Wtuleni w siebie cieszyliśmy się niekończącą się chwilą. Czas dla nas stanął, wiatr powiewał lekko przyjemnym ciepłem a kwiaty pachniały intensywniej niż zwykle. Choć po obu naszych głowach krążyło wiele pytań i niepewności, czuliśmy, iż tego nie może nic zabić. Nagle intuicja zapukała do moich mentalnych drzwi i zawróciła mnie na ziemię.
-Rose... - nagle cofnąłem się o krok i spuściłem wzrok, po raz pierwszy wyglądając na skruszonego. Klacz obawiała się najgorszego, lecz byłem niemal pewien, że nasze myśli galopowały po tym samym torze.
-Nie możemy... Należę do świty, choć to przywilej, zakazuje on związku z poddanymi. - mruknąłem cicho, już w pełni przypominając prawowitego Halta.
Rose kiwnęła łbem na znak zrozumienia, też o tym myślała. Znaliśmy się tak krótko... Klacz wyglądała tak, jakbyśmy zaraz mieli o sobie zapomnieć i zwalczyć wszelkie uczucia do siebie. Nie mogłem na to pozwolić, więc zaraz objąłem ją mocno.
-Wygrywałem wojny w których nie miałem szans. To nie może być trudniejsze. - powiedziałem i po chwili dodałem. - Pomogę ci wychować Takhala. Zostanę z tobą, choć nie możemy oficjalnie spędzić ze sobą życia. Jeśli mamy być razem, los w końcu da nam wolną rękę. Prędzej czy później. Musimy czekać i być silni. Zakazana miłość jest podobno tą najpiękniejszą.
Wpatrzyłem się w zachodzące słońce. Zachodni wiatr zaczął wiać mocniej oraz chłodniej zwiastując nocny odpoczynek.
-Wracajmy. - rzekłem krótko i zwróciwszy się w drugą stronę ruszyłem stępa w kierunku klanu.
<Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!