Strony

23.03.2019

Od Dantedo do Specter "Wiadomość niczym grom z jasnego nieba"

Specter nie było przez wiele dni. Shiregt zarządził poszukiwania, na które ja udawałem się codziennie. I kiedy wszyscy ich uczestnicy wracali już do klanu, bo zaczynało się ściemniać, ja za nic w świecie nie chciałem odpuścić. Martwiłem się o Specter. Tak bardzo się o nią martwiłem. Gdzie była? Co robiła? Czemu zniknęła? Odeszła? Ale dlaczego? Ktoś coś jej zrobił? Nie, to było niemożliwe! Zabiję tego, kto ośmielił się ją tknąć! Ale w takim razie...to moja wina? Powinienem być z nią, kiedy coś jej groziło, wtedy by nie zniknęła. A więc to wszystko jednak moja wina! Ale nie mogę teraz rozpaczać, muszę ją odszukać. Nie mogę się poddawać, w końcu cały czas jest nadzieja-codziennie miewałem takie myśli. Mój humor zmieniał się jak u klaczy w ciąży. Nawet Shiregt zauważył, że ostatnio przestałem być jego denerwującym młodszym bratem, a stałem się niesamowicie zdenerwowanym, łatwo wkurzającym się młodszym bratem. W dodatku sam nie wiedziałem, co się ze mną dzieje i dlaczego. Nie miałem pojęcie, dlaczego aż tak bardzo przejmuję się zniknięciem Specter. Czy tak samo martwiłoby mnie zaginięcie kogoś innego? Shiregt'a albo Miriady być może, ale kogoś spoza rodziny?-zastanawiałem się. Jednocześnie dręczyły mnie przygnębiające myśli, bo każdy nowy dzień przynosił nową szansę, potem nowe rozczarowanie. I z każdym nowym dniem możliwość odnalezienia Specter była coraz mniejsza, z czym mój brat się nie krył i o czym ja też dobrze wiedziałem. Po jakimś czasie udało nam się jedynie trafić na ślady jakichś koni, ale przez wiosenne roztopy w pewnym momencie urywały się one i nic więcej już nie odkryliśmy.  Nie trzeba dodawać, że i rodzina klaczy strasznie się o nią martwiła, a ja stałem się poniekąd dla jej ojca wrogiem publicznym numer jeden, bo byłem ostatnim koniem, który widział Specter. A po spotkaniu ze mną, klacz niestety zniknęła. W końcu jednak Specter do nas wróciła, a ja poczułem ulgę, jakiej nigdy wcześniej nie czułem. Denerwowałem się nieco, kiedy klacz odeszła gdzieś na dłuższy czas. W planach miałem nie spuszczać jej od tej chwili z oka ani na moment. Poza tym chciałem się dowiedzieć, co się właściwie stało i czy nic jej nie jest. W końcu Specter wróciła, ale miała minę, jakby strasznie się czymś martwiła. Zdziwiło mnie to. Co mogło sprawić, że tak nagle pogorszył się jej humor?-pomyślałem.
-Długo cię nie było-powiedziałem, gdyż już klacz do mnie podeszła. Następnie chciałem zadać jej pytanie, co właściwie się stało, ale Specter mnie uprzedziła.
-Bo...Pamiętasz wieczór przed porwaniem? Ja...Ja jestem w ciąży... A do tego...Z trzema źrebiętami-klacz mówiła powoli, z przerwami, uważnie mi się przyglądając. Jej słowa zaś docierały do mnie z jeszcze większym opóźnieniem.
-Zaraz, zaraz. Jakie porwanie?-zapytałem na początku, zupełnie zbity z tropu. Specter szybko wyjaśniła mi, co się jej przytrafiło. Jeszcze bardziej się tym wszystkim przeraziłem, choć obecnie najbardziej przerażało mnie cały czas to, co klacz powiedziała na początku naszej rozmowy.
-Ehm, jakby to powiedzieć...ja jestem ojcem, tak?-zapytałem po chwili.
-Tak-odparła klacz, nadal uważnie mi się przyglądając.
-Jesteś pewna?-spytałem.
-Oczywiście, że jestem pewna! Dante! Za kogo ty mnie masz?!-zawołała Specter.
-Nic nie mówię, ale skoro powiedziałaś, że porwały cię inne konie, chciałem się tylko upewnić...
-Że z nikim więcej tego nie zrobiłam?! Albo może czy nikt nie zrobił ze mną tego wbrew mojej woli?! Gdyby tak było, nie mówiłabym ci o tym tak po prostu!-zawołała klacz. Na szczęście nikt nie zwrócił na nas uwagi, bo byliśmy nieco oddaleni od klanu.
-Nie, to nie tak...-zacząłem się bronić.
-Więc jak?-spytała klacz, a mi zdało się, że w kącikach jej oczu widzę łzy.
-Ja po prostu...to jest duża odpowiedzialność. I nie czuję się do końca na siłach, żeby jej podołać, więc chciałem się przekonać, czy to...na pewno jest moja odpowiedzialność-powiedziałem. Byłem zbyt zdezorientowany, zaskoczony i przestraszony, więc umiejętność dobrego dobierania słów trochę mi siadła. Sam nie do końca rozumiałem to, co powiedziałem, i jak to powiedziałem. Wiedziałem jednak, że wszystko to nie było dla mnie powodem do szczęścia. Ja? Ojcem? Bogowie, Los, Fatum, Przeznaczenie, jak zwał tak zwał, ale wy chyba sobie ze mnie kpicie?-pomyślałem. Nim zdążyłem cokolwiek dodać, Specter odwróciła się i pędem pobiegła gdzieś przed siebie, a ja zostałem zupełnie sam. Zastanawiałem się, co powinienem dalej zrobić. Biec za nią? Zostać tutaj? Ostatecznie jednak doszedłem do wniosku, że wszystko to dla klaczy musi być dużym szokiem, a mój widok może ją tylko rozzłościć, więc najlepiej będzie poczekać, aż ochłonie i sama do mnie przyjdzie, aby na spokojnie jeszcze raz o wszystkim porozmawiać. Lepszego planu nie byłem w stanie wymyślić, totez po chwili, wolnym krokiem, powlekłem się w stronę klanu.
<Specter? Dante-idealny, kochający oraz odpowiedzialny partner i ojciec:D>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!