Spoglądałem
na klacz w uwagą, bardzo ostrożnie analizując każdy kawałek jej ciała,
czy nie ma zadrapań czy może coś wygląda niepokojąco. Tak już mam,
zboczenie zawodowe o którym nikt nie ma pojęcia. Może to i lepiej? Nikt
nie wie, że go analizuję z taką dokładnością, co naprawdę mogłoby się
wydawać dziwne, a nawet psychiczne? Przy okazji mogłem też ocenić każdy
skrawek jej ciała pod innym względem, bardziej artystycznym, że tak
powiem. Jej maść była taka piękna, przypominała mi jesień, taką radosną,
kolorową, ale jednak zimną i wietrzną. To jest chyba moja ulubiona pora
roku, która bardzo inspiruje. Możesz być zarówno radosny i smutny,
równowaga jest bardzo ważna w naszym życiu. Latem zawsze jest radośnie, a
zimą przeważnie smutno, a jesień? Jesień jest idealna. Wiosna? Wiosna
też jest radosna, bo wszystko budzi się do życia, potem to już żyjesz...
a jesienią? Przygotowujesz się do śmierci, delikatnej takiej...
lirycznej. Coś magicznego.
–
Bardzo miło mi ciebie poznać Salkhi. – oznajmiłem z uśmiechem i lekkim
ukłonem w jej kierunku, bardziej można powiedzieć, że było to prawie
niezauważalne ugięcie nogi i opuszczenie łba.
– Jestem Hadvegar. – przedstawiłem się, wracając do poprzedniej, wyprostowanej pozy.
–
Jak już wiesz, jestem tu po to, żeby się o ciebie troszczyć, więc jeśli
tylko będziesz mieć wątpliwości, to zapraszam. – powiedziałem, na końcu
dodając z ukłonem – Zawsze do usług.
<Salkhi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!