Nie dało się nie zauważyć, że Specter zaczęła mnie unikać, co właściwie mi pasowało. Sam nie miałem nic przeciwko temu i też starałem się na nią nie wpadać. Chciałem wszystko na spokojnie przemyśleć. Skoro Specter była ze mną w ciąży, to powinienem podjąć jakieś kroki, ale...jakie? Z jednej strony chciałem ją wesprzeć, lecz z drugiej wiedziałem, że rodzina, źrebaki, czy nawet...partnerka, to nie są rzeczy dla mnie. Czasem nie mogłem już z tym wszystkim wytrzymać i robiłem cokolwiek, aby tylko choć przez chwilę pomyśleć o czymś innymi. Na początku też bałem się, że kiedy cała wieść się rozniesie po klanie, Specter będzie poniekąd skompromitowana i wtedy już będę musiał się z nią związać. No i ja pewnie zacznę uchodzić za największego łajdaka, ale czy to jakiś grzech? Ja tylko dobrze wiem, że NIE nadaję się na ojca i partnera...I co ja w tej sytuacji powinienem zrobić?-słowa te coraz częściej przychodziły mi do głowy, w żaden sposób nie byłem jednak w stanie sobie odpowiedzieć.
~Jakiś czas później~
Minęło sporo czasu. Specter nadal mni unikała, a ja jej, choć ukradkiem się jej przypatrywałem. Wiedziałem, że spędza dużo czasu z Mint, toteż uznałem, że to ona zajmuje się klaczą. Parę razy chciałem wypytać medyczkę o stan zdrowia mojej przyjaciółki, nic mi jednak nie zdradziła. Zaczęła przy tym nabierać pewnych podejrzeń, więc musiałem zaprzestać tej praktyki. Tego dnia już od dłuższego czasu nie widziałem Specter. Nie było jej wśród koni znajdujących się w obecnej bazie, toteż musiała się zapewne gdzieś oddalić. Zacząłem się trochę martwić, jednocześnie jednak wyrzucałem sobie, iż nie powinienem tak tego wszystkiego przeżywać. Narastała też we mnie złość, na okrutny los, na klacz, na te nienarodzone źrebaki...Czemu wszyscy oni sprzysięgli się przeciwko mnie? Dlaczego nie mogę mieć po prostu spokoju? Kiedyś musiałem znosić swojego ojca i brata, a teraz jeszcze to...Dobrze przynajmniej, że oni o tym wszystkim nie wiedzą, choć niektórzy zaczynają już szeptać po kątach. W końcu teraz już stan Specter stał się dość widoczny i niektóre konie mogły zacząć coś podejrzewać. Ja wiem, że z jednej strony to nie jest wina Specter, ale z drugiej...-biły się we mnie najróżniejsze myśli. A najgorsze było to, iż wciąż nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Nawet nie zauważyłem, kiedy opuściłem pozostałe konie i zacząłem się kierować gdzieś przed siebie. Nogi właściwie same mnie niosły, aż doszedłem do pewnego miejsca. Dokładniej rzecz ujmując, była to polana, na której zauważyłem Specter. Ledwo się tam znalazłem, a klacz przebudziła się i zerwała na równe nogi.
-Dante...-szepnęła, ale wokół panowała tak idealna cisza, że doskonale to usłyszałem. Nim zdążyłem pomyśleć, co powinienem zrobić, odejść czy zostać, mimowolnie wykonałem kilka kroków do przodu. Po chwili, gdy się nieco ocknąłem, wydało mi się, że klacz stara się coś przede mną ukryć. A po kolejnej chwili zza klaczy wychyliła się główka źrebięcia! Specter także to zauważyła, jej pysk przybrał nieco zaskoczony wyraz. Nim jednak zdążyła coś powiedzieć, źrebię wyminęło ją i zrobiło kilka niepewnych kroków naprzód.
-Czy to...?-spytałem niepewnie, obserwując uważnie młodą klaczkę.
-Tak, nasza najstarsza córka-odparła Specter, tonem nieco wyniosłym i urażonym.
-Jak ma na imię?-spytałem.
-Po co ci to wiedzieć, skoro cię to nie obchodzi?-odparła klacz. Spojrzałem na nią zakłopotany. To na pewno nie będzie łatwa rozmowa. Może powinienem stąd pójść?-pomyślałem, ale mimo to zostałem, bo...coś mi po prostu kazało tak postąpić.
-Obchodzi-powiedziałem.
-Jakoś nie odniosłam do tej pory takiego wrażenia-odparła Specter.
-A co z pozostałą dwójką?-zapytałem.
-A co ma być?-spytała klacz, po czym odsunęła się nieco w bok, dzięki czemu mogłem ujrzeć drugą klaczkę i ogierka. Widocznie Specter uznała, że nie ma sensu ich dłużej przede mną ukrywać.
-Więc...jak mają na imię?-zapytałem po chwili. W trakcie całej tej rozmowy źrebaki tylko spoglądały z zainteresowaniem to na mnie, to na swoją matkę.
-Siraane, Leander i Naero-odparł sucho klacz, wskazując po kolei łbem na każde ze źrebiąt.
-Yhm...A co zamierzasz teraz zrobić?-zapytałem. Przeczuwałem jednak, że Specter sama nie wie, jak powinna postąpić. Ja sam nie miałem zielonego pojęcia, co mam zrobić. A może wręcz przeciwnie? Może doskonale to wie? Może ona ma na drodze życia światło, które mówi jej, jak powinna postępować? A może...to ja powinienem być dla niej takim światłem, a ona dla mnie?-pomyślałem, przypominając sobie to, w jaki sposób czasem patrzyli na siebie lub rozmawiali ze sobą moi rodzice, kiedy jeszcze byłem źrebięciem i spędzałem z nimi mnóstwo czasu. Jakby cały świat mógł dla nich nie istnieć. Albo jakby zawsze wiedzieli, co mają zrobić, nawet gdyby wszystkie kataklizmy zaatakowały ich naraz. Zawsze byli tacy spokojni, wystarczyło tylko, że oboje byli w pobliżu. Matka zaczynała się najczęściej denerwować, jeśli nie wiedziała, gdzie jest lub co robi nasz ojciec. A ojciec martwił się głównie wtedy, kiedy z oczu znikała mu nasza matka. W pozostałych przypadkach byli niemal zawsze spokojni, pewni siebie, opanowani. Może poza sytuacją, kiedy porwano Miriadę, ale i wtedy odnosiło się wrażenie, że nie zwariowali tylko dlatego, że mają siebie nawzajem. Czy istotnie o to w tym wszystkim chodzi? I to powinienem zrobić? Ale czy jestem gotowy? Czy dam radę? Będę umiał? I czy Specter tego chce? A jeśli nie?-myślałem nieco spanikowany.
<Specter?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!