Strony

12.05.2019

Od Mivany do Shiregt'a ,,Niczym niezmącony krajobraz Mongolii"

Stanęłam wprost przed nim z nieodgadnionym wyrazem pyska. Z jednej strony, jak prawie co chwilę, kiedy tylko z nim jestem, miałam ochotę się w niego wtulić i nie wypuszczać już nigdy,  z drugiej... Jeszcze przed chwilą nie miał oporów, by mnie uderzyć, niekoniecznie po koleżeńsku. Mimo, iż do czegoś takiego w końcu nie doszło, to bolało. Gdzieś tam we wnętrzu, mimo świadomości, że nie był wtedy do końca sobą. Jednak uśmiechnęłam się, jak gdyby nigdy nic.
- Z największą przyjemnością - powiedziałam, odwzajemniając uścisk.
Serce chaotycznie tańczyło w piersi, kiedy staliśmy tak bez słowa, zwyczajnie ciesząc się swoim towarzystwem. Poczułam, jak oczy zaczynają mi wilgotnieć. Zabawne, że przy kimś, kogo najmniej chciałam martwić swoimi uczuciami, wyrażałam je najczęściej i w najbardziej ekspresywny sposób. Machnęłam głową, odrzucając niepotrzebne rozmyślania na bok. Jesteś sam-na-sam z Shiregt'em, czegoż ty jeszcze wymagasz? Odsunęłam się w końcu od niego, starając się przybrać zawadiacki wyraz pyska.
- Będziemy tak stać jak emeryci, czy może jednak przejdziemy się?
- Tak ubranego zaproszenia nie mogę odrzucić - uśmiechnąć się szarmancko.
Nieśpiesznymi krokami ruszyliśmy przez mokrą od niedawnej ulewy trawę. Krople deszczu błyszczały się wśród źdźbeł, jak gdyby cała okolica usiana była milionem diamencików. Niebo powoli przybierało ciemne barwy, chcąc już okryć świat gwieździstym kloszem. Widząc okalaną gasnącym światłem słonecznym sylwetkę Shiregt'a, mimowolnie uniosłam kąciki pyska. Wydawało mi się wręcz, że śnię. Zaczęłam zauważać drobne, przemieszczające się, świecące się punkciki - świetliki. Jakieś ptaki, śpiewając coraz mniej pieśni, poderwały się do lotu. Zamknęłam oczy, skupiając się na odgłosie, jaki wydawały ich skrzydła, na innych tonach nocy, cichym wietrze, szumiącym wśród gałęzi drzew i łodygami roślin. W moim umyśle pojawiła się melodia, którą zaraz zaczęłam cichutko nucić, dokładając słowa w głowie.

Wiecznie młodzi i piękni
Czy właśnie tak nam dyktuje los
Letnie noce i dnie
Chciałabym być przy tobie
Wiedzieć, że będziesz mnie kochał
Nawet, kiedy nie będziemy młodzi
Nawet, kiedy nie będziemy piękni
Czy możesz mi to obiecać?


Świat wokół był po prostu cudowny i zapierający dech, a obecność pana mojego serca sprawiała, że chciałam, aby ten moment nigdy się nie skończył.
Mój pan... Tak, wspaniała istota. Ah, jakbym chciała w tej chwili, właśnie teraz, móc go pocałować. Pobawić się kruczoczarną grzywą, którą musiało go obdarować jakieś bóstwo. Zabawny, inteligentny, taktowny... Czego można więcej wymagać? Gdybym tylko mogła zabrać go na prawdziwą wyprawę, bez żadnych obaw, tylko my dwoje i niczym niezmącony krajobraz Mongolii. A gdybym zaprosiła go w zaraz? Nie, muszę się najpierw upewnić co do jego uczuć, nie chcę wyjść na idiotkę. Ale jak mam się tego dowiedzieć...?
- Shiergt - szepnęłam, zadziwiając sama siebie - Odpowiesz mi na dwa pytania?
- Hm? - jego lekko zaspane mruknięcie było nad wyraz urocze.
- Co o mnie sądzisz i kim dla ciebie tak właściwie jestem? - spojrzałam mu prosto w oczy. Chciałam wiedzieć, choćbym miała okazać się zwykłą, niewyróżniającą się na tle innych członków klanu, znajomą. Po chwili jednak się zreflektowałam. Czy nie poszłam o krok za daleko? - Nie musisz odpowiadać - oddałam, odwracając wzrok. Co mnie podkusiło, żeby zadawać tak idiotyczne pytania?

<Owco? Może bym coś dopisała, ale Lisek mi groził ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!