Wolnym stępem podążałam stepami przecudownej Mongolii. Bardzo lubiłam
takie spacery. Nagle zauważyłam, że obok mnie przebiegło coś małego i
szarego. Nagle przed sobą ujrzałam małego królika, lecz to nie był byle
jaki królik tylko Wielkanocny zwiastun tych właśnie pięknych świąt.
- Pomożesz mi? - Zapytał
- Tak, a w czym miałabym Ci pomóc - Zapytałam schylając głowę do jego wysokośći.
- Mam pewien problem, otóż kiedy rozdawałem prezenty to trochę się
pomyliłem która paczka do którego konia ma trafić - Powiedział ze
smutkiem króliczek.
- Jasne pomogę Ci, a tak w ogóle jestem Erina.
- A ja Charlie. - Przedstawił mi się króliczek.
- To poszukajmy jakijś koni z klanu. - Zasugerowałam po chwili.
Zajączek kiwnął swoją małą główką zgadzając się z moimi słowami.
Dalej podążyłam wolnym kłusem, żeby zajączek mógł mnie dogonić.
Nagle spostrzegłam Vayolę czyli mamę Arrowa którego kocham całym sercem.
- Czy z prezentem dla tej klaczy też się pomyliłeś?
- Tak raczej tak.
- To podmieniamy prezent i idziemy jak gdyby nigdy nic tak?
- Tak. To dobry plan działania. To jest prezent dla tej klaczy Yoli czy jak ona się nazywa
Szybko podmieniliśmy podarek. Na szczęśćie Vayola nie zdążyła się zorientować.
Potem zauważyłam brązowego ogiera z biała gwiazdą na czole. Nawet trochę
przypominał tego pojebanego tajemniczego wielbiciela który uwierzył, że
mogę jego pokochać. Rozmawiał z siostrą Arrowa Risą co było bardzo
dziwne. Słyszałam tylko urywki kłótni. Ich podarunki leżały pod drzewem.
Szybko podmieniłam im prezenty na te właśćiwe. Jeden z nich o dziwo był
taki jaki powinien być.
- Nieźle się zmęczyłam. Możemy zrobić tu sobie krótki przystanek?
- Jasne, że tak - Odpowiedział.
Miejsce było wręcz idealne. Niedaleko był mały zbiornik wodny z którego
postanowiłam się napić wody. Potem posiliłam się trawą i byłam już
gotowa do dalszej drogi. Podążyliśmy dalej na północ. Kawałek drogi stąd
stał dobrze zbudowany gniadosz. Najprawdopodobniej władca całego Klanu
Mroźnej Duszy. Zastanawiałam się czy na pewno to zrobić, bo w końcu
mogłam zostać oskarżona o kradzież. W końcu jednak uległam i
postanowiłam to zrobić.
Lekko niczym puch starałam się podmienić prezenty. Jednak jak byłam już w połowie roboty czujne oko władcy mnie dostrzegło.
- Zostajesz oskarżona o kradzież i to samemu władcy. Za to grozi Ci publiczne ośmieszenie i trzydniowa głodówka.
- Ale ja... ja... - Nie mogłam z siebie wydusić ani jednego słowa.
- Co ty?
Nagle przykicał do nas Charlie i powiedział w mojej obronie te słowa:
- Ona nic nie zrobiła. Po prostu pomagała mi, o ja.. ja przez przypadek
niektórym koniom z tego klanu dałem nie te prezenty co trzeba i teraz
Erina mi pomaga znowu wprowadzić ład w tym całym szale prezentowym.
- Dobrze możecie isć, ale będę mieć was na oku.
- Dziękuję władco. - Powiedziałam do Shiregt'a.
- Uratowałeś mi tyłek dzięki.
- Nie ma za co. Nie zrobiłem przecież niczego szczególnego. Po prostu
stanąłem w twojej obronie. Chyba każdy zrobiłby to samo na moim miejscu.
- Nie każdy. - Odpowiedziałam kategorycznie.
- A właśnie tu jest prezent dla Ciebie. Małoby brakowało gdybym całkowicie o nim zapomniał. - Powiedział wręczając mi podarek.
- Dziękuję. - Nawet go nie otwierałam. Wolałam pociągnąć dłużej ciekawosć, aż w końcu odpuszczę.
Reszte drogi przemilczeliśmy.
Następnie zauważyłam Siraane.
- A właśnie tej małej klaczce zapomniałem dać prezent.
- To pospiesz się.
Zajączek dał jej prezent i ruszylismy dalej. Odwiedziliśmy jeszcze kilka
koni i jeszcze inne, bo zajączek był u szczytòw roztargnienia i nie
tylko pomylił się w tym klanie. Kiedy już wszystko było tak jak ma być
wróciliśmy do klanu. Zajączek mi bardzo podziękował i wręczył jeszcze
jeden prezent. Podziękowałsm mu i poszłam spać, ponieważ było, już
strasznie późno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!