Poruszanie się w głębokim śniegu który spadł dzisiejszej nocy było po prostu uciążliwe. Najpierw kończyna zanurzała się w przyjemnym, miękkim, białym puchu z charakterystycznym, miłym dla ucha skrzypieniem, jednak tuż potem trzeba było ją spod niego wydobywać. Starałam się poruszać kłusem, bo w stępie nogi zapadały się głębiej. Truchtałam pod górę zbocza, szukając czegoś do przekąszenia na własną rękę. W okolicy miejsca postoju wszystko zostało już wyjedzone. Przystanęłam przed starym drzewem obrośniętym mchem i nisko położonymi gałązkami z miękką korą. Z ochotą zabrałam się do nich, ciesząc się spokojem tego miejsca. Lecz w pewnym momencie coś gwałtownie zaszeleściło za mną, trochę śniegu pacnęło o ziemię. Zaczęłam obracać głowę, tylko z zasady zresztą; nim jednak zdążyłam to zrobić, poczułam coś twardego uderzającego o mój zad.
Na ułamek sekundy zdębiałam po prostu z przerażenia. To dotknięcie i brak jakiejkolwiek żywej istoty z łatwością zdołały przywołać wspomnienia przed laty, ściągnąć je tu całym tłumem. Bez namysłu wierzgnęłam gwałtownie, trafiając, ku memu zaskoczeniu, w coś miękkiego i...żywego. Mój umysł ostatecznie opanowała panika i ból z dawnych lat. Uderzałam we wszystkie strony. Wszystko to trwało może kilka długich chwil. Gdy już przestało mi się kręcić w głowie, zauważyłam leżącego na ziemi pięknego ptaka. I to on miał być przyczyną...? - nie czułam najmniejszej złości, gniewu, furii. Wręcz przeciwnie, natychmiast dopadły mnie wyrzuty sumienia i rzuciłam się do przodu, by sprawdzić, czy żyje. Całe szczęście, ptaszyna zaczęła podnosić się na nogi z pomocą jednego skrzydła. Drugie odchyliła w dziwny sposób, i przyjrzała mi się uważnie swoimi paciorkowatymi oczami, po czym przeniosła wystraszony wzrok za moją osobę. W jej spojrzeniu ze zdziwieniem zauważyłam ulgę.
— Dziękuję. - rzekła uprzejmie, przechylając główkę. Że co...? Dziękuje mi za złamanie skrzydła? Może to lepszy świr, niż ja? - sama obejrzałam się do tyłu. W puchu leżało ciało jakiegoś drapieżnika w typie sobola.
— O losie... - wyszeptałam przez zaciśnięte zęby. Raniłam wszystko i wszystkich dookoła. Nie potrafiłam tego opanować. Już dawno powinnam znaleźć jakieś ostrze, ale najpierw...
— Proszę, wchodź. - schyliłam nisko szyję. Zaskoczony ptak ostrożnie umościł się na mojej grzywie między uszami. Ruszyłam z powrotem do klanu. Tam znajdę coś, żeby moją nową znajomą opatrzyć.
Na spotkanie wyszedł mi Cardinano, również poszukujący pożywienia.
— Witaj, Miriada. Udał ci się, spacer? - przyhamował trochę, widząc mojego pasażera. - A to kto?
— Długa historia. - odparłam krótko, wzdychając cicho. - Pomożesz mi?
<Cardinano? *)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!