Westchnęłam powoli. Chłodne powietrze lekko uderzyło w mój
pysk, a łzy przestały płynąć i leniwie spływały po moich policzkach. Spojrzałam
na Kirka z lekkim smutkiem, jednak milczałam. Popatrzyłam ukradkiem na kilka
innych koni, patrzących na mnie z lekką dezaprobatą. Odwróciłam więc wzrok.
Byłam lekko zdezorientowana i zdenerwowana.
-Chodźmy już. –powiedział mój partner i uśmiechnął się
pokrzepiająco. Ja uniosłam lekko kąciki ust, ale po za tym moje oczy
pozostawały smutne. Szliśmy brodząc w śniegu, było dość zimno a wiatr
świszczał. Na drzewach osiadły pokaźne capy śniegu. Ptaki jadły co się da. Zima
jak zawsze, w Mongolii była surowa. Przechadzaliśmy się niedaleko Klanu, aby
nie stracić go z oczu. Wciąż trochę smutna, oglądałam przyrodę i życie które
radziło sobie wspaniale.
-Dalej Ci smutno? –zapytał mój partner, obracając głowę w
moją stronę.
-Trochę.. –odparłam cicho.
–Mam tylko nadzieję, że nie
będzie nas winił, że go nie zauważyliśmy.. –mruknęłam do siebie.
-Na pewno nie, pamiętaj, że chcieliśmy go uratować, ale
robiąc to narazilibyśmy swoje życie i nic i tak byśmy nie zdziałali. –powiedział
ogier, a ja uśmiechnęłam się lekko.
-I tak to smutne widzieć śmierć swego pobratymca. –stwierdziłam,
a na tym zakończyła się nasza rozmowa. Wróciliśmy kłusem w obręby Klanu,
zbliżała się noc. Idąc pod drzewo wraz z Kirkiem, Rozejrzałam się lekko, czułam
dziwny niepokój, ale nic nie mówiłam. Sen zmorzył mnie tak samo szybko, jak
musiałam się zbudzić.
-PÓŁNOC-
Zbudziłam się. Księżyc swoim mocnym światłem, oświetlał dużo
terenu. Stawiłam krok, po czym usłyszałam szelest. Stanęłam. Milcząc,
nasłuchiwałam patrząc w ciemne drzewa. Trochę niepewnie zaczęłam zmierzać w
kierunku dźwięku, niepokój rósł. Spojrzałam w mrok, a mym oczom ukazał się
nieduży cień. Sylwetka wskazywała na coś koniopodobnego.
<Kirk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!