-Daj spokój, przecież tych kilka minut nas nie zbawi!
Odnaleźliśmy więc właściwie rośliny i dopiero potem udaliśmy się w drogę powrotną do klanu. Z oczywistych przyczyn trochę nam ona zajęła, w końcu jednak tam dotarliśmy. Erina nie miała w klanie rodziny, więc nikt na razie nie spostrzegł jej zniknięcia, a jeśli chodzi o mnie...Zauważyłem jedynie swoje siostry, które stały nieco dalej i o czymś zawzięcie dyskutowały. Nie wyglądały, jakby przejęły się tym, że tak długo mnie nie było. A jakbym im opowiedział, że Erina i ja cudem uszliśmy z życiem, bo zaatakował nas wilk, to by dopiero było, zapewne uznałyby, iż szkoda, że mnie nie zjadł. Matki na razie nigdzie nie widziałem. Postanowiłem więc razem z klaczą udać się do medyczki, Rose, aby ta ją opatrzyła, a potem jeszcze pospacerowaliśmy razem po klanie, zanim zapadł zmierzch.
~Jakiś czas później~
Zbudziłem się niezwykle wypoczęty, w dodatku szybciej niż moja matka czy siostry. Niemal od razu postanowiłem wykorzystać ten fakt i trochę się przejść. Właściwie jednak nie był to taki przypadkowy spacer, bo mimochodem starałem się też odszukać Erinę. Dorosła już i została medyczką, a był to przecież jeden z zawodów, który mnie interesował. Teraz więc spędzaliśmy razem czas nie tylko jako przyjaciele, ale też trochę wykorzystywałem ją, aby dowiedzieć się czegoś o tej profesji, poznać nieznane mi dotąd choroby czy lecznicze zioła. Liczyłem się z tym, że Erina może jeszcze spać, ale na moje szczęście wkrótce ją odnalazłem, całkowicie rozbudzoną.
-O nie! Jeśli znowu zamierzasz zadręczać mnie jakimiś pytaniami, to spadaj stąd!-zawołała klacz, po czym roześmiała się, a ja jej zawtórowałem.
-Obiecałaś mi jednak dokończyć wykład, pamiętasz?-zapytałem, chytrze się uśmiechając. Klacz westchnęła. Poprzedniego wieczoru dałem jej spokój dopiero, kiedy obiecała mi, że dziś dokończy mi opowieść o ziołach leczniczych, które można znaleźć na pustyni. Erina nie miała innego wyboru i zaczęła opowiadać, a ja z uwagę słuchałem, często przerywając jej, aby zadać mniej lub bardziej szczegółowe pytania. W konsekwencji wykład trwał naprawdę długo. Może i klacz nie wybrała zawodu nauczyciela medycyny, ale i tak została moim prywatnym nauczycielem owej profesji.
-Nareszcie koniec!-zawołała klacz.
-Na dziś-dodałem z uśmiechem.
-O nie, nie myśl sobie, że dam ci się więcej zadręczać! Koniec z tym!-zawołała Erina, mimo to uśmiechała się. Klacz wiedziała, że gdyby moje pytania, dociekliwość i prośby o pomoc naprawdę jej przeszkadzały, mogła mi to po prostu wprost powiedzieć i zrozumiałbym. Dla pewności często jej to przypominałem, ale Erina zapewniała, iż to żaden problem. Miałem nadzieję, że tak właśnie jest i istotnie nie jestem dla niej zbyt kłopotliwy.
-Z tego wszystkiego aż zgłodniałam-powiedziała po chwili milczenia.
-Więc może przejdziemy się poszukać czegoś na śniadanie? Jeszcze nic dziś nie jadłem-zaproponowałem.
-No wiesz ty co! Przyszły lekarz i nie wie, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia? Za mną!-zawołała Erina, po czym zaczęła mnie gdzieś za sobą prowadzić. Po chwili jednak przystanęła, i to tak nagle, że prawie na nią wpadłem.
-Coś się stało?-spytałem.
-A twoja matka nie będzie miała nic przeciwko?-zapytała Erina.
-Przecież wiesz, że ją to zwykle niewiele obchodzi. Poza tym, jestem już niemal dorosły-odparłem. Ponieważ klacz zaiste wiedziała, jak wygląda moja sytuacja rodzinna, nie musiałem jej specjalnie przekonywać, abyśmy ruszyli dalej. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do miejsca, gdzie trawa wydawała się nawet zieleńsza niż normalnie.
-Odkryłam to miejsce niedawno. Trawa jest przepyszna. Częstuj się!-zawołała z uśmiechem klacz, po czym schyliła się po pierwszy kęs. Po chwili uczyniłem to samo. Przez jakiś czas jedliśmy tak sobie w spokoju, dopóki nie wyczułem dziwnego, nieznanego mi zapachu. Erina widocznie też to poczuła. Oboje przerwaliśmy jedzenie. Po chwili do naszych uszu dotarły dźwięki, jakich nie wydaje żadne znane mi zwierzę. Zastanawiałem się, cóż to takiego może być, aż w końcu znalazłem pewne rozwiązanie.
-Erina,czy to mogą być ludzie? Miałaś z nimi kiedyś do czynienia? Bo ja nigdy-powiedziałem. Opowieści o nich słyszałem jedynie od matki lub czasem, kiedy jakieś konie niezbyt potajemnie o nich rozmawiały.
-Bo mi się wydaje, że najlepiej będzie jak najszybciej zwiewać...-dodałem po chwili, niepewnym tonem. Martwiłem się, czy w razie takiej konieczności, dam radę im uciec? A jeśli nas złapią...to do czego może przydać im się taki koń jak ja? A co wtedy z Eriną?-dość mocno zacząłem się martwić, bo historie, które słyszałem o tych istotach, raczej nie należały do przyjemnych.
<Erina? Brakus wenus pospolitus mnie dopadł>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!