypało? Jak przez mgłę pamiętam, że ukryła się za dużym kamieniem. Musimy ją znaleźć.
Yatgaar spojrzała na mnie niepewnie, a następnie przeniosła wzrok na Cardinaniego.
- Dobrze. W takim razie ja będę szukać w tamtej okolicy. - pokazała łbem i nie czekając na nasze zdanie, ruszyła w tamtą stronę.
- Ja postaram się poszukać kułanów. - mruknął Cardninano. - Może przy okazji znajdę też Miriadę. A ty?
- Będę jej szukać. Tam. - odparłem i drżąc, postanowiłem iść w stronę z której wcześniej zaskoczyła nas lawina. Minęło dużo czasu. Nie wiem jak dużo. Z każdą chwilą traciłem nadzieję.
- Gdzie jesteś, Miriado? - zapytałem sam siebie i kopnąłem kamyk leżący na ziemi. Ponownie minęło dużo czasu, a poszukiwania spełzły na niczym. Na horyzoncie dostrzegłem zbliżających się Yatgaar i Cardinaniego. Widocznie oni też nikogo nie znaleźli.
- I co teraz...? - zapytałem sam siebie, jednakże nagle Yatgaar zamarła i postawiła uszy na sztorc. Wszyscy ucichli.
- Usłyszałam coś! Słowo... - wyszeptała. - Cansli!
Spojrzałem na klacz lekko zakłopotany, a Cardinano lekko wzruszył ramionami.
- Hm...? - wymamrotałem.
- Stamtąd! - Yatgaar wskazała częściowo zasypany głaz. Nie zadając pytań, pogalopowaliśmy we wskazanym kierunku. W sercu zapaliła mi się iskierka nadziei.
<Miri? Przepraszam za tego gniota ;_;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!